20. VIVIAN

2.4K 155 8
                                    

     Do szpitala św. Tomasza* wpadłam jak na złamanie karku. Przez telefon mama nie wspomniała o oddziale, na którym leżał tata, ale sama się domyśliłam, że musiała to być onkologia. Łzy nieprzerwanie spływały po moich policzkach od dwóch godzin. Nie miałam pojęcia, że można tak długo płakać. Zayn próbował mnie uspokoić, ale nie byłam w stanie go słuchać, a kiedy znaleźliśmy się pod szpitalem, kazałam mu jechać do domu. Chciał przy mnie zostać, mimo że popołudniu musiał jechać do pracy. Nie pozwoliłam mu na to. To był mój czas z rodziną, a mama, gdyby go zobaczyła, wpadłaby w szał. Dzwoniła do mnie w sprawie pogarszającego się stanu taty, ale i tak nie mogła sobie darować komentarza na temat bruneta. Sama byłam ciekawa, dlaczego nie dzwoniła do mnie, jak tylko nie wróciłam od razu ze szkoły do domu, tylko dopiero kolejnego dnia rano. Tata umierał, a ona najpierw prawiła mi kazanie na temat znajomości z ateistą. To nie była jej sprawa, tym bardziej teraz, gdy oboje tak bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Powiedziała mi przez telefon, że nowotwór zaatakował płuca i wątrobę. W zasadzie dawali mu kilka dni życia. Nie wiedziałam, dlaczego w ogóle lekarze nie chcieli walczyć o jego życie. Przecież nie mogło być przecież aż tak źle. Najbardziej zraniła mnie obojętność w głosie mamy. Rozumiałam, że była lekarzem i choroba czy śmierć, to dla niej coś normalnego, ale tu chodziło o jej męża, a naszego ojca. Traktowała go jak swojego pacjenta, jakby nic dla niej nie znaczył. Ich małżeństwo trwało dwadzieścia pięć lat. Zawsze podziwiałam ich miłość, lecz teraz zaczęłam w nią wątpić. Przez te wszystkie lata żyli prawie osobno. Tata ciągle podróżował po świecie, a mama wolała spędzać czas w szpitalu. Teraz, nawet choroba nie potrafiła ich zjednać. Co do miłości taty, nie miałam żadnych wątpliwości, ale mama... Czasami myślałam sobie, że ona nigdy nikogo nie kochała. Sprawiała wrażenie zimnej, pozbawionej uczuć. Było mi jej po prostu żal, bo miłość to najpiękniejsze uczucie, jakie stworzył dla nas Bóg. Nie każdy potrafił je docenić.

Na końcu białego korytarza zobaczyłam Darcy i Harry'ego. Oczywiście nigdzie nie widziałam mamy. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby wróciła do swoich pacjentów, którzy zawsze byli ważniejsi od rodziny. Otarłam łzy rękawem kurtki, a chwilę potem znalazłam się w silnych ramionach swojego brata. Zaraz potem do uścisku dołączyła Darcy.

- Co z nim? - Zapytałam, po czym zacisnęłam drżące usta, aby choć trochę się uspokoić. To nie mógł być dzień jego śmierci. Nie przeżyłabym tego, nie byłam gotowa. Chociaż... Czy kiedykolwiek bym była? Chyba każdy znał odpowiedź.

- Bez zmian. - Odpowiedział Harry. Moja siostra nie była w stanie. Usiadła na krześle, głęboko oddychając.

- Darcy, dobrze się czujesz? - Wyrwałam się z ramion brata, spoglądając z niepokojem na siostrę. W końcu nosiła w sobie dziecko, a stres nie wpływał dobrze na ciążę.

- Tak, wszystko w porządku. Muszę się tylko uspokoić. - Wymusiła uśmiech.

- Gdzie jest mama? - Darcy jedynie prychnęła w odpowiedzi na moje pytanie. Spojrzałam z nadzieją na Harry'ego.

- A jak myślisz, Vivi, co? Sama odpowiedz sobie na to pytanie. Myślę, że sama wiesz, gdzie jest teraz nasza mama. - Zakpił.

Ze złości zacisnęłam dłonie w pięści. Liczyłam... Miałam nadzieję... Sądziłam, że moje przypuszczenia okażą się nietrafne. Nie mogłam uwierzyć, że nasza mama zamiast przy nas być, wspierać, poszła na dyżur. Rozumiałam jej pracę, ale gdyby chciała, mogłaby załatwić sobie zastępstwo. Nie zrobiła tego, a ja nie zamierzałam przemilczeć tej sytuacji. Wiedziałam, gdzie znajdował się pokój lekarski na oddziale chirurgii. Kulturalnie zapukałam do drzwi, które, o ironio, otworzyła mi mama. Wyglądała na zaskoczoną, ale wpuściła mnie do środka. Na jej szczęście nikogo, oprócz nas nie było w środku, bo to nie będzie miła rozmowa. Miałam już serdecznie dość jej chłodu, obojętności.

Zanim odejdziesz [Z.M.] Cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz