〰MARINETTE〰
Piątek to jedyne, co kocham bardziej, od Czarnego Kota. Mówiłam mu już o tym nie raz czy dwa. Tak w sumie, to co tydzień to powtarzam. Koniec szkoły, koniec udręki, koniec oglądania Chloé i słuchania jej głosui przede wszystkim koniec z chemią.
Moich rodziców ma nie być przez cały tydzień. Pojechali pod samą granicę z Hiszpanią do dziadków od strony taty. Czyli mam cały dom tylko dla siebie przez cały tydzień, dlatego dziś wieczorem urządzam babski wieczór z przyjaciółkami. Muszę zrobić jeszcze masę rzeczy. Trzeba posprzątać, kupić jakieś przekąski. Nie mogę też zapomnieć o ukryciu zdjęć Czarnego Kota.
Wzięłam się za dokładne sprzątanie. Niby było czysto, ale zawsze coś trzeba było odłożyć na swoje miejsce. Omiotłam wzrokiem cały salon połączony z kuchnią i jadalnią. Zadowolona z rezultatu sprzątania, poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam klapę i z przerażeniem złapałam się za głowę. Ja nie mogę, ale syf mam u siebie.
Podłoga umyta, ciuchy w szafie, zdjęcia schowane, posłania dla dziewczyn rozłożone, wszystko chyba jest gotowe. Uchyliłam jeszcze okno, żeby trochę przewietrzyć. Teraz czas na małe zakupy. Wzięłam z biurka portfel, a z wieszaka przy szafie ulubioną torebkę i wyszłam z mieszkania. Musiałam iść przez piekarnię, bo zapodziałam gdzieś klucze, a zapasowe już dawno zgubiłam, jedynie te od sklepu się jeszcze uchowały.
Nie mogłam otworzyć tych cholernych drzwi, które tylko przede mną potrafią się zaciąć. Siłowałam się z nimi dobre dwie minuty. Sfrustrowana pchnęłam je z całej siły, co poskutkowało tym, że wreszcie udało mi się je otworzyć. Zadowolona szeroko i gwałtownie otworzyłam odblokowane drzwi.
- Cholera, mój nos. - usłyszałam znajomy męski głos.
〰ADRIEN〰
- Czyli masz dziewczynę. - stwierdziłem, patrząc na kumpla.
Odwołali nam dziś trening szermierki i jechaliśmy właśnie coś przekąsić, jakoś nie miałem chęci jeść tych wymyślnych dań przygotowywanych przez naszych światowej sławy kucharzy. Razem z Ninem zdecydowaliśmy, że mamy ochotę na croissanty, a najlepsze robią rodzice Marinette. Tak, sprawdziliśmy pod tym względem każdą piekarnię i to właśnie wyroby przyjaciół moich rodziców, smakowały nam najbardziej, dlatego też się tam udajemy.
- Tak, i powiem ci, że nawet fajnie jest mieć kogoś na stałe. - powiedział dumnie.
Doskonale go rozumiałem, od kiedy jestem z Biedronką, czuję się tak jakoś inaczej. Lepiej. Niesamowicie jest ją mieć przy sobie, zawsze po swojej stronie. Co prawda odkąd się znamy, zawsze byliśmy zgranym duetem, ale lepiej jest ją mieć bliżej, móc ją przytulić, pocałować.
Zaparkowałem niedaleko piekarni i wyszliśmy z samochodu, zamykając go. Podeszliśmy pod drzwi i, chcąc je otworzyć, położyłem dłoń na klamce. Wtedy skrzydło otworzyło się gwałtownie i walnęło mnie w nos.
- Cholera, mój nos. - złapałem się za bolące miejsce i wyczułem krew na dłoniach.
- Adrien, nic ci nie jest? - Marinette znalazła się przy mnie.
- Nie, chyba, nie wiem. - byłem naprawdę zdezorientowany zaistniałą sytuacją.
- Chodźcie na górę. - dziewczyna złapała mnie pod ramię i poprowadziła do środka. Upierałem się, że wszystko jest dobrze i, że za chwile przejdzie, jednak ona się uparła, żeby mi pomóc. W pewnym momencie miałem wrażenie, że przede mną stoi Biedronka. Usiadłem na kanapie i zadarłem głowę do góry. - Trzymaj głowę nisko. - Marinette pochyliła ją do przodu. - Inaczej krew zacznie spływać ci do gardła. I siedź tu. - rozkazała i poszła sobie gdzieś.
- Ale cię załatwiła. - Nino zaczął się śmiać, a mnie wcale do śmiechu nie było. Podniosłem na niego wzrok.
- Powiedziałam ci, żebyś trzymał głowę nisko. - dziewczyna usiadła obok mnie. - Nie miałam lodu, ale mrożone warzywa również się nadadzą. - powiedziała i wzdrygnąłem się, czując zimno na karku. - Przepraszam cię. - westchnęła. - Drzwi się zacięły i za mocno je pchnęłam.
- Nic się nie stało, naprawdę. - zapewniłem. Chciałem na nią spojrzeć, ale krwotok z nosa mi to uniemożliwił.
- Nino, w szafce na lewo od lodówki jest woda utleniona. - zwróciła się do mojego przyjaciela. - Mógłbyś ją przynieść. - A ty ściągaj koszulę. - tym razem powiedziała do mnie.
- Um, Mari... - zacząłem niepewnie.
- Adrien, trzeba się pozbyć tych plam z krwi, póki są świeże. - powiedziała stanowczo.
- Teraz zachowujesz się jak moja mama. - mruknąłem, ale zacząłem rozpinać guziki.
Ściągnąłem ubranie i podałem je dziewczynie. Ta natomiast powiedziała mojemu przyjacielowi, żeby trzymał zimny okład, który nadal znajdował się na moim karku, a sama podeszła do zlewu w kuchennej części pomieszczenia.
〰MARINETTE〰
Na szczęście koszulę blondyna udało się uratować. Dzięki zapraniu w wodzie utlenionej teraz nie ma na niej ani jednego śladu.
Znów musiałam posprzątać, przez co nie miałam czasu iść na zakupy. Całe szczęście miałam jeszcze jakieś smakołyki w domu. No cóż, to musiało wystarczyć.
Nim się obejrzałam, przyszły wszystkie moje przyjaciółki: Alya, Alix, Rose, Juleka i Mylène. Zaprosiłam je do środka. Zabawę czas zacząć.
Oczywiście Alix nie byłaby sobą, gdyby nie przyniosła ze sobą kilku butelek wina, dlatego jakieś dwie godziny później byłyśmy już kompletnie pijane.
- Gramy teraz w prawdę czy wyzwanie! - krzyknęła Alya, zwracając na siebie uwagę. - Ja kręcę pierwsza.
Mulatka mocno zakręciła pustą butelką. Po kilkunastu sekundach zatrzymała się na mnie. Oczywiście, bo na kim innym. Wszystkie na mnie spojrzały wyczekująco.
- Niech będzie prawda. - mruknęłam.
- Jesteś jeszcze dziewicą? - zapytała Alya po chwili namysłu.
Zakrztusiłam się pitym winem. Tylko ona mogła o takie coś zapytać.
- No oczywiście, że tak. - odpowiedziałam oburzona. - Nie wiesz czasem, z kim miałabym to zrobić?
- Z twoim korepetytorem od chemii. - uśmiechnęła się podejrzanie.
Spaliłam buraka. Oczywiście, że jestem, niby jak mielibyśmy to zrobić?
Mniej więcej tyle pamiętam.
👹👹👹
CZYTASZ
Nieświadomi ||Miraculous|| ✔
FanfictionDo świata, gdzie już od dawna w dwóch młodych sercach rozgościła się miłość, wkraczają dwie matki. Sabine Dupain - Cheng i Aurelia Agreste to dwie stare przyjaciółki, które za czasów studenckich złożyły sobie pewną obietnicę. Czas na wypełnienie tej...