2. The castle and the beast

114 18 1
                                    

Luke wstał przed Benem. Zrobił pranie i przygotował śniadanie razem z jedzeniem na drogę, spakował także jakieś ciepłe ubrania, ponieważ mówili, że noc będzie zimna, a podróż miała trwać 12 godzin. Blondyn pogłaskał Molly, która szła za nim, zwyczajnie prosząc, by poszedł z nią na spacer.

- Poczekaj chwilę, dziewczyno. Tylko zostawię Benowi kartkę, okej? - oznajmił Luke, a Molly usiadła tak, jakby rozumiała, co powiedział. Wysoki blondyn uśmiechnął się do niej i napisał, że idzie na zakupy i zabiera ze sobą Molly.

Zabrał obrożę Molly, a także troch pieniędzy i wyszedł z domu. Była prawie 10 w ten niedzielny poranek, więc na zewnątrz nie było zbyt wielu ludzi, poza panią Callan z naprzeciwka - lubiła podglądać sąsiadów i plotkować o nich później ze swoimi starymi znajomymi z klubu starych plotkar.

- Dzień dobry, pani Callan! Jak się pani dzisiaj czuje? - przywitał ją Luke.

- Dobrze, dzieciaku, możesz iść dalej.

Luke przytaknął smutno, starsza pani zawsze była dla niego niemiła, ale dla innych była miła. Zawsze tak było, wszyscy tacy są.

***

- Masz wszystko, prawda?

Ben się zaśmiał.

- Tak, Luke, gdyby coś się działo, powiem Backsterowi, żeby do ciebie przyszedł, okej? Nie martw się o mnie.

Luke przytaknął, martwił się, bo niedaleko była autostrada, więc Ben musiał jechać przez las. Nie ufał lasom, było w nich zbyt wiele strasznych i niebezpiecznych zwierząt - uważał, że coś może się stać, ale Backster tam będzie.

Backster to taki Baymax w wersji Bena, ale zamiast pomagać jest przyzwyczajony do ratowania celu czy ostrzegania kogoś, że potrzebuje się pomocy. Jest dość inteligentny, ale nie jest skończony, jeszcze kilka detali i będzie dobry. Był mały, ale mógł biec z prędkością 70 km/h.

- Dobra, będę już jechał. Będziesz miał wszystko pod kontrolą? Nie zapomnij brać swoich tabletek uspokajających! - powiedział z samochodu.

- Będę. Powodzenia, mam nadzieję, że w tym roku zdobędziesz jakiś kontrakt.

Pożegnali się, a Luke patrzył, gdy Ben odjeżdżał. Luke westchnął, wszystko będzie dobrze.


Ben

Śnieg tej nocy padał cholernie mocno, możliwe, że to jedna z najgorszych burz. Musiał znaleźć miejsce, gdzie będzie mógł zostać na noc, by następnego dnia móc jechać dalej. Zaparkował, kiedy zobaczył duży dom - wyglądał jak zamek, ale ktoś w nim mieszkał. Był zadbany, ogród przed nim wydawał się przesadnie wypielęgnowany, nawet jeśli większość pokrywał śnieg. Nie mógłby spędzić nocy w takim miejscu, ale miał nadzieję, że ludzie tu ciepło go przywitają.

Ben wysiadł z auta po zaparkowaniu go w pobliżu wejścia. Wziął swoją czapkę, szalik i płaszcz, zakładając je. Chwycił torbę ze swoim wynalazkiem i pobiegł do zamku.

Rozejrzał się, było tam kila pająków, ale żadnego kurzu. Świecznik z trzema palącymi się świecami stał na stole obok dużych drzwi, obok niego stał stary zegar, który działał idealnie. Chwycił świecznik i usłyszał coś lub kogoś biegnącego za nim, więc odwrócił się, ale nic nie zobaczył.

- Halo? - odezwał się. - Kto tam jest?

- Tu jestem! - powiedział głoś, a on znowu się odwrócił.

- Kim jesteś? Gdzie jesteś?

- W twojej ręce, cymbale - Ben spojrzał na świecznik w swojej dłoni. Miał oczy i usta. - Hej, hej.

beauty and the beast • lashtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz