Rozdział 14. Zostawił mnie...

65 4 0
                                    

Jechaliśmy w ciszy.
Z wyrazu twarzy taty nic nie wynikało...
Nie byłam pewna czy jest zły...
Bo dlaczego miał by? Przecież robiłam wszystko zgodnie z ich polecaniami. ..
Miałam jedynie nadzieje że nie będzie kazał mi wracać... Chciałam tu jeszcze zostać... Chciałam wszystko wytłumaczyć Leo... Chciałam żeby to zrozumiał... Pewnie teraz ma mnie za idiotke. ..
Może to i dobrze....przynajmniej nie będzie szukał ze mną kontaktu i w ten sposób już nigdy go nie skrzywdze. ...?
Tylko był jeden mały problem...
Nie jestem w stanie tego zrobić,
Nie jestem w stanie bez niego żyć...
Tak go kocham i tak mi go CHOLERNIE w tej chwili brakuje...

- Zawiodłem się na tobie Em. ..
Nie sądziłem że jesteś aż taka nierozważna. ..
Póściłem cię z mamą na jeden koncert. ..NA JEDEN!
I co? Trafiłaś do szpitala... Nie wierze. ..

Po tych słowach zrobiłam się blada... Słowa taty do mnie nie docierały... Nigdy wcześniej na mnie nie krzyczał...
Nigdy wcześniej nie miał ku temu powodów...
I przecież teraz też nie miał...

-ale tato....przecież to nie moja wina... Ten ochroniaż mnie popchnął!

-Nie zamierzam tego słuchać!
Dobrze wiem jak było!
Dobrze kurwa wiem o tym że stałaś tam jak popierdolona i blokowałaś przejście! I ci się dostało!

Nigdy nie słyszałam jakby tato przeklinał. ..
Te przekleństwa w jego ustach brzmiały tak dziwnie... Tak... Nie naturalnie ....
Wkońcu był to bardzo spokojny i opanowany człowiek...
A przynajmniej tak mi się wydawało...

-Nawet kurwa nie zadzwoniłaś że jesteś w szpitalu! Zamiast tego szlajałaś się z jakimś popaprańcem! Chuj wie co jeszcze robiliście!

-Nie mów tak o nim! Nawet go nie znasz!

-Nie muszę go znać! Odrazu widać że to jakiś ćpun!

-Leo to nie żaden ćpun i nie masz prawa tak o nim mówić!

-I ty mi jeszcze kurwa będziesz mówić co mam prawo mówić a co nie!? Ha, śmieszne! Wiesz co? Obydwoje jesteście siebie warci... Dwie bezużyteczne cioty...!

Na te słowa nie wytrzymałam! Nie mogłam z nim dalej rozmawiać... Kiedy ten przystanął w korku wysiadłam z auta i zaczęłam iść przed siebie... Nawet nie wiem gdzie... Byle jak najdalej od niego!
Tato zaraz zajechał mi drogę i stanął na jakimś poboczu. .. Wysiadł z auta i krzyknął. ..

-Co ty odpierdalasz!? Wsiadaj do auta! Dwa razy się nie będe powtarzał!

-Nie!

-Co przepraszam!?

-Nigdzie z tobą nie jadę!

-Chyba się zapomniałaś...! Nie masz tu głosu!

-A ty niby masz tak?

-Em! Wsiadaj do auta do cholery!

-Nie! Mam w dupie to auto, ciebie, mamę i was wszystkich! Mam już kurwa dość!

Pierwszy raz tak wyraziłam się do taty... Wyraźnie mu się to nie spodobało. .. Zmarszczył brwi i przybrał gniewny wyraz twarzy.
Zacisnął pięści i zaczął iść w moją stronę.
Bałam się...
I słusznie. ..
Kiedy tylko do mnie podszedł uderzył mnie z całej siły w twarz.
Zrobił to na tyle mocno bym upadła na ziemie. Zwijałam się z bólu. .. A on... On patrzył się na mnie z góry... Był z sobie dumny... Zaczął iść w stronę auta... Zostawił mnie tam... Na ziemi. .. Jak jakiegoś śmiecia. .. Zero skrupułów...

-Nienawidze cię!

Krzyczałam przez łzy....On tylko przystanął na chwile nawet się nie odwracając i... wsiadł do auta... Jakby nigdy nic odjechał. .. Zostałam sama... Na ziemi tarzając się z bólu... To już nie był mój ojciec...
Nie ten którego znałam. ...

escape from reality. ||  Leondre Devries ff Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz