•16•

501 82 38
                                    

    Chłodny powiew obudził Yuuriego jeszcze przed świtem. Chłopak podniósł się gwałtownie na łóżku, rozglądając się wokół siebie i analizując to, gdzie się znajduje, bowiem zdążył już zapomnieć, że wczoraj razem z Yurim przylecieli do Petersburga.

Gdy jego wzrok zatrzymał się na nawiewie, umiejscowionym tuż nad łóżkiem, automatycznie zaczął szukać gdzieś pilota, by wyłączyć klimatyzację, która była całkowicie niepotrzebna, bo przecież na zewnątrz było ledwo pięć stopni.

Dopiero po chwili zauważył, że ma na sobie jedynie bokserki, a jego szara koszulka leży w nogach łóżka. Pościel także była zwinięta w guz i leżała pomięta w dole. Powoli zwrócił głowę w prawą stronę i zauważył śpiącego chłopaka, który wyglądał podobnie do niego. Również był pozbawiony górnej garderoby. Leżał na brzuchu, a na jego plecach było widać delikatne podrapania.

Yuuri usiadł sztywno na łóżku i złapał się za głowę. Co oni zrobili...
Tylko się całowali, ale...
Nie mógł wybaczyć sobie, że do tego dopuścił.

Pośpiesznie zerknął na elektroniczny zegarek ustawiony na szafce obok łóżka. Dochodziła dopiero siódma, ale chłopak stwierdził, że potrzebny mu zimny prysznic na otrzeźwienie myśli.
Ostrożnie wstał z łóżka, uważając by nie obudzić Yuriego.

Po cichutku przemknął do łazienki z naręczem świeżych i czystych ubrań, które miały posłużyć mu do rannego treningu.
Szybko spłukał ciało lodowatą wodą i po dwóch minutach wyszedł spod prysznica. Naciągnął strój, który miał na sobie zawsze, gdy wybierał się biegać, i wymknął się z domu.
Zbiegł schodami starej kamienicy, nawet nie zatrzymując się by podziwiać jej piękno. Jedyne czego pragnął najbardziej w tym momencie, to było wydostanie się z secesyjnego budynku.

Kiedy wyszedł na zewnątrz, od razu uderzyło go mroźne powietrze Petersburga. Rozejrzał się dookoła i ze zdziwieniem zauważył, że nigdzie nie widać żywej duszy. Pomimo wczesnej pory, w Hasetsu zawsze na ulicach roiło się od sezonowych biegaczy, czy ludzi spacerujących z psami. Tutaj było aż nienaturalnie cicho. W dodatku znajdowali się dobry kilometr od jednej z głównych ulic w mieście, więc nawet nie słyszał żadnych samochodów.

    Zaczął powolnym truchtem, wraz z każdym kolejnym, większym krokiem, przed jego oczami pojawiały się obrazy uprzedniej nocy. Rozpalone ciało młodego Rosjanina, przemykające pomiędzy jego chłodnymi palcami. Niepewny dotyk i tak wielka chęć pożądania zawładnęła nimi i przejęła całkowitą kontrolę.
Nie mógł mieć o to pretensji do siebie samego, ani nawet do Yuriego, ponieważ jakakolwiek wina leżała po obu stronach.

Chociaż czy to do końca można było nazwać winą?
Yuuri przyśpieszył i spróbował uspokoić oddech.
Yu-rio. Taki piękny pod osłoną nocy. Taki delikatny, taki kruchy. Tak bardzo bał się, że go skrzywdzi, że sprawi mu ból. I nie miał wcale na myśli, bólu fizycznego. Tak bardzo martwił się tym, że Yuri odbierze jego czyny w inny sposób, znany tylko sobie, a jego choroba nasili się jeszcze bardziej.

Skręcił w kolejną uliczkę i dopiero teraz minął pierwszego przechodnia, który chyba wybrał się do sklepu po świeże bułki, ponieważ za nim unosił się przepiękny zapach pieczonego, jeszcze ciepłego pieczywa.
Od woni bułek zaburzało mu w brzuchu, dlatego zdecydował zawrócić, żeby jeszcze nie zgubić orientacji w terenie.

Jednak idealnie trafił do starej kamienicy, wokół której nie było już tej przerażającej ciszy, która tak bardzo go bolała i dziwiła.

Wdrapał się po schodach na samą górę, próbując uspokoić galopujące serce.
Odetchnął kilka razy głęboko i nacisnął na klamkę.
W mieszkaniu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy, na którą w tym momencie nabrał ochoty.

Atrofia uczuć [Yuri Plisetsky]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz