- Cz-czekaj! Gdzie teraz idziesz? - chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, który oddał się coraz bardziej i znikał w białym puchu śniegu. Wtulił się w materiał czarnego płaszcza przyjaciela, który dostał od niego wcześniej. Czy on może teraz odejś...
- Jak dobrze, że jutro już odstawiłaś dzień szkoły i święta. - Matthias padł na łóżko Lukasa, gdy tylko ten wpuścił go do pokoju.
- Marudzisz. Jesteś w szkole dopiero tydzień i do tego wszyscy nauczyciela wydają się cię lubić. – niższy rzucił w niego plecakiem. – Dobrze, że chociaż mamy mało zadane.
- Racja. Możemy zająć się sobą. – wstał i podszedł do niego.
- Zapomnij, zboczeńcu. Zbliż się jeszcze trochę, a uduszę cię twoim krawatem. – odepchnął go. Wyciągnął zeszyty i książki, po czemu zasiadł do biurka. Jego przyjaciel usiadł obok niego. Po pół godziny siedzenia nad książkami i pisania czegoś w zeszycie, w końcu skończyli tą ważne czynność, jaką jest odrabianie pracy domowej.
- Wreszcie koniec. – niebieskooki spojrzał na swojego przyjaciela, który położył się na swoim łóżku. Uśmiechną się. On był taki uroczy i wspaniały. Zaczął coś do niego mówić, jednak ten nie zwrócił na to uwagę i zawisł nad nim.
- C-co ty robisz? – mniejszy spojrzał na niego zdziwiony. – Zejdź ze mnie. – próbował go odepchnąć, jednak jego ręce zostały szybko pozbawione wolności.
- Wiesz, jak cię kocham? – zbliżył się do niego. Chciał go pocałować, jednak drugi zaczął kręcić głową, by mu to uniemożliwić. Westchnęłam, ale nie podał się i zaczął całość jego szyję.
- P-przestań... – Bondevik podjął próby uwolnienia się, jednak wszytko poszło na marne. Jego towarzysz powoli rozpinał jego koszulę zębami. Tak bardzo go chciał. Tak go pragnął. Bez zastanowienia się czy jego ukochany też tego chce, zaczął pieścić jego klatkę piersiową.
Schodził coraz niżej i niżej. Już był przy spodniach. Uśmiechnął się. Jego przyjaciel najwidoczniej poddał się lub zbiera siły. Prawdą okazało się to drugie, bo gdy tylko Matthias próbował rozpiąć jego rozporek, dostał kopniaka tam, gdzie chłopców boli najbardziej. Odskoczył od niego i złapał się za to miejsce.
- Co ty wyprawiasz?! Zwariować?! – Lukas zaczął krzyczeć na cały dom, w którym oprócz nich był tylko jego młodszy brat. To co się przed chwilą wydarzyło, bynajmniej mu się nie podobało.
- P-przepraszam... – wyższy próbował się podnieść z ziemi.
- Przepraszam?! Przepraszam?! Tylko tyle mi powiesz?! Zaczynasz mnie molestować i tylko tyle powiesz?! Nienawidzę cię! Zrozum, że nigdy z tobą nie będę! Daj mi spokój! – nim niebieskooki zdążył się obejrzeć, został wywalony za drzwi.
- To się więcej nie powtórzy... – spojrzał na swojego przyjaciela smutnym wzrokiem.
- Zamknij się! Nie chcę cię już znać! Wynoś się z mojego życia! Możesz nawet umrzeć! Wszytko mi jedno.
- Proszę... – wyciągnął rękę w jego stronę. – Naprawdę cię kocham. Rozumiem, jeśli nie odwzajemniasz moich uczuć, ale nie skreślaj mnie jako przyjaciela. Proszę. Jesteś jedyną osobą, która mi jeszcze została. – Lukasa trochę zatkała jego wypowiedź. Coś w środku niego chciało mu przebaczyć i nadal być jego przyjacielem, ale jeśli to znowu się powtórzy? Poza tym, jeśli Matt naprawdę go kocha, to czy nie będzie tylko cierpiał będąc tylko jego przyjacielem?
- Zapomnij! Mam cię dość, idioto! Za dużo czasu na ciebie zmarnowałem. – zamknął drzwi przed jego nosem.
Køhler stał przed drzwiami i próbował zrozumieć, co się właśnie stało. Jego ukochany go nienawidzi. To koniec. Może rzeczywiście lepiej sobie odpuścić? Nie chce dla niego źle. Jeśli naprawdę Lu nie chce już go znać, będzie lepiej, jeśli po prostu odejdzie na zawsze z jego życia.
Powoli szedł dobrze znanymi mu już ulicami. To naprawdę koniec? Tyle walczył o niego i tak po prostu go stracił? Stał w miejscu, którym pierwszy raz go zobaczył. W tym miejscu jego życie kompletnie się zmieniło. Już nie zwracał uwagi na łzy, które leciały po jego twarzy. Wszytko miał przed oczami. Jak pierwszy raz go zobaczyła, jak się poznali, jak ojciec wywalił go z domu...
Dom... Dom... czy kiedykolwiek mógł nazwać to domem? Kiedy wszyscy jedynie na niego krzyczeli i go wykorzystywali. Nigdy nie miał prawdziwego domu. Nigdy nie dostał choć trochę miłości, a to było jedyne czego chciał. Kogoś, kto by go zaakceptował takim jaki jest i by go kochał. Czy to tak wiele?
Wrócił do miejsca, w którym spał przez ostanie dni. Usiadł na stosie gazet i westchnął. Prezent. Zapomniał o nim totalnie. Ale skoro już go kupił, to chyba nie może się zmarnować. Może dzięki temu kiedyś dostanie przebaczenie. Kiedyś.
Wziął wielkie pudło i ruszył. Miał nadzieję, że Lukas mi otworzy i przyjmie prezent. To mu wystarcza. Zadzwonił do drzwi. Chwilę zaczekał.
- Co ty tu robisz, idioto?! – otworzył mu jego były już przyjaciel, który nie wyglądał na szczęśliwego.
- Miałem ci to dać w święta, ale skoro i tak nie chcesz mnie już widzieć, to chcę ci to dać teraz. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Mam nadzieję, że kiedyś mnie zobaczysz. Żegnaj. – ostanie raz spojrzał ma jego śliczną twarzyczkę, uśmiechnął się i odszedł. To już koniec.
Fioletowooki był zaskoczony. Wszedł do domu z pakunkiem i postawił w pokoju. Powoli go rozpakował. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. To co chciał od początku. Skąd on wiedział? Emil? Z resztą nie ważne. W pudle było coś jeszcze. Ich wspólne zdjęcie. Obejrzał jej dokładnie. Ten uśmiech, którego już nigdy nie zobaczy. Dlaczego? Bo dostał focha? Nie. To nie może być koniec.
Wybiegł z domu. Może jeszcze go dogoni. Jednak nie było widać żywej duży. On musi go przeprosić. Nie chce, by tak to się skończyło. Biegł przed siebie. Matthias nie mógł odejść aż tak daleko. W pewnym momencie się zatrzymał. Czemu on go chce dogonić. Tak bardzo go lubi. To aż tak wielka przyjaźń. Nie. To już nie była przyjaźń.
Lukas wrócił do domu. Musiał pozbierać myśli. Czy on naprawdę też go kocha? Nigdy wcześniej się nie zakochał, więc skąd ma wiedzieć jakie to uczucie? Jutro w szkole z nim pogada. Na pewno przyjdzie. To ostatni dzień szkoły przed świętami. Wtedy go przeprosi.
Jednak Matthias nie pojawił się następnego dnia w szkole. Czyli to koniec? Ostateczny koniec? Lu nie mógł się z tym pogodzić. Jednak już za późno. To koniec.