simply five

243 9 4
                                    

Niecałe półgodziny później w końcu dojechaliśmy na miejsce. 

Było to stare, malownicze miasto z wieloma zabytkami i pięknymi miejscami. Odwiedziłam je już kiedyś z moją mamą i jej chłopakiem Samem, więc nie wzdychałam na widok każdej malowniczej kamiennicy, ale miny chłopaków robiących teatralne "woooo" były naprawdę niesamowite. 

Mieliśmy odwiedzić kilka miejsc razem z przewodnikiem, a potem dostać trochę czasu wolnego na rynku. Około siódmej mieliśmy pojechać na zamek, który został przystosowany na hotel. Trochę mnie przerażał ten nocleg, bo nie wiedziałam w kim znajdę się w pokoju, ale miałam zamiar pogadać jeszcze z Caitlyn o tym.

-Holly, ale powiesz mi, jak będziesz mnie miała dość?- szepnął do mnie Brad, gdy zwiedzaliśmy jeden z zabytkowych kościołów.

Nie przywiązywałam większej wagi do tego co mówił przewodnik, a fakt, że znajdowaliśmy się w sporej grupie, pozwalał mi chodzić jak chciałam i tylko przyglądać się temu, co mnie w miarę interesowało.

-Spokojnie Brazolku- odparłam- To ja się do ciebie doczepiłam

-Oj tam- machnął ręką- Tak tylko mówię

Dziesięć minut później całe szczęście skończyło się niekończące się rozwodzenie o historii kościoła, której tak naprawdę i tak nie starał się zapamiętać. Dostaliśmy trochę czasu wolnego z czego się bardzo cieszyłam, bo mogłam wreszcie pozbyć się całej tej grupy.

-Kawa czy herbata?- zapytał nagle Brad, wyrywając mnie z zamyślenia

-Znowu w to gramy?

-Nie, po prostu zastanawiam się gdzie iść. Lubisz Starbucks?

-Kocham Strabucks- sprostowałam 

-Myślałem, że pizzę...

-Okej,masz zamiar mi wierzyć we wszystko co powiem?

-Z każdą sekundą stajesz się coraz bardziej sarkastyczna. Ciekawe co będzie jutro rano...

-Może znajdę sobie jakiegoś innego Bradleya, który słucha takiej samej muzyki jak ja, lubi spać do późna i w dalszym ciągu mi nie powiedział, że gra na gitarze

-Skąd wiesz, że gram na gitarze?

Uśmiechnęłam się i szybko zerknęłam na jego dłonie.

-Wiem jak to wygląda. Mój tata miał zawsze takie palce, od strun

Znajdowaliśmy się na sporej wielkości rynku wybudowanym na kształcie kwadratu, ze wszystkich stron otoczonym kolorowymi, odnowionymi kamienicami, które przystosowano na sklepy. 

Pogoda jak początek września była naprawdę ładna i miałam nadzieję, że nie będzie padać w najbliższym czasie. Jak do tej pory świeciło słońce, a na niebieskim niebie znajdowało się tylko kilka gęstych śnieżnobiałych chmur.

-Jesteś spostrzegawcza- stwierdził i również przyjrzał się swoim dłoniom- Nie jestem jakiś wybitnie dobry.

-Musisz mi coś zagrać, wtedy wydam werdykt

Skręciliśmy w jedną z uliczek, a ja od razu dostrzegłam charakterystyczne logo Starbucksa. 

Bradley otworzył przede mną drzwi, co uznałam za miły gest i podziękowałam mu skinieniem głowy.

-Hej, sprawdźmy na ile mi ufasz

Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. 

Znałam go jakieś pół dnia, a on co trochę wyskakiwał z nowym pomysłem, było to coś zupełnie nowego dla mnie. Byłam raczej osobą spokojną, statyczną, poznanie Brada uznałam za swój życiowy przełom. 

Perfect StrangersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz