Podczas przemowy dyrektora na apelu, rozglądałem się w poszukiwaniu Vivian albo chociażby Sofii, jednak nie widziałem żadnej z nich. Próbowałem skupić się na tym, co teraźniejsze, ale nic nie mogłem poradzić na to, że wracałem myślami do mojego pocałunku z Vivi. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju, nawet na chwilę. Żałowałem, że jej nie powstrzymałem i pozwoliłem na coś, co zdarzyłoby się w odpowiednim czasie. Teraz było zdecydowanie zbyt szybko i nie mogłem wyznać jej prawdy. Kiedy zapytała mnie w mieszkaniu czy powinna coś pamiętać, zaprzeczyłem, bo byłem pewien, że w innym wypadku, już nigdy bym jej nie zobaczył. Musiałem sprawić, żeby naprawdę mi zaufała, spędzać z nią czas i nie pozwolić na zmarnowanie życia w zakonie. W Anglii już bardzo dawno temu zlikwidowano wszelkie zakony, jednak pozostał jeden, który nie zamierzał podporządkować się prawu. Właśnie tam Vivian chciała uciec od tego, co zaczynało się między nami rodzić. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mi na niej nie zależało, bo było zupełnie inaczej. Prędzej wróciłbym na wojnę do Syrii, niż pozwoliłbym jej na to. Była zbyt piękna, delikatna, szczera i niewinna, żeby zamknąć ją na zawsze w gmachu, odgrodzonym od świata wysokim murem. Pojechałem tam pewnego dnia, aby zobaczyć to na własne oczy. Nie wyglądało to dobrze. Sam się przeraziłem, bo ta cała twierdza przypominała mi prędzej dom szatana niż zakon. Musiałem wrócić na ziemię, ponieważ dyrektor poprosił mnie o przedstawienie się przed uczniami liceum, w którym kiedyś się uczyłem. Z doświadczenia wiedziałem, że nikt nie lubił słuchać bezsensownego gadania, bo większa połowa używała w takiej sytuacji swoich telefonów komórkowych. Inni nie robili tego wyłącznie z szacunku, wyniesionego ze swojego rodzinnego domu. Swoje wystąpienie ograniczyłem jedynie do przedstawienia oraz zachęty dołączenia do mojej grupy na zajęcia samoobrony. Kiedy było już po wszystkim i wychodziłem z sali, zobaczyłem kolejkę do nauczyciela wychowania fizycznego, który zapisywał chętnych. Cieszyłem się, że w końcu będę miał z kim pracować, ale również obawiałem się o swój czas wolny, aby nie odbiła się na nim moja praca. Musiałem przecież znaleźć czas dla mojej księżniczki - wagarowiczki. Wciąż też próbowałem zrozumieć jej ostatnie słowa, zanim wyszła z mojego mieszkania.
- Zayn! Zayn, zaczekaj! - Usłyszałem swoje imię, dlatego odwróciłem się, żeby zobaczyć, komu tak bardzo zależało na rozmowie ze mną. Zobaczyłem jedną z tych dziewczyn, które dokuczały Vivian.
- O co chodzi? - Zapytałem, mimo że nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowy ze szkolnym pustakiem, bo jak można było inaczej nazywać kogoś, kto znęcał się nad innymi?
- Jestem Margaret. - Wyciągnęła w moim kierunku dłoń, ale zignorowałem ten gest. - Właśnie zapisałam się na twoje zajęcia. Już nie mogę się doczekać.
- Mhm, coś jeszcze? - Zmierzyłem ją znudzony od góry do dołu.
- Chodzą plotki po szkole, że spotykasz się z Vivi - Virgi. - Powiedziała, a zaraz potem się skrzywiła. - Słuchaj, jesteś tutaj nowy, więc możesz nie wiedzieć, ale ona robi tutaj za największą cnotkę, więc jeśli masz ochotę na trochę zabawy, to zdecydowanie powinieneś zapytać o mój numer.
Westchnąłem głośno.
- Uważnie mnie posłuchaj, Barbie... Jeśli jeszcze raz zobaczę albo usłyszę, że dokuczasz Vivian, to nie ręczę za siebie, rozumiesz? Z hukiem wylecisz z tej szkoły, chociaż już dawno powinnaś. - Otworzyła usta, mrugając szybko powiekami. - No i na co się tak gapisz? Prostytucja w szkole jest zabroniona, panno Margaret.
- Jeszcze będziesz mnie błagał, żebym rozłożyła przed tobą nogi. - Zrobiła się cała czerwona. Zapewne z wściekłości, a nie wstydu, bo ta dziewczyna nie znała takiego uczucia.
- Nie sądzę. - Spojrzałem na nią z pogardą.
- Pożałujesz tego! Mi się nie odmawia! - Wysyczała wściekła, a potem odwróciła się i poszła w stronę swojej koleżanki.
CZYTASZ
Zanim odejdziesz [Z.M.] Cz. I ✔
Fiksi Penggemar"Życie pisze różne scenariusze." Na mojej drodze stanął mężczyzna marzeń, moich marzeń. Wszystkie wartości i plany, które uznałam w przeszłości za słuszne, okazały się niczym w porównaniu z uczuciem między nami. Kochałam go od dawna, ale dopiero ter...