~IX~

169 25 2
                                    

Pov. Kath

Wokół mnie panowała ciemność. Panicznie rozglądałam się wokół, lecz widziałam pustkę. Niespodziewanie, ukazała mi się piaszczysta ścieżka, a na jej końcu znajdowała się lampa uliczna, która świeciła jasnym światem. Uznałam, że pójdę w jej kierunku.

Idąc, poczułam, jak na moją twarz spadają krople deszczu. Zignorowałam to i gdy szłam przed siebie, spostrzegłam ławkę tuż obok latarni. Postanowiłam, że usiądę na niej, bo czułam zmęczenie. Usłyszałam szepty i krzyki. Przeraziłam się trochę, ale przyspieszyłam kroku.

Gdy byłam już u celu, w oddali zapaliła się kolejna lampa, a przy niej ktoś stał. Stwierdziłam, że podejdę do owej postaci.

W połowie drogi tajemnicza osoba odwróciła się ku mnie i okazało się, że bardzo była uderzająco podobna do Andy'ego, lecz mężczyzna miał dużo krótsze włosy i wrogi wyraz twarzy. Uśmiechnął się do mnie i zaczął iść w moim kierunku.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Być może mnie nie znasz, ale wkrótce się spotkamy. Wszystko w swoim czasie... - odezwał się z wyczuwalną ironią i pewnością siebie. Nawet głos był podobny do Biersacka, lecz bardziej zachrypnięty i to mnie przerażało.

Nagle poczułam mocne ukłucie w klatce piersiowej oraz głowie. Padłam na ziemię i skuliłam się, ponieważ ból był nie do zniesienia. Lampy zgasły i rozpętał się silny wiatr.

Ni stąd, ni zowąd, miałam wrażenie, że ktoś wbił mi coś ostrego w serce. Nie myliłam się - moja klatka piersiowa została przeszyta sztyletem. Miałam przeczucie, że zamieniam się w proch. W oddali usłyszałam głos :

- Tylko tak możesz ich zabić, zdecyduj po której jesteś stronie.. - to były ostatnie słowa, które udało mi się zarejestrować, ponieważ padłam na ziemię i wiłam się w agonii...

Gdy powróciłam do świata żywych, poczułam ukłucie w sercu. Szybko otworzyłam oczy i złapałam się w miejsce, gdzie byłam ugodzona ostrym narzędziem, ale okazało się, że to jednak pozostało w moim śnie.

Po chwili uzmysłowiłam sobie, że coś znajduje się w mojej kieszeni. Sięgnęłam do niej ręką i okazało się, że owe narzędzie z mojego snu, mam w kieszonce. Postanowiłam, że nikomu nie będę o tym mówić.

Zauważyłam, że Andy rozmawiał z Radke, ale nie można by nazwać tego normalną, wymianą zdań. Oni na siebie krzyczeli. Wkrótce potem, Ronnie chciał wybiec z domu, lecz Biersack zagrodził mu drogę.

- Zabieraj te martwe łapska pijawko. - powiedział to z odczuwalną pogardą i obrzydzeniem w stronę niebieskookiego.

- Nigdzie stąd nie pójdziesz. Czy serio nie obchodzi cię życie własnej siostry? Jesteś za grosz bezduszny.

- I kto to mówi. Krwiopijca, który powinien już dawno zginąć i wysysa życia z innych ludzi. To jest fair? - postanowiłam przerwać tą "pogawędkę", zanim skoczą sobie do gardeł. Ronnie mógłby tego nie przeżyć, także wolałam nie ryzykować.

- Uspokójcie się. - odezwałam się zachrypniętym głosem. Andy od razu podbiegł do kanapy, na której leżałam, a Ronald tuż za nim.

- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany Andrew.

- Tak, tylko... Mógłbyś mi podać szklankę wody? - mówiłam już resztkami sił. Czułam, jakby miliony igieł wbijało mi się w gardło. W mgnieniu oka, wampir zjawił się obok mnie ze szklanką wody. Jednym haustem uzupełniłam jej zawartość i postanowiłam wstać. Widząc moje zamiary, obaj podtrzymywali mnie, abym się przypadkiem nie przewróciła. Usiadłam na krawędzi kanapy i potrafiłam już utrzymywać równowagę.

Saviour || Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz