8. Think

140 26 13
                                    

Kolejny niczym nie różniący się od poprzednich dzień. Znów pełno myśli i  nic nie wartych słów. Mój umysł niczym  prosektorium. Opuszczony przez optymizm, zabrudzony przez pesymistyczne nastawienie do ludzi. Depresja. Depresja i...

Wzdrygnąłem się. Cholera, wspomnienia nawiedzają mnie w kółko.

- Louis, wychodzimy - Harry spojrzał na zegarek, kiedy ja lustrowałem jego strój. Był ubrany w czarny garnitur, a na jego szyi sztywno zwisał biały krawat. Cóż, wybieraliśmy się na pogrzeb. Powiedział, że kilka dni temu zmarła ważna dla niego osoba i bardzo chciałby, gdybym mu towarzyszył. I choć mogłem nie znać tej osoby, wiadomym było, że nie zostawiłbym go z tym samego. Nastolatek zamknął drzwi na klucz, następnie chowając je w małej kieszonce dołączonej do marynarki. Przeszliśmy obok kilku samochodów, zatrzymując się przy przedostatnim pojeździe, którym okazał się być czarny Range Rover.

- Ładne auto - wyznałem, siedząc już na miejscu pasażera. Harry uśmiechnął się do mnie.

- Kiedyś też mi tak mówiłeś - przeszukiwał kieszenie, a ja zagryzłem wargę. Nie potrafiłem słuchać o sobie, kiedy byłem tuż obok, chociaż nie powinno  mnie być. Nie było mi komfortowo słuchać o sobie, jako o zmarłym, a tak właśnie było. Nie powinienem już istnieć. Prawda?

- Cholera - zawołał.- Zapomniałem kluczyków. Zaraz wracam. - wysiadł z samochodu i pobiegł w stronę mieszkania. Wodziłem za nim wzrokiem, a kiedy zniknął z mojego pola widzenia, niepewnie sięgnąłem do schowka. Wiedziałem, że powinienem najpierw zapytać o zgodę, ale przeczucie było silniejsze. Na moje kolana wypadło kilka karteczek i koperta, której zawartość przypominała strukturę zdjęć. I nie myliłem się. Ostrożnie wyciągnąłem zdjęcia i...

- Za co mnie tak każesz, Boże? - przeczesałem dłonią włosy. Wszystkie znajdujące się tam fotografie przedstawiały nas. Uśmiechniętych nastolatków. Czyli przeciwieństwo naszych teraźniejszych twarzy.

Pospiesznie schowałem je z powrotem  na swoje miejsce, próbując opanować drżenie rąk.

Styles na pewno zorientuje się, że coś jest nie tak. Zawsze to robi.

Cholera.

Ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Oderwałem myśli od schowka.

- Jestem - usiadł. - Możemy jechać. - Odpalił samochód, wyjeżdżając z parkingu. Nie mogłem nacieszyć się Range Rover'em, wręcz napawałem się jego gładką jazdą.  Jednak coś nie dawało mi spokoju.

- Od kogo go masz? - zapytałem cicho, spoglądając na zielonookiego. Dalej był skupiony na drodze, nie wydając się nawet odrobinę zaskoczonym pytaniem.

- Odkładałem na niego - wyznał. - Pomogli mi też twoi rodzice. - Uśmiechnął się delikatnie. Ja ponownie spuściłem wzrok.

- Chciałbym ich pamiętać - wyszeptałem, jednak na tyle głośno, by Harry mógł spokojnie to usłyszeć.  W ciągu kilku sekund zdążył spojrzeć na mnie i ponownie odnaleźć swój wzrok na drodze tylko po to, by dodać mi otuchy. I choć to nie pomagało w żadnym stopniu, byłem mu wdzięczny, że tak się stara pomóc... nieżyjącemu.

***

Półtorej godziny później szliśmy już na cmentarz. Nie potrafiłem się skupić na ceremonii. Nie pamiętałem żadnego słowa wypowiedzianego przez księdza. Nie płakałem, nie wodziłem wzrokiem po żadnych ludziach, ani nie studiowałem kościoła. Miałem wrażenie, że ktoś zamroził mnie na ten czas.

Zatrzymując się przed srebrnym nagrobkiem, dopiero oprzytomniałem. Miałem wrażenie, że coś we mnie pękło. Znałem tą osobę, nawet bardzo dobrze. Oddech przyspieszył, a łzy swobodnie spadały na zabrudzony asfalt przy nagrobkach. Łapałem powietrze haustami, z ust wydzierał mi się urywany szloch. Czułem na sobie spojrzenie Harry'ego, kiedy pospiesznie wychodziłem z tłumu. Oparłem się o najbliższe drzewo i próbowałem uspokoić ciało. Zawirowało mi w głowie, pojedyncze wspomnienia uderzały we mnie niczym rozpędzony pociąg, rozrywając moją psychikę. Wypuściłem drżący oddech.

Świętej Pamięci Johannah Deakin

I tak bardzo jak wtedy potrzebowałem chłopaka z lokami, nie mogłem go dostać.

Other Side I Larry Stylinson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz