6. Bezradność

1.4K 249 68
                                    

Altin miał wrażenie, że czas stanął w miejscu. Wbijał pełen przerażenia wzrok w policjanta, który nadal go trzymał i nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał.

Kto chciał skrzywdzić Jurija?

Kto był na tyle bezlitosny, żeby doprowadzić go do stanu w którym trzeba walczyć o jego życie?

Parsknął cicho i znów zaczął się szamotać, chcąc biec do tej zakichanej karetki, zobaczyć na własne oczy kruche ciało młodego Rosjanina.

- Nie możesz tam iść, właśnie zabierają go do szpitala. - powiedział ze współczuciem starszy mężczyzna, kiedy Otabek wreszcie choć trochę się uspokoił.

- Co tu się dzieje, do jasnej cholery.. - wyszeptał słabo Kazach, wpatrując się w nosze na których wniesiono Jurija do ambulansu. Żołądek podchodził mu do gardła, przez łzy nic praktycznie nie widział.

- Tego chcemy się dowiedzieć, chłopcze. A to może potrwać. - wyjaśnił krótko gliniarz zostawiając wreszcie Altina samego i wracając do kolegów. Otabek cały czas patrzył tylko na tą jedną karetkę, jakby z nadzieją, że dowie się czegokolwiek, że ktoś będzie w stanie powiedzieć mu co zaszło.

Odrętwiały i wystraszony ruszył w kierunku młodej sąsiadki, która prawdopodobnie znalazła Jurija. Złapał ją za ramię i przełknął ślinę, gdy spojrzeli na siebie.

Bała się tak samo jak on teraz.

- Ty go znalazłaś? - zapytał cicho. Kiwnęła powoli głową i złapała się za usta, wybuchając histerycznym płaczem.

Zrozumiał, że próby wyciągnięcia od niej jakichkolwiek informacji skończą się fiaskiem.

- Słyszałam krzyki.. awantura.. Obserwowałam wszystko z okna, ale bałam się wezwać policję.. przepraszam.. potem zobaczyłam, że drzwi są otwarte, więc poszłam tam, żeby sprawdzić co się stało.. leżał na dywanie.. cały we krwi.. Nie wiem czy oddychał.. - kobieta odetchnęła głęboko i skryła twarz w drżących dłoniach, znów zanosząc się szlochem.

Zachowanie kobiety było skrajnie bezmyślne. Skoro słyszała wrzaski, skoro czuła, że coś się dzieje to czemu jedynie stała i patrzyła zamiast wezwać gliny? Czy ludziom już naprawdę było wszystko tak bardzo obojętne?

Zerknął na nią pobieżnie i ignorując jej zawodzenie puścił się biegiem w kierunku karetki nim ratownik zamknął drzwi.

- Proszę pana, proszę wyjść. - lekarz spojrzał na niego zza grubych szkieł i wskazał palcem na wyjście. Otabek jednak go nie słuchał. Patrzył na Jurija i miał nadzieje, że blondyn za chwilę otworzy oczy, powie, że to jakieś cholerne jaja.

- Jestem jego ochroniarzem. - powiedział wypranym z emocji tonem. Tyle powinno im wystarczyć, niech lepiej o nic więcej nie pytają. Wyciągnął z kieszeni odrapanego Samsunga i wybrał numer do rodziców Jurija.

Tak jak się spodziewał - nawet nie raczyli podnieść słuchawki.

- Chłopak nie jest pełnoletni jak mniemam. - powiedział lekarz wpatrując się z uwagą w Otabeka, który co i rusz ponawiał próby nawiązania kontaktu z państwem Leroy. Po piątej dał sobie spokój i schował aparat do kurtki.

- Nie jest i wiem, że w tej sytuacji musicie powiadomić rodzinę, ale wątpie, by na cokolwiek się to zdało. Nie mają zbyt dobrych relacji, poza tym nie odbierają telefonu. - mruknął skupiony Altin, łapiąc bladą dłoń Jurija i przymykając na moment oczy.

Chciało mu się wyć jak nigdy dotąd.

Po przywiezieniu Jurija do szpitala, Otabek musiał niestety zostać na korytarzu i czekać na jakiekolwiek informację, jeśli oczywiście takowe otrzyma. W końcu nie był rodziną, jedynie chłopakiem, który miał go chronić.

A nie zrobił tego i to najbardziej go teraz uwierało.

Usiadł na krześle w holu, po czym po raz setny w ciągu tej nocy wyciągnął komórkę, próbując dodzwonić się do rodziców Jurija. Nie wiedział czy nie mogą odebrać czy zwyczajnie nie chcą - mało go to interesowało.

Musieli po prostu wiedzieć co się stało.

- Boże, za co.. - wyszeptał wreszcie sam do siebie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Mijały sekundy, minuty, godziny.. A drzwi od sali operacyjnej ani razu się nie otworzyły. Nie wyszedł żaden lekarz, żadna pielęgniarka.. Wokół panowała przerażająca cisza, a Otabek miał wrażenie, że nawet przestał oddychać.

Siedział na rozgrzanym krzesełku z zamkniętymi oczami i dłońmi splecionymi tuż przy ustach, próbując ułożyć sobie w głowie to co zaszło. Przez to wszystko zrobiło mu się niedobrze, czuł, że go zawiódł.

Nie spełnił wymaganych oczekiwań.

Westchnął pod nosem i wsunął dłonie we włosy, nie mogąc zdecydować się co teraz. Tak naprawdę nie miał żadnego punktu zaczepienia, nie przychodził mu do głowy nikt kto chciałby zranić Jurija do tego stopnia.

Dręczył się tak przez następne godziny dopóki wreszcie nie wywieziono Jurija z sali i nie podbiegł do niego, łapiąc go za zimną rękę.

- Jurij.. Jurij, do cholery.. obudź się. - prosił mimo, że lekarka uparcie odsuwała go od łóżka. Nie chciał teraz spuszczać go z oczu, chciał w tej chwili wiedzieć co się wydarzyło.

- Co z nim?! - krzyknął do jednego z lekarzy, niemal obnażając zęby w złości.

- Nie mogę nic powiedzieć, nie jest pan z rodziny. - bronił się mężczyzna.

- GÓWNO MNIE OBCHODZI CZY JESTEM Z RODZINY. CHCĘ WIEDZIEĆ CO Z DZIECIAKIEM! - wrzasnął wreszcie Kazach szarpiąc brodatego doktorka za rękę.

Patrzył na niego tak błagalnie, że bardziej już się nie dawało.

Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w pociemniałe z wściekłości mahoniowe oczy młodzieńca, po czym ściągnął okulary i przetarł je nerwowo, zagryzając wargę.

Dopiero potem posłał mu pełne troski i współczucia spojrzenie.

- Zapraszam do mojego gabinetu, tam wszystkiego się pan dowie.

Bodyguard; OtayuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz