Szczotka z miękkiego włosia powoli, niespiesznie sunęła po jasnych do pasa kosmykach, rozczesywała każde splątane pasemko, wygładzając je i prostując. Bardzo dbał o to, żeby prezentować się nienagannie, choćby nie było dla kogo. Dla samego siebie chciał być ideałem, małym księciem i osobą, która każdemu będzie kojarzyć się z perfekcją nienaznaczoną żadną rysą.
Posłał swojemu odbiciu lekki, krótki uśmiech i wolno odłożył szczotkę, zakładając nogę na nogę, by z gracją ułożyć na nich splecione dłonie.
Był tak samo piękny jak jego matka, jeszcze przed jej śmiercią wiele razy przyglądał się jak przymierza piękne sukienki, układa fryzury i szykuję się na ważne wyjścia. Kobieta sukcesu, matka idealna, zawsze dbająca o swojego jedynego syna, bardzo go rozpieszczająca. Człowiek pełen wdzięku, naturalnie czarujący.
Taka właśnie była Nina Plisetsky. W żaden sposób nie równała się ze swoim mężem, który zamiast sprawować opiekę nad synem i próbować otoczyć go uczuciem znikał w delegacjach, pił na umór, a potem odprowadzany przez kochanki do domu wyrzucał swojej żonie, że jest nikim. Na oczach małego Jurija szarpał ją za włosy, wyklinał i ciągał po ziemi.
Łzy małego dziecka nie robiły na nim wrażenia, z obojętnością wpatrywał się w delikatne lico swojego pierworodnego, by potem znów opuścić dom rodzinny i udać się do którejś swojej kochanicy.
Nie mógł wybaczyć mu, że w ten sposób doprowadził jego mamusię do samobójstwa, że pozbawił świat tak czułej istoty.
Ivan Plisetsky na zawsze wyrył się w pamięci Jurija jako osoba bezwzględna i pozbawiona sumienia, z uśmiechem pozwalająca na to, by obcy zabrali jego dziecko do pogotowia opiekuńczego. I by obcy ludzie kilka lat później przysposobili go jako swoje dziecko, by wciskali mu słodkie kłamstwa o wielkiej miłości.
Zastanawiał się wtedy dlaczego nie może być z dziadkiem, dlaczego wszystko potoczyło się w ten sposób, a nie inny. Gdyby był teraz ze starszym Plisetskym wszystko byłoby dobrze, nie musiałby znosić karcącego wzroku państwa Leroy i ciągle uciekać przed ich zadufanym w sobie, wiecznie zazdrosnym syneczkiem Jeanem.
Poprawił jasną koszulę okrywającą jego szczupłe ciało i podniósł się z zamiarem opuszczenia sypialni.
Wciąż powtarzał sobie, że musi być najlepszy tylko i wyłącznie dla siebie skoro tylko na sobie mógł polegać.
Chciał trzymać się tego do końca świata i jeszcze dłużej.
Wyszedł z bogato urządzonego pokoju na piętrze, po czym z łabędzią finezją zszedł po spiralnych schodach, rejestrując fakt, że w domu jest z nim jedynie matka. Kobieta widząc go uśmiechnęła się doń, żeby wreszcie znów wrócić do lektury Mistrza i Małgorzaty. Oczytana wiedźma.
- Muszę jechać do szkoły, kto mnie dzisiaj zawozi? - zapytał podchodząc do lodówki i otwierając ją szeroko, żeby tak sobie przed nią postać. Nie oczekiwał, że którekolwiek z rodziców z radością weźmie auto i podrzuci go na uczelnie. Pozostawał..
-.. Otabek.
Jurijowi zadrgała powieka. Zdusił warknięcie, ale drzwiami od niewinnej lodówki trzasnął z hukiem tak, że pani Leroy aż pisnęła. Nie zapomniał ani na moment o tym, że to właśnie cholerny imigrant będzie go doglądać, kiedy familia pojedzie w podróż dookoła świata.
I o tym jak bardzo boli fakt, że zapomnieli o nim.
Od kiedy Kazach zaczął bawić się w jego prywatnego ochroniarza Jurij czuł się non stop inwigilowany, obserwowany i jasny chuj wie co jeszcze. Plusem całej sytuacji było to, że mógł do woli wykorzystywać bodyguarda i robić z nim co mu się podoba, nawet jeśli ten w myślach klnął na niego do ósmych czortów.
Żyć nie umierać.
Blondyn związał włosy w wysokiego kuca praktycznie na samym czubku głowy i nie zaszczycając matki nawet jednym spojrzeniem dopił swój sok, chwytając z podłogi swoją torbę z nadrukiem tygrysa.
W środku aż się cały gotował, kto to widział, żeby starsi załatwiali prawie dorosłej osobie takie rzeczy?
Nawet pomimo pozytywów był zły i obrażony jak księżniczka.
Oliwy do ognia dodało stanowcze pukanie do drzwi. Zanim matka zdążyła cokolwiek powiedzieć Jurij zdążył chwycić za klamkę. Stojący w progu mężczyzna emanował siłą, i spokojem co nieco wytrącało Jurija z równowagi.
- Gotowy? - pytanie zadanie poważnym, pozbawionym jakiejkolwiek radości tonem sprawiło, że na kilka sekund Jurij zląkł się.
Gdyby doszło do sytacji w której życie blondyna byłoby zagrożone.. czy Altin byłby w stanie go obronić za wszelką cenę? Czy jego praca polegała jedynie na przywożeniu i odwożeniu do domu? Facet ewidentnie potrafił się bić, ale nie korzystał z tego, chyba, że w obronie siebie i osób trzecich.
Plisetsky zmierzył czujnym, kocim spojrzeniem swojego stróża i przeszedł obok niego, opuszczając wille. Altin jak cień podążył za nim, nawet nie witając się z panią Leroy. Naburmuszony Jurij wsiadł do szarego BMW ojca i wyjął z torby swoją książkę, udając, że nie widzi jak sprawnie Otabek wskakuje za kierownicę.
- Dokąd? - spytał spokojnym tonem Altin, orientując się czy z autem wszystko gra. Jurij nawet na niego nie popatrzył.
Plisetsky wydął usta dopiero wtedy kiedy Otabek nagle oparł się wygodnie o siedzenie i z ledwo zauważalnym uśmieszkiem złośliwości włączył radio na jakąś stację rockową.
- Ścisz to. - powiedział ostro Jurij chowając czytankę do torby i próbując sięgnąć łapą do odtwarzacza. Ręka Altina bez słowa złapała go w nadgarstku i odsunęła daleko od urządzenia.
- To dokąd jedziemy? - ponowił pytanie Kazach wbijając mahoniowe spojrzenie w szmaragdowe tęczówki. Nie mógł pozwolić sobie wleźć na głowę małemu zasmarkańcowi. Plisetsky milczał przez krótką chwilę.
- Na uczelnie.
I to rozumiał. Przekręcił kluczyk w stacyjce i wyprowadził wóz z podjazdu, ignorując wściekłe sapanie wściekłego Jurija. To było nawet zabawne kiedy mały tak zionął ogniem.
Pod szkołą Jurij zwyczajowo nawet nie powiedział słowa dziękuję, rzucił jedynie o której godzinie będzie czekać pod budynkiem. I tyle go Beka widział.
Mały szczurek no.
Plisetsky absolutnie nie spodziewał się, że Otabek może go zrobić w konia i się nie zjawić. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Kazach się spóźni czy o nim zapomni. NIE I JUŻ.
Dysząc ciężko po zajęciach czekał na Altina w umówionym miejscu i z nienawiścią obserwował każdy jeden przejeżdżający ulicą samochód. Żaden niestety nie był autem taty. Znowu poczuł się zlany ciepłym moczem, im dłużej Otabeka nie było tym gorzej było z jego samopoczuciem.
Wreszcie zadecydował, że nie ma sensu czekać, więc zeskoczył z wysokiego murka i mającym mało wspólnego z gracją krokiem pognał chodnikiem w kierunku najbliższego przystanku autobusowego.
Aż do momentu, gdy z piskiem opon nie zatrzymało się obok niego BMW i wystraszony blondyn nie upadł z dzikim okrzykiem na twardy kamień.
CZYTASZ
Bodyguard; Otayuri
FanfictionAltin znajdując dobrze płatną robotę u bogatego małżeństwa nie spodziewał się, że przyjdzie mu zapłacić za wszystko cierpliwością i poszarpanymi nerwami. Zakończone.