15. Presja

1.1K 196 112
                                    

Otabekowi ciężko było w tej chwili się opanować i Jurij to widział. Wstał prędko, po czym objął trzęsącego się mężczyznę chcąc uspokoić zarówno siebie jak i jego.

Nie spodziewał się, że Altin zareaguje w ten sposób, nie spodziewał się także, że poczuje do kogokolwiek w swoim młodym życiu tak wielką wdzięczność.

Otabek był bohaterem jakich rzadko się spotyka, nawet w najpiękniejszych bajkach.

- Otya, no już.. - szeptał łagodnie Jurij patrząc na niego błagalnie. Wzburzony Altin zacisnął zęby i zgarnął Juraśke w swoje ramiona, nadal drżąc na całym ciele. - Proszę Cię..

- Wybacz, nie mogę Jura. - powiedział zdławionym głosem Kazach. Przelotnie dotknął policzka chłopaka, po czym odsunął się i wyleciał z sali, rozglądając się za Chrisem. Kiedy tylko dojrzał blondyna na horyzoncie dopadł go i przycisnął do ściany.

- Gdzie jest ten śmieć? - spytał ostro.

Będzie męczyć jego koleżkę do momentu w którym nie zacznie mówić.

Giacometti przerażony spojrzał w mahoniowe oczy Altina i przełknął ślinę, starając się złapać oddech po tym niespodziewanym ataku na swoją osobę.

I wtedy zdał sobie sprawę z tego co widzi w tym spojrzeniu, jak wielką determinacją i siłą pała Altin, by chronić młodego Rosjanina

To nie była zwykła chęć ochrony.

On naprawdę był w stanie zrobić wszystko, dosłownie wszystko, żeby Jean odpokutował za to co stało się Jurijowi. Ośmielił się nawet stwierdzić, że jeśli tylko się spotkają.. kanadyjczyk nie wyjdzie z tego w jednym kawałku.

- Nie wiem.. - zaczął ostrożnie Szwajcar. - Był u mnie przez chwilę, przyznał się co zrobił.. a potem wyszedł.. Altin, kurwa! Puść mnie. - warknął wreszcie Giacometti chcąc odczepić dłonie Kazacha od swojej bluzy.

Otabek odsunął się dysząc ciężko i pokręcił głową, nadal nie dowierzając w to co się wydarzyło. Nie docierało do niego to wszystko, kiedy to sobie wyobraził.. poczuł się jakby wbito mu w ciało tysiące świeżo zaostrzonych noży.

- Jedziesz ze mną. - oświadczył lodowatym tonem Kazach.

Christophe bez słowa podążył za biegnącym do wyjścia mężczyzną, doganiając go dopiero przy windzie do której wpadł w ostatniej chwili.

- Nie wiemy nawet gdzie on jest. - powiedział szybko Szwajcar gdy znaleźli się na dole. Wstyd przyznać, ale chociaż był starszy.. bał się takiego Altina. Może dlatego, że miał z nim doczynienia po raz pierwszy? Wcześniej słyszał o nim od Jeana i jego opis zdawał się odbiegać mocno od rzeczywistości.

- Już moja w tym głowa, żeby się dowiedzieć.

Nie wiedział dokładnie gdzie on i Kazach jadą, dowiedział się tego kilkanaście minut później gdy zatrzymali się pod willą Leroyów.

I nie miał żadnych wątpliwości, że rodzice Jeana już o wszystkim wiedzą.

Bez pukania weszli do środka, gdzie zastali Isabelle w towarzystwie dwójki policjantów, tych samych, których widzieli w szpitalu po przesłuchaniu Jurija.

- Otabek, powiedz, że to nie prawda.. - wyszeptała czarnowłosa; twarz miała całą brudną przez rozmazany, spływający makijaż.

- Najprawdziwsza prawda. - powiedział stanowczo patrząc jej prosto w oczy. - Musimy go znaleźć. - dodał po chwili czując na sobie wszystkie spojrzenia zebranych ludzi. Zerknął na glinę stojącego najbliżej i zacisnął mocno dłoń w pięść, czując, że znów rośnie w nim wściekłość.

- Podaliśmy informację do mediów, nasi ludzie już działają. Chłopak się nie wywinie. - powiedział mężczyzna. - Będziesz nam potrzebny. - zwrócił się bezpośrednio do Kazacha.

Altin kiwnął potwierdzająco i popatrzył na trzęsącego się jak osika Chrisa, po chwili kładąc mu dłoń na ramieniu. Jego strach udzielał się teraz każdemu.

- Dorwiemy go, gdziekolwiek by się nie udał. - przyrzekł Otabek.

***

Emil tępo wpatrywał się w ekran plazmowego telewizora wiszącego na ścianie i nie był w stanie wydusić z siebie słowa; pilot leżał gdzieś pod jego nogami, a palce które dotąd na nim trzymał kurczowo zaciskały się na kolanie.

Siedział pod jednym dachem z gwałcicielem i osobą, która od małego była dla niego bratem i przyjacielem. Co miał teraz zrobić? Bał się poruszyć, Jean nadal siedział w domu. O zadzwonieniu na policję w tym momencie nie było mowy, dlatego modlił się o to, żeby ten bydlak wyszedł choć na chwilę.

Wtedy wykorzysta okazję.

Wyłączył telewizor, po czym wstał oszołomiony i zerknął w kierunku łazienki, zagryzając wargę. Był przerażony, nie miał pojęcia co Jean może zrobić jeśli się dowie, że go poszukują.

Poruszenie w toalecie wyrwało go z zamyślenia. Przeszedł szybko do kuchni, po czym zerknął niby to od niechcenia do szuflady z nożami, wzrokiem poszukując tego największego.

- Co na obiad? - spytał rozbawiony głos dochodzący zza rogu.

Jean wszedł do kuchni ubrany w jeansy, czarną koszulkę i z jeszcze mokrymi włosami, usiłując trochę rozładować atmosferę. Zupełnie niczym się nie przejmował, tym bardziej nie będzie za niecałe osiem godzin kiedy już stąd wyleci.

Stwierdził, że nie będzie czekać, musiał zrywać się stąd jak najprędzej.

- Odwieziesz mnie potem na lotnisko? - spytał Leroy przysiadając na wyspie i machając nogami. Nekola mruknął potwierdzająco i roztelepanymi łapami wyjął z lodówki pieczeń jaką naszykował sobie na kilka dni, potem w ruch poszedł nóż, którym ją pokroił.

Przez moment wyobraził sobie, że to to bydle, które siedzi w jego mieszkaniu..

- Odwiozę. - powiedział cicho starając się nie dać niczego po sobie poznać. Jednocześnie walczył z ochotą, by wykrzyczeć mu wszystko w twarz, a wtedy w najgorszym razie skończy z dziurą w głowie.

Cholera wie co taki chuj może zrobić w złości..

Leroy uśmiechnął się i zszedł na ziemię, wyciągając sobie z lodówki karton z sokiem granatowym i bezczelnie upijając łyka. Nawet jednak to nie było w stanie wstrząsnąć Nekolą tak jak informacja o tym, że poszukują jego kolegi z młodzieńczych lat..

- Wszystko okey? - odezwał się znowu Jean patrząc z ciekawością na przyjaciela, który nie umiał się w sobie zebrać, żeby brać nogi za pas. Czech spojrzał na niego, a potem nagle wybuchnął.

Nie potrafił trzymać frustracji w sobie, szczególnie w momencie gdy chodziło o życie jego i innych osób, które po drodze skrzywdzi ten szaleniec.

- Zgwałciłeś niewinnego dzieciaka. - wysyczał nerwowo Nekola robiąc kilka kroków w tył.

Nie zdążył zabrać noża z szuflady, a nie mógł się cofnąć..

Leroy uniósł brew z lekkim uśmiechem i chwycił z szuflady czyste ostrze, przesuwając po nim od niechcenia palcem. Emil, Chris.. w jakiej kolejności się ich teraz pozbyć? Najbliżej mu było do Emila..

- Mój brat nie jest wcale niewinny, mały smarkacz powinien zostać zerżnięty jeszcze kilka razy, żeby skumać, że ze mną się nie zadziera. A Ty się tak nie bulwersuj, Emil. - powiedział z mściwą satysfakcją Jean odgarniając włosy z czoła i wzdychając cicho na widok przerażonego przyjaciela. Wiedział, że Nekola już nic nie zrobi.

Nie będzie mieć na to czasu.

- Jean, co Ty robisz.. odsuń się.. nie zrobiłbyś mi krzywdy.. - wyszeptał niczego nieświadomy Czech.

W mgnieniu oka Leroy chwycił go za ramię i przyciągnął do siebie, wbijając ostry, kuchenny nóż w jego ciało.

Zanim Nekola wydał z siebie ostatnie tchnienie zdążył jeszcze wyjęczeć, że prędzej czy później ktoś go dopadnie i wtedy zapłaci za krzywdy wyrządzone innym.

Bodyguard; OtayuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz