〰4〰

6.5K 459 230
                                    

ADRIEN

- Nie rozumiem, co w tym złego? - zapytał mnie przyjaciel, kiedy po lekcjach siedzieliśmy w bibliotece i pisaliśmy referat na francuski.

- Bo widzisz... - teraz się zastanawiałem, czy powiedzieć kumplowi tym, że jestem już zajęty. - Ja już mam dziewczynę i drugiej nie potrzebuję. - Nino patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Co to za dziewczyna? - spytał mnie podejrzliwie, znacząco poruszając brwiami.

No to teraz się wkopałem. Muszę się z tego jakoś wyplątać. Ostrożnie dobierać słowa, żeby czasem czegoś nie wypaplać. Wtedy nie dość, że miałbym przesłuchanie u kumpla, to jeszcze moja Księżniczka byłaby na mnie wściekła, że komuś zdradziłem swoją tożsamość.

- Poznałem ją na jednym z pokazów w Hiszpanii i tak jakoś wyszło. - mam nadzieję, że to wystarczy.

- Czyli to związek na odległość? - otworzył książkę na potrzebnym nam temacie i spojrzał na mnie.

- Tak. - jęknąłem, niepotrzebnie zaczynaliśmy rozmowę na ten temat. - Możemy już się zająć tym cholernym referatem? Bo do jutra stąd nie wyjdziemy.

Praca na szczęście nie zajęła nam dużo czasu. Wyrobiliśmy się przed obiadem. Odwiozłem Nina do domu, po czym pojechałem do swojego. Po drodze myślałem o tym, co jeszcze wymyśli moja mama. Ja nie wiem, co jej do głowy strzeliło z tą całą narzeczoną. Muszę się jakoś z tego wyplątać. Nie ma mowy, żebym zerwał z moją Biedronsią.

Przekroczyłem bramę do posiadłości i wszedłem do domu. Rzuciłem po drodze krótkie dzień dobry, napotkanej w salonie asystentce ojca. Przebrałem się szybko w swoim pokoju i zszedłem do jadalni, gdzie zastałem już swoich rodziców. Przywitałem się z nimi i zająłem miejsce przy naszym stole.

- Jak ci minął dzień, synku? - kiedy ta kobieta przestanie mnie tak nazywać?

- Dobrze, mamo. - odpowiedziałem. - Było spokojnie.

- Adrien, wróć jutro do domu zaraz po szkole. Musimy ci sprawić nowy garnitur na niedzielny obiad, dlatego jedziemy do firmy ojca na przymiarki. Przecież musisz jakoś wyglądać przed swoją przyszłą żoną. - czyli jednak coś wymyśliła.

- Czy to konieczne? - spojrzałem błagalnie.

- No oczywiście, że to konieczne! - podniosła głos. - Wszystkie twoje garnitury są już niemodne! Ile one mają? Miesiąc? Dwa?

- Nie o to mi chodziło. - musiałem chociaż spróbować. - Chodziło mi o tę całą narzeczoną. Mamo, ja tego nie chcę.

- Adrien, wiesz, że to nie podlega dyskusji. - spojrzała na tatę.

- Synu, nasze małżeństwo też było zaaranżowane i dobrze na tym wyszliśmy. - ojciec odwzajemnił spojrzenie mamy, a mnie całkowicie zatkało.

No tego to bym się w życiu nie spodziewał. Nie mogę w to uwierzyć. No po prostu nie mogę. Kiedy oni przestaną mi przekazywać tak szokujące wiadomości podczas posiłków? Chociaż to i tak niczego nie zmienia. Nie chcę tego.

- I tak powinieneś się cieszyć, że skutecznie wybiłam twojemu ojcu zeswatanie cię z tą całą Chloé, bo zamarzyło mu się połączyć nasze rodziny. - skrzywiła się, wspominając o rodzinie burmistrza. - Nigdy go nie lubiłam. Skorumpowany waleń.

- Nie przesadzaj, Aurelio. - westchnął ojciec.

- Gabi, przesadzić to sobie mogę moje hortensje w ogródku. - oho, mama się rozkręca, czyli czas się ulotnić.

Wróciłem do pokoju i zająłem się pozostałymi lekcjami. Dopiero poniedziałek, a mnie już się nie chce. Na szczęście do końca roku szkolnego zostało trzy miesiące. A potem studia.

Z fizyką uwinąłem się szybko, gorzej poszło mi z biologią, której w ogóle nie rozumiem. Jednak i przez to przebrnąłem. Po zrobieniu wszystkiego zdałem sobie sprawę, że już czas na randkę. No dobra, tylko ja uważam nasze patrole za randki.

MARINETTE

- To żeńskie liceum plastyczne, to nie był dobry wybór. - Alya przez całą drogę narzekała na naszą szkołę.

- I mówisz to teraz, kiedy już je kończymy? - zaśmiałam się.

- Nie o to mi chodzi. - usiadłyśmy na ławce naprzeciwko pomnika najsłynniejszej pary w Paryżu. - Chodzi mi o to, że tam nie ma żadnych chłopaków. Jak ja mam poznać jakiegoś, skoro z żadnym się nie widuję? - oparła głowę o moje ramię, a ja spojrzałam na podobiznę Czarnego Kota, wtedy delikatny uśmiech pojawił się na moich ustach. Jednakże od razu posmutniałam, przypominając sobie, co takiego planują moi kochani rodzice.

- Ciesz się, że rodzice nie chcą ci na siłę żadnego wcisnąć. - mruknęłam.

- Jakoś się z tego wyplączesz, jestem pewna. - pocieszała mnie.

- Do niedzieli jeszcze daleko, może uda mi się coś wymyślić. - wstałam z ławki. - Muszę już wracać, jestem głodna i mamy masę lekcji do zrobienia.

Pożegnałyśmy się, a ja poszłam do domu, całe szczęście nie miałam daleko, bo park, w którym siedziałyśmy, znajdował się tuż przy naszej piekarni.

Rodzice byli na dole, o tej porze dnia był największy ruch w sklepie, dlatego zjadłam obiad jedynie w obecności Tikki. Siedziała na stole, obok mnie i skubała swoje ulubione ciasteczko. Cieszyłam się, że jem sama, bo nie miałam ochoty poruszać tematu niedzielnego obiadu z chłopakiem, który według moich rodziców zostanie ich zięciem. Niedoczekanie! Prychnęłam i poszłam odrabiać zadania domowe.

Na jaką cholerę, w szkole plastycznej potrzebna jest mi fizyka i chemia. Nad tymi dwoma nieszczęsnymi przedmiotami spędziłam całe popołudnie i początek wieczoru. Na szczęście jeszcze tylko trzy miesiące i koniec. Nie będę miała z nimi nic wspólnego. Dosyć narzekania, czas na przemianę.

Po patrolu jak zwykle zatrzymaliśmy się na dachu katedry Notre Dame. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. Uwielbiam jego oczy, są niesamowite, pełne ciepła, miłości i wiecznie rozbawione. Księżyc wyszedł zza chmur, a ja zaczęłam się śmiać, gdy zobaczyłam jego twarz umazaną moją szminką. Daję wszystko, że było mnie słychać w całym mieście.

- Co się stało? - zapytał zdezorientowany moim nagłym wybuchem śmiechu.

- Umazałam cię szminką. - odpowiedziałam, kiedy się już uspokoiłam.

Zaczęłam zmazywać ślady mojego kosmetyku, lecz nie dane było mi skończyć. Przyciągnął mnie do pocałunku.

Jaką ja byłam kretynką, że odrzucałam taki ideał.

👹👹👹

Nieświadomi ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz