Pewnie ze zniecierpliwieniem przerzucasz kartki, w oczekiwaniu aż odnajdziesz strony, które dotyczą właśnie ciebie, ale na wszystkich przyjdzie czas. Każdy odnajdzie strony z prawdą o sobie, każdy poczuje mój gniew, niektórzy bardziej, niektórzy mniej. Tym razem kieruje swoje słowa do ciebie Krafti, ale zacznę od początku.
Kiedy pierwszy raz cię spotkałem, widziałem w tobie swoje odbicie, miałem wrażenie, że znalazłem kogoś, kto jest taki sam jak ja. Drobny, niepozorny i nieśmiały, ale ty nie do końca taki byłeś. Zjednywałeś sobie ludzi, a ja nie potrafiłem się do nich nawet odezwać. Wszyscy za tobą przepadali, miałeś dar, swoisty urok, który rzucałeś, a inni padali ci u stóp i uważali cię za przyjaciela. Czasami ci tego zazdrościłem, wielokrotnie próbowałem do ciebie podejść i zacząć rozmowę, ale zazwyczaj ktoś robił to szybciej, przez co ja się wycofywałem.
Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Siedziałem samotnie na korytarzu w hotelu, rozwiązywałem sudoku. Podszedłeś do okna, a może tylko udawałeś, żeby w jakiś sposób do mnie zagadać. Spojrzałeś na łamigłówkę i wskazałeś jedno z pustych pól mówiąc:
— Tutaj wpisz dziewiątkę.
Podniosłem wzrok z nad kartki papieru i spojrzałem ci w oczy, ty tylko uniosłeś brwi, więc wróciłem do sudoku i sprawdziłem czy masz rację. Faktycznie ją miałeś. Stałeś obok mnie kilka minut, nie odzywałeś się ani słowem, obserwowałeś jak męczę się z wpisaniem kolejnych cyferek, ale nie dałeś mi kolejnej wskazówki.
— Dlaczego je rozwiązujesz, skoro sprawia ci trudność? — zapytałeś.
— Skoki narciarskie też kiedyś mi ją sprawiały, ale lata praktyki przyniosły efekty, rozwiązując sudoku ćwiczę swój umysł, poza tym i tak nie mam nic innego do roboty — odparłem.
— Właśnie widzę, może pójdziesz ze mną do kina? Miałem iść z Michaelem, ale on nie ma teraz czasu, a nie chce, żeby bilet się zmarnował — stwierdziłeś.
Zgodziłem się, po części dlatego, że pomyślałem, że to początek wielkiej przyjaźni, choć z drugiej strony byłem tylko drugim, a może nawet trzecim wyborem. Kto wie komu jeszcze zaproponowałeś wyjście zanim trafiłeś do mnie. Wszyscy wiedzieli co łączy cię z Hayboeckiem. Zazdrościłem ci, wasz związek był kolejną rzeczą, której ci zazdrościłem.
Zawsze chciałem mieć kogoś, kto będzie mnie kochał mimo wszystko. Kogoś, kto pokocha mnie takim jakim jestem, nie za moje sukcesy, nie za to kim jestem, tylko za charakter. Miałeś Michaela tylko dla siebie. Ukradkowe spojrzenia, pocałunki, które skradaliście sobie w ukryciu, byliście tacy szczęśliwi, tak naiwnie szczęśliwi, niektórych to irytowało, a reszta po prostu była zazdrosna, nie mieli tego co odnaleźliście wy. Staliście się nierozłączni. Nie istniał już Kraft, nie istniał Hayboeck. Istniał tylko Kraft i Hayboeck. Idealnie się dopełnialiście, wszystko zawsze szło po waszej myśli, a kiedy działo się coś złego, mieliście siebie. Ja nie miałem nikogo Stefan, nie miałem z kim podzielić się bólem po tym co mi zrobiliście. Czy przyznałeś się Michaelowi do tego co zrobiłeś, czy przyznałeś się do tego, że też brałeś w tym wszystkim udział?
Tamtego dnia w kinie obejrzeliśmy jakiś łzawy film romantyczny, ani trochę mi się nie spodobał, ale nie ze względu na to, że był nudny czy słaby. Nie spodobał mi się ze względu na atmosferę między nami. Próbowałeś być miły, ale to wszystko z twojej strony wyglądało trochę sztucznie, wtedy zauważyłem w tobie skazę. Byłeś kimś kim ja chciałem być całe swoje życie, ale perfekcja nie istnieje, nawet najpiękniejszy diament ma na sobie jakąś rysę. Nie chciałeś mojego towarzystwa, w tamtym momencie wydawało mi się, że twoje słowa były kłamstwem. Michael miał czas, żeby pójść z tobą do kina, ale to on poprosił cię o to, żebyś poszedł tam ze mną, bo było mu mnie żal. Zabrałeś mnie do kina z litości, a ja jej nie potrzebowałem.
Wiesz kiedy zdałem sobie z tego sprawę? Po naszym powrocie. Michael stał przed hotelem i machał do nas ręką, pobiegłeś w jego stronę i rzuciłeś mu się w ramiona. To wyglądało tak uroczo, że w moich oczach pojawiły się łzy.
— Jak się bawiliście? — zapytał Michael.
— Świetnie — odparłem koloryzując prawdę.
Ruszyłem w stronę swojego pokoju, ale usłyszałem co powiedziałeś Stefan, wszystko usłyszałem.
— Nigdy więcej nie każ mi tego robić — oznajmiłeś.
Relacje między nami się oziębiły, jeżeli można powiedzieć, że one kiedykolwiek między nami istniały. Oczywiście w wolnych chwilach, kiedy przypadkowo na siebie trafialiśmy zamienialiśmy kilka słów, ale głównie dotyczyły one pogody bądź konkursu, który miał się zacząć albo właśnie się skończył.
Tamtego dnia byłeś wśród nich, ale nie było z tobą Michaela. Jeden z twoich kompanów, został moim późniejszym oprawcą, miał na was duży wpływ, tańczyliście jak wam zagrał. Anze mnie zwabił, żebyś później ty przejął pałeczkę i się mną zajął. Siedziałeś blisko mnie, zaproponowałeś, że się ze mną napijesz. I wtedy właśnie wszystko się zaczęło, wtedy zaczęła się właściwa część tej historii. Te wydarzenia sprawiły, że chciałem wyrównać rachunki. Chciałem się zemścić.
— Wypijmy za małych i nieśmiałych chłopców, którzy zgubili swoją drogę. Niech pewnego dnia ją odnajdą — wzniosłeś toast.
Po kilku kieliszkach poczułem, że jestem odważny, rozmowa z tobą zrobiła się coraz luźniejsza, pierwszy raz od dawna poczułem, że jestem jednym z was. To nie było takie trudne, w pierwszej chwili byłem ci wdzięczny za to, że namówiłeś mnie do tego, żebym się z tobą napił. Ale potem kolejne kieliszki poszły w ruch, a ja czułem się coraz gorzej. Zacząłem tracić równowagę, nie zauważałem jak omijasz niektóre kolejki, nie miałem sił, żeby logicznie nad tym pomyśleć. Potem mnie stamtąd zabraliście, i tak trafiliśmy do pokoju hotelowego, w którym to reszta twoich kolegów pokazała na co ich stać.
Ogień zwalczaj ogniem, pomyślałem, kiedy zastanawiałem się nad tym w jaki sposób się na tobie zemścić. Wtedy mnie oświeciło. Ty upiłeś mnie, więc ja mogłem upić ciebie, ale czy to by mi coś dało. Chciałem, żebyś dotkliwie poczuł, że nie warto zadzierać ze słabszymi, bo wszystko wraca ze zdwojoną siłą, właśnie wtedy w moich drzwiach pojawił się Michael, a reszta sama do mnie przyszła. Jeśli pytasz czy mam wyrzuty sumienia, to wiedz, że mam, ale nie względem ciebie.
— Ostatnio dziwnie się zachowujesz Cene, nie chce być wścibski, ale martwię się o ciebie — powiedział spoglądając na mnie niepewnie.
— Ty o wszystkich się martwisz, gdybyś tylko mógł zrobiłbyś wszystko, żeby tylko inni byli szczęśliwi tak jak ty — odparłem.
— Cóż, taki już jestem.
Pogadaliśmy chwilę, a wtedy zaproponowałem, żeby poszedł ze mną do baru, ot tak zapić moje smutki i jego obawy o mnie. Wtedy poczułem się dokładnie tak jak ty, omijałem kilka kolejek, żeby Michael się upił, a ja mógłbym dalej realizować swoje plany. Po kilku kieliszkach zrobił się bardzo wygadany, cały czas mówił jak to cię kocha, w pewnym sensie to było naprawdę piękne. Skoro mówił to nawet w takim stanie to musiałeś być dla niego bardzo ważny, jak nie najważniejszy. Im dłużej tam siedzieliśmy tym gorzej się zachowywał, w pewnym momencie spróbował wstać i iść do łazienki, ale nie był w stanie samemu utrzymać równowagi. Wiedziałem, że tyle już mu wystarczy, zapłaciłem rachunek, zabrałem go do łazienki, a potem opuściliśmy lokal.
Położyłem go na ławce w parku, wysłałem do ciebie wiadomość z karty, którą po drodze kupiłem w jakimś sklepie całodobowym. Chciałem, żebyś go w takim stanie znalazł, schowałem się w nieoświetlonej części parku i obserwowałem co się stanie. Przybyłeś parę minut później, spojrzałeś przerażony na Michaela, próbowałeś pomóc mu wstać, ale nie miałeś siły, żeby go utrzymać i oboje upadliście na ziemię. Podniosłeś się i spojrzałeś na swojego ukochanego, a potem tak po prostu usiadłeś na ławce, schowałeś twarz w dłoniach i zacząłeś płakać, a twój lament niósł się echem po całej okolicy.
Ja też wtedy płakałem, nie masz pojęcia jak bardzo przez ciebie cierpiałem, gdybym tyle nie wypił nic by się nie stało, ale ty przekonywałeś, że mogę wypić jeszcze więcej, że mam silny organizm. Czy było warto? Czy było warto postępować tak jak kazali ci inni, żeby teraz zastać najważniejszą osobę w takim stanie? Pewnie nie, ale wtedy było już za późno. Stanowczo za późno.
CZYTASZ
zemsta nadchodzi o zmierzchu ~ c.prevc
FanfictionCene zawsze dawał sobą pomiatać, nigdy nikomu się nie przeciwstawiał, aż w końcu inni wykorzystali to w najgorszy możliwy sposób. Ludzie, których jeszcze kilka dni temu nazywał przyjaciółmi, stali się jego wrogami. Żerowali na jego krzywdzie, podsyc...