Po naradzie ruszyłam do naszej części domku, by zabrać bluzę, gdyż robiło się chłodno. Pokój dzieliłam z Leah, która porozwieszała po ścianach mnóstwo zdjęć. Będąc córką Erosa bardzo ceniła sobie wspomnienia i chwile z przyjaciółmi. To nie tak, że ja ich nie cenię. Po prostu nie zależy mi (aż tak) na umacnianiu wspomnień pamiątkami. Ona potrafi wkleić liść do albumu i podpisać "Pierwsze wspólne spotkanie z Jake'iem". Po wejściu do środka skierowałam się do mojej komody z ubraniami. Wyjęłam z niej starą, zieloną bluzę i ruszyłam z powrotem do drzwi. Na korytarzu, zobaczyłam dwie pary innych drzwi. Jedne prowadziły do pokoju Tiffany i Kelly, a drugie należały do Diany i Erin. Korciło mnie, żeby zapukać do drzwi i sprawdzić jak się czuję, ale w ostatniej chwili cofnęłam rękę. Ojcem Erin był Apollo, przez co była niezwykle wrażliwa, choć w teorii powinna być bardziej pewna siebie. Trafiła tutaj pół roku temu gdy zmarła jej matka i dalej nie potrafi się przyzwyczaić. Naprawdę jej współczuję, ale kiedy chcemy pomóc od razu zamyka się w sobie. Z resztą nie dziwię się skoro dzieli pokój z tą zołzą Dianą.
Zbiegłam po drewnianych schodkach w dół i rzuciłam okiem na salon oraz kuchnie. W przeciwieństwie do chłopców, u nas panował porządek. Skocznym krokiem znalazłam się przy drzwiach, po czym wyszłam na zewnątrz. Dobrą decyzją było zabranie bluzy. Ruszyłam żwawo przed siebie w stronę jednej ze ścieżek, kiedy usłyszałam za sobą czyjeś wołanie.
- Casey... - powiedział uwodzicielsko Jake podbiegając do mnie i wieszając się na moim ramieniu.
- Czego... - powiedziałam równie słodkim głosem, przeciągając litery.
- Dokąd się tak spieszysz? - spytał zdziwiony.
- Chcę to mieć z głowy. Sprawdzanie panter, też coś - prychnęłam.
- Możemy iść kawałek razem - zaproponował wskazując kciukiem chłopaków z tyłu, a ja zwolniłam tempo.
- Okej - mruknęłam wiedząc, że i tak za chwilę skręcą w przeciwną stronę. Pogodziłam się z tym, że nie będę mieć towarzysza do drogi. Chłopcy nie przechodzili przez bramę, a Tiffany i Kelly prawdopodobnie wyjdą z chatki dopiero za jakąś godzinę, mimo próśb Chilona.
- Może jednak wolałabyś, żeby ktoś z nas poszedł z tobą? - spytał Cole z troską, ale ja pokręciłam głową.
- Dam sobie radę - wskazałam spiżowy miecz przypięty przy moim pasku. Jako Obrońcy zawsze mieliśmy z sobą broń. Nigdy nie wiadomo, co mogło się wydarzyć.
- No tak, zapomniałem już, że jesteś taka samodzielna - dodał z ironią, a ja rzuciłam mu spojrzenie spode łba.
- Po prostu chcę od was odpocząć - dodałam po chwili, a on roześmiał się myśląc, że żartuję. Lubiłam obóz i moich towarzyszy, ale czasem wydawało mi się, że tylko mnie ogranicza. Że już dawno powinnam była coś zmienić. Dotarliśmy do ścieżki gdzie mieliśmy rozejść się na dwie strony. Pomachałam chłopakom i ruszyłam swoją zanim, któryś z nich uparłby się, aby mi towarzyszyć. Znałam cały las na pamięć, więc mimo sporych odległości, nie miałam prawa się zgubić. Szłam wyznaczoną przez siebie trasą omijając śliskie, wapienne kamienie. Drzewa nade mną szumiały, sprawiając wrażenie szeptu. Oddychałam pełną piersią, póki mogłam. Po chwili mojego beztroskiego spaceru, przed sobą zobaczyłam dwa marmurowe posągi stojące na przeciwko siebie. Stanowiły one niejaką bramę i miały w sobie czujniki... Czy coś. Dzięki temu Chilon wiedział, kto zbliżał się do obozu. Podeszłam do jednej z pum i przeszłam kilka razy, żeby sprawdzić, czy zarejestruje mój ruch. Potem postanowiłam otworzyć je by sprawdzić bezpieczniki, ale tak jak się spodziewałam, było z nimi wszystko w porządku.
CZYTASZ
Córka Pana Wód //P.J
FanficWait, czy nie powinnam, więc znajdywać się w Obozie Herosów na Long Island? No cóż, nie do końca. Obóz Obrońców jest takim trochę odłamem Obozu Herosów, mianowicie chodzi o to, że zajmujemy się łapaniem potworów, które uciekły z Tartaru. Odgradzamy...