Wydawać się mogło, że moje życie wróciło do normy. Pierwsze dwa słowa były kluczowe. Tata z dnia na dzień czuł się lepiej, choć nowotwór nie odpuszczał. Darcy z Liamem wyglądali na szczęśliwie zakochanych, a i Harry zaczął się z kimś spotykać. Mama prawie w ogóle nie wracała do domu, więc panował w nim spokój. Wszyscy byli szczęśliwi, tylko nie ja i tata. On chciał umrzeć, a ja przeżywałam tą całą sytuację z Zaynem. Od tej niefortunnej sytuacji minął kolejny tydzień. Widzieliśmy się za każdym razem, gdy wychodziliśmy ze szkoły, ale on nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Najgorsze było to, że byłam wręcz przekonana o tym, że będzie próbował mi wyjaśnić, przeprosić, a nic takiego nie miało miejsca. Moje serce płakało z rozpaczy, gdy patrzyłam na niego i Margaret. Harry powiedział, że nie byli razem, ale to nie poprawiło mi humoru. Nie wiedziałam, co zrobiłam nie tak. Czy naprawdę mogło chodzić o ostatnie dni, kiedy byłam oschła? Należały mi się chyba jakieś wyjaśnienia, prawda? Na początku chciałam odpuścić, jednak przecież kochałam go do szaleństwa. Jeśli chciał zakończyć to, co się między nami rodziło, musiał powiedzieć więcej niż głupie przepraszam. Dzięki Bogu, że Sofia przyjechała już do domu ze swoich przedwczesnych wakacji. Mogłam się jej poradzić, ale najpierw musiałam opowiedzieć jej o tym, co łączyło mnie z Zaynem, odkąd wrócił do mojego życia. Wcześniej moja przyjaciółka tylko coś podejrzewała, choć słowem o tym nie wspomniała. Po całej opowieści prawie wykrzyczała połowie szkoły, żebym zawalczyła o niego i nasz związek, bo on wyraźnie miał jakiś problem, którym nie chciał mnie obarczać, a Margaret wykorzystała sytuację. Kiedy zajęcia i dodatkowa godzina w szkole się skończyły, usiadłam na ławce przy boisku, czekając aż Zayn wyjdzie. Moja rywalka była chora, dlatego wiedziałam, że będzie sam, dzięki czemu nikt nam nie przeszkodzi. Poderwałam się z miejsca, gdy w końcu go ujrzałam. Ja się cieszyłam, a on westchnął, jakby nie miał ochoty mnie widzieć. Mimo ukłucia w sercu, postanowiłam walczyć.
- Możemy porozmawiać? - Zapytałam spokojnie, choć moje serce miało ochotę wyskoczyć z piersi.
- Nie tutaj. - Zaczął się nerwowo rozglądać. - Ktoś może powiedzieć Margaret, że ze sobą rozmawiamy i wtedy nie będzie ciekawie.
- Czym cię szantażuje? - Chciałam złapać go za dłoń, ale od razu się odsunął. - Proszę, nie odtrącaj mnie. - Szepnęłam żałośnie. Tak bardzo go kochałam.
- Przyjdź do mnie za pół godziny, dobrze? - Spojrzał na mnie czule. - Wtedy porozmawiamy.
- Obiecujesz? - Przygryzłam wargę, która zaczynała mi drżeć z powodu tych wszystkich emocji. Zgodził się ze mną porozmawiać, a to był już jakiś początek.
- Daję ci słowo, kochanie. - Odpowiedział, a potem ruszył w stronę swojego samochodu.
Kochanie? Na te słowo w moim brzuchu rozlało się przyjemne ciepło. Ostatnio coś się między nami popsuło, ale nadal żywił do mnie jakieś uczucia. Te słowo nie mogło być przez niego wypowiedziane bez jakiegokolwiek znaczenia. Pełna nadziei udałam się pieszo w stronę jego mieszkania. Zayn nie chciał, aby ktoś nas razem zobaczył, dlatego w czasie drogi rozglądałam się za znajomymi osobami, by nie nakryły mnie przy wchodzeniu do budynku, w którym mieszkał brunet. Kiedy zapukałam do jego drzwi, serce poczułam niemal w gardle. Chciałam wyjaśnień, ale bałam się, że po kilku minutach rozmowy po prostu mnie wyrzuci, jakbym nic dla niego nie znaczyła. Otworzył drzwi i odetchnął z wyraźną... ulgą? Wciągnął mnie do mieszkania, zatrzasnął za nami drewnianą powłokę, po czym namiętnie mnie pocałował. Z wrażenia upuściłam na ziemię torbę z książkami i otworzyłam szeroko oczy. Zayn nie ustępował, a ja po pierwszym szoku do niego dołączyłam.
- Tak cholernie za tobą tęskniłem... - Wydyszał. Oboje mieliśmy przyspieszone oddechy. - Ten tydzień bez ciebie, to była jakaś męczarnia.
CZYTASZ
Zanim odejdziesz [Z.M.] Cz. I ✔
Fanfic"Życie pisze różne scenariusze." Na mojej drodze stanął mężczyzna marzeń, moich marzeń. Wszystkie wartości i plany, które uznałam w przeszłości za słuszne, okazały się niczym w porównaniu z uczuciem między nami. Kochałam go od dawna, ale dopiero ter...