Rozdział 20

182 6 2
                                    

Federico

Od wypadku Ludmiły minęły już dwa tygodnie, a ona nadal nie wybudziła się ze śpiączki. Wszyscy się o nią martwimy, ale mnie dosłownie coś rozrywa od środka, kiedy widzę ją śpiącą w szpitalnym łóżku, jak gdyby nigdy nic. Martwię się o nią jak cholera. Dzisiaj są jej urodziny, które mimo wszystko spędzimy razem. Z samego rana kupiłem bukiet najładniejszych róż herbacianych, jaki był w kwiaciarni. Później pojechałem do szpitala, aby odwiedzić moją księżniczkę, po drodze zabierając jeszcze gitarę.

Kiedy wszedłem do jej pokoju, stanąłem jak wryty ze zdziwienia. Przy jej łóżku siedział Stefano, jej rzekomy chłopak, który przez te dwa tygodnie ani razu się nie pojawił. Zdziwiłem się tym bardziej, że rozmawiał z mamą Ludmiły jak by byli najlepszymi przyjaciółmi. Na stoliku przy łóżku zobaczyłem bukiet różnorodnych kwiatów i wiedziałem, że to od niego. Za kogo on się uważa? Myśli, że przyjdzie do niej raz i będzie wszystko okej, mimo że miał ją gdzieś przez całe dwa tygodnie?

- Cześć - wypowiedział powitanie, wyciągając do mnie rękę. W odpowiedzi tylko skrzyżowałem ręce na piersi i spojrzałem na niego gniewnie.

- Co tutaj robisz? - zapytałem.

- Jak to co? Przyszedłem odwiedzić Ludmiłę, w końcu dzisiaj są jej urodziny. A ty co? - odpowiedział pytaniem na pytanie z uśmieszkiem, który sprawił, że miałem ochotę walnąć go w twarz.

- Przyszedłem... - zacząłem, ale przerwano mi.

- Tak, to miłe z twojej strony, że przyniosłeś kwiaty mojej dziewczynie - odrzekł Stefano. - Ale teraz nie będziesz już potrzebny. My z nią zostaniemy - dodał, patrząc na Priscillę. Chciałem mu odpowiedzieć, że przecież nie będzie mi rozkazywać, i że to ja troszczę się o nią właściwie, ale przerwał mi dzwonek telefonu. Stefano odebrał, chwilę porozmawiał, a potem rozłączył się.

- Niestety, wypadła mi nagła sprawa - powiedział pośpiesznie, wstając. - Muszę iść, mój tata ma kłopoty. Zostaniecie z nią? - zapytał, patrząc na mnie niepewnie.

- Oczywiście - odpowiedziałem natychmiast. - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nigdy jej nie opuszczę.

Stefano odchrząknął i wyszedł z pomieszczenia, a ja odstawiłem swoją gitarę w kąt i usiadłem na jego miejscu. Złapałem Ludmiłę za rękę i zacząłem jej cicho śpiewać jej ulubioną piosenkę.


Ludmiła

Powoli otworzyłam zaspane oczy i głośno ziewnęłam. Prawie natychmiast poczułam ból z przodu głowy i dopiero po kilku sekundach zaczęłam kontaktować. Zobaczyłam, że jestem w szpitalu, w jakiejś małej sali, leżę na łóżku podłączona do kroplówki, a na moim czole jest ogromny opatrunek. Co tu się dzieje, do diabła?! Spojrzałam w bok i zauważyłam na stoliku obok łóżka, dwa bukiety kwiatów: jeden, większy, z wieloma kwiatami, a drugi z moimi ulubionymi różami herbacianymi. Uśmiechnęłam się lekko właśnie w momencie, w którym drzwi się otworzyły, a do sali wszedł... mój ukochany Federico. Kiedy mnie zobaczył, jego oczy błysnęły, a na twarzy pojawił się szczery uśmiech.

- Ludmiła! - wykrzyknął, a ja uniosłam brwi, zdziwiona jego radością. - Obudziłaś się, kochanie!

- Obudziłam się? - zapytałam zdziwiona, kiedy chłopak usiadł na krześle i złapał moją dłoń. Natychmiast przeszył mnie dreszcz spowodowany jego dotykiem.

- Tak, kochanie. Nic nie pamiętasz?

- Yh, nie bardzo - odparłam zgodnie z prawdą. Jedyne co pamiętam to jazda taksówką z pijanym kierowcą, a potem wielka ciemność.

Z pamiętnika LudmiłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz