12. Butterfly

114 20 11
                                    

Kilka godzin później burza dała spokój mieszkańcom Londynu. Na jej miejsce wstąpiło oślepiające słońce, od czasu do czasu przykryte  pojedynczymi chmurami, których jeszcze nie przegonił lekki wiatr, dodający nutę ochłody otaczającej nas przyrodzie. Tym razem przenieśliśmy się na balkon, dołączony do sąsiedniego pokoju. Siedzieliśmy w ciszy, na zmianę przenosząc wzrok na siebie i otoczenie. Nie było w tym żadnej krępacji, wręcz przeciwnie, brak jakiejkolwiek komunikacji między nami zdawał się odchodzić na najdalszy plan. Szum wiatru łączył się ze śpiewem ptaków i gwarem przechodniów, tworząc coś, co relaksowało moje ciało. W dodatku obecność Harry'ego oraz świadomość, że sobotni poranek z... ukochanym, nie istnieje tylko w filmach, lecz udziela się także w tej szarej rzeczywistości. Nie mogłem powiedzieć, że nie byłem szczęśliwy w tamtym momencie, kiedy mój mózg zdawał się wyłączyć, a myśli ulotnić wraz z nawałnicą. Czułem pustkę, jednocześnie będąc wypełnionym dziwnym ciężarem i otępieniem. Co chwilę miałem wrażenie, że ten dzień nie będzie inny, jak na razie się zapowiadał. Starałem się nie myśleć o tym i nie psuć dobrego humoru oraz poranka, za którymi tak bardzo tęskniłem. Przyzwyczaiłem się już do towarzyszącego mi tak zwanego 'deja vu'. Nie próbowałem nawet nic z tym zrobić, o ile cokolwiek się dało. Po prostu zaakceptowałem to.

Spojrzałem na zielonookiego, aktualnie lustrującego mnie wzrokiem.

- Coś nie tak? - cicho powiedziałem, nawet nie zwracając uwagi na to, czy chłopak zdoła mnie usłyszeć. Zaprzeczył jedynie głową, zerkając na moję ramię. Zaciekawiony sam przeniosłem tam wzrok.

- Oh - uśmiechnąłem się, kiedy dostrzegłem małego motylka, schodzącego w dół mojej ręki. Gdy zatrzymał się na środku otwartej dłoni, coś we mnie uderzyło.

Niebo.

Ptaki.

Człowiek.

Pole.

Głosy.

Ręka.

Ból.

Nicość.

Spojrzałem przerażony na Harry'ego, który tylko posłał mi uśmiech.

- T-To prawda? - wyjąkałem. - Byłem chory? - Skinął głową na potwierdzenie moich słów. Czułem, jak blednę, a mój oddech przyspiesza przez prąd przechodzący przez moje ciało.

- Spokojnie Louis, to się zdarza, tak? Ważne, że wszystko było dobrze. Do czasu. - ponownie spojrzałem w jego tęczówki, szukając aby odrobinę rozbawienia, modląc się, by to okazało się  żartem.

Jednak przeszłości nie da się zmienić.

- Chcesz mi powiedzieć, że popełniłem samobójstwo?

Obserwowałem, jak potwierdza moje słowa skinięciem głowy i prosiłem, aby moje drżące nogi podtrzymały mnie jeszcze chwilę.


Other Side I Larry Stylinson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz