W jaskini gigantów

2.1K 140 20
                                    

Gdy znaleźliśmy się w szóstkę na szczycie akropolu od razu poczułam chłód. Kronos nie próżnował, wokół panowała ulewa i wiał straszliwy wiatr. Wszyscy ruszyliśmy w dół po śliskich, skalistych schodach. Po drodze nie spotkaliśmy ani jednego turysty, czemu się nie dziwiłam. Naukowcy od pół roku zapowiadali apokalipsę, spowodowaną huraganami i trzęsieniami ziemi. Wszyscy bali się wychodzić na ulicę. Czasem zastanawiałam się jak radzi sobie moja mama, ale ona miała wzrok. Łatwiej jej było unikać śmierci niż reszcie śmiertelników, bo ona przynajmniej widziała zagrożenie. Cały świat zdawał się być uśpiony, ludzie nie chodzili po ulicach i jeździło naprawdę mało aut.

Gdy zeszliśmy z góry, ruszyliśmy przez opustoszałe i wyniszczone miasto.

- To straszne - westchnęła Leah. - Nawet nie wiedzą, co się dzieje - patrzyła w kierunku jakiegoś mężczyzny walczącego z wiatrem o parasol.

- Nie pomożemy im samym współczuciem - westchnął Jake, głaszcząc ją po ramieniu.

- Gdzie idziemy? - spytałam Percy'ego, idącego na czele naszej grupy. Brunet uważnie studiował mapę i naradzał się z Rachel.

- Mamy jakieś dwadzieścia minut drogi do przystanku, skąd za jakiś czas powinien jechać autokar prosto do Echinei - powiedział zwalniając i odwracając się w moim kierunku, wyraźnie zdziwiony, że się w ogóle odezwałam.

- Nie wiadomo, czy autokar w ogóle pojedzie przy takiej pogodzie - powiedziała Leah.

- Ma rację, śmiertelnicy się boją - przytaknął Jason. Percy zatrzymał się i wyrzucił ramiona w górę.

- Macie lepszy pomysł?! - spytał zdenerwowany, a ja rozejrzałam się w koło i uśmiechnęłam się.

- W zasadzie to owszem - odparłam i ruszyłam żwawym krokiem w kierunku chodnika, przy którym stała siedmioosobowa taksówka.

- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł - rzuciła niepewnie Rachel, ale mimo to wszyscy podążyli za mną.

- Casey, nie wiem, czy starczy nam na podróż aż do samego Echinei... - powiedział z niepokojem przywódca herosów, ale ja zignorowałam go i zapukałam kilkakrotnie w zaparowaną szybę obok kierowcy, a ta zjechała w dół. Moim oczom ukazała się wykrzywiona twarz starszego mężczyzny, z okularami przeciwsłonecznymi na orlim nosie. Wydawał się być tęgi i silny.

- Można? - spytałam optymistycznie. Mężczyzna nie odezwał się tylko wskazał kciukiem tylne siedzenia. - Czyli tak... - powiedziałam i gestem ręki zachęciłam resztę, żeby podeszli bliżej.

- Coś mi tu nie pasuje - jęknął Percy.

- Mi też - poparła go rudowłosa, a ja wywróciłam oczami.

- Na bogów, przestańcie jęczeć - warknęłam i wszyscy usadowiliśmy się na siedzenia. - Do Echinei! - zwróciłam się do kierowcy, na co ten kiwnął łysawą głową. Jake usiadł z przodu, obok kierowcy, Jason i Leah z samego tyłu, a ja wylądowałam między Percym i tą wiedźmą. Z początku siedzieliśmy w ciszy, ale w końcu ruszyliśmy dość gwałtownie.

- I widzicie! W ten oto sposób będziemy na miejscu kilka godzin wcześniej - powiedziałam radośnie.

- No, dobra ale co nam to da, skoro nie wiemy, czego szukamy? - spytał Jason parskając śmiechem.

- Szybciej wrócimy - wzruszyłam ramionami.

- Myślę, że tym tytanem, którego mamy spotkać jest Rea - powiedział na jednym tchu chłopak po mojej lewej, a wszyscy odwróciliśmy się w jego stronę.

- Skąd taki wniosek? - spytałam.

- Była jedną z niewielu tytanów, którzy stali po stronie Olimpu. Była ich matką

Córka Pana Wód //P.JOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz