Prolog

3.1K 346 31
                                    

- To jakiś żart. - zaoponował Jurij, rozglądając się za matką i w złości szarpiąc swój długi do pasa warkocz. Wreszcie wstał i szybkim krokiem podszedł do kobiety, łapiąc ją bezczelnie za rękaw jasnego swetra. Kobieta wyuczonym, sztucznym gestem pogłaskała go po głowie i uśmiechnęła się uprzejmie.

- Jurij, kochanie. - powiedziała w końcu dotykając ostro zakończonym paznokciem jego zaróżowionego policzka, a potem mijając go obojętnie i kręcąc głową w drodze do wielkiego salonu. Chłopak bez słowa poleciał za nią.

- Zostawiacie mnie z jakimś drągalem? Bierzecie ze sobą JJ'a, a o mnie zapominacie? - spytał zawiedziony już nawet nie wyciągając rąk do kobiety. Fakt, że był adoptowany przemawiał za tym, że był nieważny w całej sytuacji. Odsunięty na bok pomyślał przez moment, że żałował, że trafił do tej durnej rodziny. Mieli pieniądze, dom, drogie samochody, ale nie potrafili okazać mu pozytywnych uczuć.

I to właśnie bolało go najmocniej, skrycie marzył o tym, by go pokochali jak rodzone dziecko.

- Bądź dla tego chłopaka miły, Jurij. - poprosiła cicho, tonem pełnym udawanej słodyczy.

Blondyn odetchnął ciężko i zmierzył wysoką, ciemnowłosą piękność wzrokiem pełnym niechęci. Nie kochali go, więc po co ten cały cyrk? Dlaczego nie pozwalali mu wyjechać do dziadka?

Zanim skierował się na górę do swojego wielkiego pokoju, rozległo się głośne, stanowcze pukanie do drzwi. Kątem oka zauważył, że matka zaciera ręcę i z rozkoszą wymalowaną na twarzy idzie otworzyć nieznajomemu.

Jurij został jedynie z ciekawości, żeby zorientować się w sytuacji.

Musiał być pewny.

Niemal tak pewny, jak pewne było mahoniowe spojrzenie osoby stojącej w progu willi państwa Leroy.

Bodyguard; OtayuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz