Luke wstał przed Benem. Zrobił pranie i przygotował śniadanie razem z jedzeniem na drogę, spakował także jakieś ciepłe ubrania, ponieważ mówili, że noc będzie zimna, a podróż miała trwać 12 godzin. Blondyn pogłaskał Molly, która szła za nim, zwyczajnie prosząc, by poszedł z nią na spacer.
- Poczekaj chwilę, dziewczyno. Tylko zostawię Benowi kartkę, okej? - oznajmił Luke, a Molly usiadła tak, jakby rozumiała, co powiedział. Wysoki blondyn uśmiechnął się do niej i napisał, że idzie na zakupy i zabiera ze sobą Molly.
Zabrał obrożę Molly, a także troch pieniędzy i wyszedł z domu. Była prawie 10 w ten niedzielny poranek, więc na zewnątrz nie było zbyt wielu ludzi, poza panią Callan z naprzeciwka - lubiła podglądać sąsiadów i plotkować o nich później ze swoimi starymi znajomymi z klubu starych plotkar.
- Dzień dobry, pani Callan! Jak się pani dzisiaj czuje? - przywitał ją Luke.
- Dobrze, dzieciaku, możesz iść dalej.
Luke przytaknął smutno, starsza pani zawsze była dla niego niemiła, ale dla innych była miła. Zawsze tak było, wszyscy tacy są.
***
- Masz wszystko, prawda?
Ben się zaśmiał.
- Tak, Luke, gdyby coś się działo, powiem Backsterowi, żeby do ciebie przyszedł, okej? Nie martw się o mnie.
Luke przytaknął, martwił się, bo niedaleko była autostrada, więc Ben musiał jechać przez las. Nie ufał lasom, było w nich zbyt wiele strasznych i niebezpiecznych zwierząt - uważał, że coś może się stać, ale Backster tam będzie.
Backster to taki Baymax w wersji Bena, ale zamiast pomagać jest przyzwyczajony do ratowania celu czy ostrzegania kogoś, że potrzebuje się pomocy. Jest dość inteligentny, ale nie jest skończony, jeszcze kilka detali i będzie dobry. Był mały, ale mógł biec z prędkością 70 km/h.
- Dobra, będę już jechał. Będziesz miał wszystko pod kontrolą? Nie zapomnij brać swoich tabletek uspokajających! - powiedział z samochodu.
- Będę. Powodzenia, mam nadzieję, że w tym roku zdobędziesz jakiś kontrakt.
Pożegnali się, a Luke patrzył, gdy Ben odjeżdżał. Luke westchnął, wszystko będzie dobrze.
Ben
Śnieg tej nocy padał cholernie mocno, możliwe, że to jedna z najgorszych burz. Musiał znaleźć miejsce, gdzie będzie mógł zostać na noc, by następnego dnia móc jechać dalej. Zaparkował, kiedy zobaczył duży dom - wyglądał jak zamek, ale ktoś w nim mieszkał. Był zadbany, ogród przed nim wydawał się przesadnie wypielęgnowany, nawet jeśli większość pokrywał śnieg. Nie mógłby spędzić nocy w takim miejscu, ale miał nadzieję, że ludzie tu ciepło go przywitają.
Ben wysiadł z auta po zaparkowaniu go w pobliżu wejścia. Wziął swoją czapkę, szalik i płaszcz, zakładając je. Chwycił torbę ze swoim wynalazkiem i pobiegł do zamku.
Rozejrzał się, było tam kila pająków, ale żadnego kurzu. Świecznik z trzema palącymi się świecami stał na stole obok dużych drzwi, obok niego stał stary zegar, który działał idealnie. Chwycił świecznik i usłyszał coś lub kogoś biegnącego za nim, więc odwrócił się, ale nic nie zobaczył.
- Halo? - odezwał się. - Kto tam jest?
- Tu jestem! - powiedział głoś, a on znowu się odwrócił.
- Kim jesteś? Gdzie jesteś?
- W twojej ręce, cymbale - Ben spojrzał na świecznik w swojej dłoni. Miał oczy i usta. - Hej, hej.
CZYTASZ
beauty and the beast • lashton
Fiksi Penggemar"Ma czas do swoich 21 urodzin, by znaleźć prawdziwą miłość. Jeśli tego nie zrobi, cóż- jeśli nie znajdzie prawdziwej miłości, będziemy przeklęci na wieki. Czas ucieka." gdzie luke ratuje brata przed bestią, która mieszka w zaczarowanym zamku Orygina...