Jak poskromić piszczące kółeczka (fragment)

458 73 69
                                    

     Otabek wtoczył się powoli do ciemnego pomieszczenia. Jego ograniczone ruchy pozwalały jedynie na lekkie obrócenie poluzowanej rączki i zobaczenie, że drzwi za nim zamykają się upiornie.
Jego plastikową osłonę przeszedł dreszcz strachu, ale też podniecenia.

Viktor dobrze wiedział, że podnieca go strach.
Codziennie szykował dla niego coś innego, przez co ich życie seksualne było bardzo bujne i nigdy nie wiało nudą.

– Viktor? – spytał niepewnie.

Ostatniego wieczora trochę się pokłócili, bowiem Otabek był niemal pewien, że partner zdradził go w ich wspólnym mieszkaniu!
Pomimo wiekopomnych tłumaczeń i starań Viktora o własnej niewinności, ten nadal nie chciał mu uwierzyć.
Dlatego coraz bardziej obawiał się o to, co takiego wymyślił Viktor, by jakoś udobruchać swojego Aniołka.

Dlatego bardzo ostrożnie podjechał trochę do przodu. Nie mógł jednak wyczuć co znajduje się przed nim i kiedy natrafił na coś twardego i chłodnego wciągnął powietrze ze świstem.

– Nie bój się – szept, który usłyszał tuż nad swoją rączką sprawił, że znów przeszły go ciarki, jednak tym razem były to dreszcze podniecenia. Uwielbiał kiedy Viktor był taki tajemniczy.

– Mm – zamruczał z rozkoszy i dał się pchnąć Viktorowi w przód napierając na to coś bardzo twardego.
Jakoś nie bardzo obchodziło go w tym momencie, co to takiego, jednak kiedy poczuł jak jego zamek rozsuwa się niebezpiecznie cały zadrżał.

Jego partner zamykany był na klamerki, przez co doznania seksualne nie były aż tak głębokie jak Otabeka.
Dlatego to subtelne rozsuwanie zmęczyła sprawiało mu tyle przyjemności.

– Oh Vitya – zajęczał, próbując opanować oddech.

– Mhm? – zamruczał ponętnie bagaż, po czym znów pchnął mniejszą walizkę na to coś, podejrzanie twardego.

Beka nie mógł się powstrzymać i wydał z siebie cichy okrzyk, kiedy znów to coś wbiło mu się w osłonkę.

– Co dziś dla mnie przygotowałeś? – wyszeptał.

– Coś specjalnego – zamruczał delikatnie Viktor i pchnął go poniewnie, ale tym razem w prawą stronę – Chodź – Kolejne pchnięcie i pisk nienaoliwonych kółeczek Otabeka, wywołały w Viktorze natychmiastową i niepohamowaną chcicę.

Nagle mniejsza walizka została wepchnięta do ukrytego pokoju, który tak dobrze był jej znany. Wyścielony czerwoną, mechatą tkaniną na wszystkich ścianach, z przytłumionym ciemnym światłem.

– Ah – westchnął kiedy Viktor nacisnął przycisk i schował jego sztywną rączkę.

– Wiesz co musisz teraz zrobić, prawda? – spytał cicho, jednak w jego głosie dało wyczuć się zniecierpliwienie.

– Tak – wydusił z siebie Otabek i przełknął głośno ślinę.

Teraz czekał ich najtrudniejszy etap, który za każdym razem był dla Beki traumatycznym doznaniem. Tak bardzo pragnął kochania się z Viktorem, tak bardzo chciał jego brudnych i niemoralnych zabaw...
To było silniejsze.
Skupił się, co było dość trudne w towarzystwie większej, napalonej walizki, ale jakoś się udało.
W końcu poczuł jak ciepło ogarnia go ze wszystkich stron i kiedy ujrzał wokół siebie jasną poświatę, wiedział już co zaraz nastąpi.

Stało się to w ułamku sekundy.
Z jego gardła wydobył się okropny krzyk: Transformacja!
Poczuł jak unosi się nieco nad ziemią, ale już po chwili znów stał na podłodze, jednak tym razem w swojej całej okazałości.
Proces ten był dla niego tak wyczerpujący psychicznie, że nigdy nawet nie miał ochoty przyglądnąć się dokładnie swojej ludzkiej postaci.

Atrofia uczuć [Yuri Plisetsky]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz