Namjoon nie za bardzo wiedział, co ze sobą zrobić, a więc nie chcąc za bardzo rzucać się w oczy usiadł na fotelu w dalszym kącie pokoju, jedynie przysłuchując się rozmowie, w której udziału nie mógł brać. Nie miał pojęcia, dlaczego, jednak choć otwierał usta, to jakoś żadne ze słów nie chciało mu przejść przez gardło.— No nie mogę uwierzyć, że nam nic nie powiedzieli! — prychnął Haesok. — Przecież byśmy wtedy...
— No właśnie — przerwał mu Jin. — Właśnie dlatego nam nic nie powiedzieli.
Haesok skrzywił się kwaśno, ale nie mógł odmówić mu racji. W prawdzie nikt nie powiedział tego na głos, jednak wszyscy wiedzieli, że gdyby takie wieści do nich doszły wcześniej, to takiego spokoju wtedy na scenie nie zachowałby nikt. Wszyscy ludzie, którzy trafili parę godzin temu do szpitala, to byli ich przyjaciele. Za długo się już znali i zbyt wiele ze sobą przeszli, żeby tak po prostu przejść koło tego obojętnie.
— A teraz mamy nadal tylko siedzieć i nic z tym nie robić? — wyzywająco zapytał Hoseok. — Każą nam tak tu sterczeć, a ja nawet nie mogę do nikogo zadzwonić... Co za bagno.
— Też mi się to nie podoba, ale co zrobić? Zarząd kazał nam się nie mieszać... — niepewnie wtrącił Jimin.
— Nie moglibyśmy tak zwyczajnie tam pojechać? — zapytał Taehyung. — Chcę wiedzieć, czy naprawdę nic im nie jest. Powiedzieli nam tylko, że wszyscy żyją... okej...
Jin, już dość poirytowany tą rozmową, a raczej filozoficznymi gdybaniami na temat szpitalnych odwiedzin i tego, dlaczego w tym momencie nie mogą tam pojechać. To nie było tak, że Seokjin był tym złym, ale istniały powody, dla których w obecnym momencie nie mogli tam ot tak pojechać. Konkretnie jeden. Dość poważny powód.
— Posłuchajcie mnie jeszcze raz — cierpliwie zaczął Jin. Przynajmniej próbował. — Wytwórnia załatwiła prywatną klinikę. Przeniosą tam wszystkich za parę dni — Nie, Haesok — ryknął, widząc, że chłopak już otwiera usta, żeby mu przerwać — wcześniej się nie da, bo nie ma miejsc. To chyba dobrze, nie? W końcu to najlepszy ośrodek w mieście. Normalnie się tam czeka na przyjęcie z rok. Teraz to tylko dwa dni.
Jednakże żaden z chłopców nie wyglądał na przekonanego. Najbardziej zawiedziony był chyba Taehyung — niezmienny ulubieniec głównej stylistki — który bardzo chciał zobaczyć, czy aby na pewno nikt go nie okłamał, i czy jego noona faktycznie wyszła z wypadku jedynie ze zwichniętą ręką.
— Ale że nawet nam telefony zabrali... — westchnął Haesok. — Zamknęli nas tutaj i odcięli kontakt ze światem. Przecież to jakiś idiotyzm jest.
Jin otworzył usta, żeby i temu dać jakieś logiczne wyjaśnienie lub chociaż spróbować, ale klapnął ustami jak ryba wyjęta z wody, gdy rozległo się głośne zgrzytnięcie zębami. Cała piątka odwróciła się niepewnie w kierunku Namjoona, który groźnie zmrużył oczy, i ciągle wściekły zaczął się wiercić na fotelu. Cicho syknął z bólu, gdy przez przypadek zahaczył zabandażowną dłonią o guzik marynarki. Chyba najgorzej, to właśnie on przeżył konfiskację telefonów, bo jako jedyny miał swój przy sobie podczas gali. W momencie, kiedy menadżer próbował mu wyperswadować zatrzymanie komórki, Namjoon nie tylko niechcąco roztrzaskał urządenie na schodach, ale i przy okazji uszkodził i siebie, bo fragment ekranu poszedł rykoszetem, wbijając mi się we wnętrze dłoni.
— W każdym razie, to tylko dwa dni — niepewnie powtórzył Jin, który teraz sam nie wiedział, czy przekonuje resztę zespołu, czy bardziej samego siebie. — Nie ma co się martwić. Będzie dobrze.
— A ty niby skąd to wiesz, hy... — zaczął Haesok, ale nie udało mu się skończyć, bo z kanapy dźwignął się ktoś, kto choć do tej pory w rozmowie udziału nie brał, to jednak dokładnie jej się przysłuchiwał i teraz najwyraźniej stracił cierpliwość.
— Ej! Zamknijcie się wszyscy, bo wasza gadanina jest gówno warta — syknął Yoongi. — Wszyscy dobrze wiemy, dlaczego zabrali nam telefony, i dlaczego nie pozwalają nam teraz wyjść. — Łypnął groźnie na Namjoona, który jeszcze bardziej przekręcił się w fotelu, ale teraz już nie z wściekłości, ale bardziej ze wstydu. — Chcecie wiedzieć, co ja wam mogę powiedzieć? — zapytał, jednak gdy Jimin chciał odpowiedzieć, od razu machnął na niego ręką. I tak by to przecież powiedział, nawet niezapytany. — Walić to wszystko! Gdyby Jina zamknęli przez coś takiego w szpitalu, wszyscy bylibyśmy tam w maks godzinę — przecież to samo było ze mną, nie? Teraz niby jak się ta sytuacja różni, co?! — Wyzywająco uniósł brodę, ale jakoś teraz wszyscy wlepili oczy w podłogę. — No się, kuźwa, niczym nie różni! To ludzie, dzięki którym nasz debiut wyszedł zajebiście. A jeszcze przed każdym koncertem zapierdalają gorzej niż my sami! Znamy się już z nimi z osiem lat, i jak któś ma wąty, że chcemy ich odwiedzić w szpitalu, gdzie trafili, jadąc do nas, to mu mogę sam powiedzieć to i owo.
Yoongi dźwignął się z kanapy, otrzepał ledwo uformowane marszczki na swojej marynarce, po czym prychnął, widząc zakłopotanie wymalowane na twarzach jego kolegów.
— Róbcie sobie, co chcecie, ale ja idę i wisi mi, co zrobią, jak mnie prasa zobaczy w szpitalu. V, idziesz? — Machnął na Taehyunga ręką, po czym zwrócił się do Namjoona. — Ej, Rapmon, zbieramy się, nie?
✾
CZYTASZ
.anlinione ° namjoon
Fanfiction❝może ten kolor też się spierze, co? wybielacz kiedyś w końcu musi puścić. nawet z włosów... zwłaszcza z włosów❞ O trochę nieporadnej stylistce i jej cierpliwym podopiecznym. ©Hwan|1705|2017