✨Rozdział 9✨

3.4K 164 13
                                    



Ląduję nogami na wilgotnej trawie. Rozglądam się dookoła i startuję do brzegu. W ostatniej chwili ktoś chwyta mnie od tyłu za kołnierz i przygważdża do ściany budynku. Przekręcam głowę. Przez okno wychyla się Harry, który ściska w palcach moją koszulkę.

- Puść! – szarpię gwałtownie, co daje mi tylko efekt podduszania.

- Nie ma mowy, królewno. – mówi twardo i przyciąga mnie jeszcze bliżej ściany. – Nie wyrywaj się. Chyba nie chcesz się nam udusić? – myślenie pod presją to chyba najgorsza rzecz, jaka może mi się przytrafić. Podnoszę ręce, próbując wymacać dłoń zielonookiego nad sobą. Odnajduję nadgarstek szatyna i wbijam paznokcie w jego gładką skórę. Mężczyzna syczy i wypuszcza mnie ze swojego uścisku. Upadam na ziemię, z której natychmiastowo się podnoszę zanim Harry ponownie będzie chciał mnie złapać. Pędzę w kierunku muru który otacza posesję. Biegnę wzdłuż grodzenia i wypatruję jakiejkolwiek bramy, czy chociażby niższego fragmentu płotu. Odnajduję małą furtkę na tyłach domu. Ciągnę za klamkę lecz ta ani drgnie.

- Cholera. – szepczę. Wpadam w coraz większą panikę. Właśnie moja szansa na ucieczkę zmniejsza się kilkukrotnie. Nie poddaję się i biegnę dalej, w nadziei na znalezienie kolejnej deski ratunku. Po mojej lewej ukazuje się sylwetka loczka, który niebezpiecznie się do mnie zbliża

- Leonnie! – woła. Nie słychać żadnej złości, wściekłości, czy pretensji. To tak jakby mama wołała cię do domu, kiedy za długo siedzisz na dworze. Musi być jeszcze jedno, główne wyjście.

Brama wjazdowa! Uradowana oddycham z ulgą. Czuję, jakby ktoś na nowo przywrócił mi energię. Wbiegam na brukowy podjazd, a z niego do mojego wyjścia. Tak blisko. Zatrzymuję się gwałtownie wpadając na pręty.

- Masz przejebane, słyszysz?! – Patrick drze się przez całe podwórze zmierzając już w moją stronę. Drżącymi rękami wystukuję losowy kod, który akurat przychodzi mi do góry. Tak, to „jeden, dwa, trzy, cztery" Domofon wydaje z siebie niski pisk. Brak dostępu.

- No kurwa, nie rób mi tego! – krzyczę załamana.

- Damom nie przytoi przeklinać. – kilka metrów ode mnie stoi Harry. Uważnie patrzy w moje załzawione oczy. Mimo strachu, postanawiam jeszcze raz spróbować. Wskakuję na pręty i próbuję się na nie wspiąć. Już po chwili czuję ręce na talii, które przyciągają mnie do napastnika. Chwytam się metalu i za wszelką cenę postanawiam go nie puszczać.

- Odpuść już suko i daj mi spać! – nawet nie zwróciłam uwagi, że Patrick stoi po drugiej mojej stronie. Zirytowany brunet podchodzi bliżej, a zielonooki, który mnie trzyma; ani drgnie. Po prostu czeka, obejmując moje ciało i patrzy jak moja przepustka wolności właśnie traci ważność. Zaciskam zęby. Nie mogę płakać ani się poddać. Dam radę, jestem silna... - Chcę iść spać, rozumiesz? – mocne uderzenie w brzuch. Pięść ciemnowłosego styka się z moją skórą w niespodziewanym tempie. Z moich ust wyrywa się zduszony okrzyk bólu i zaskoczenia.

- Zostaw. – Oaza Spokoju postanawia zabrać głos. – Sama pójdzie. Prawda Leonnie? – jestem na przegranej pozycji. Wzdycham i puszczam się prętów. Pustka, upokorzenie, przegrana. Czy może być gorzej? Loczek ściąga mnie z bramy i stawia powoli na bruku. – Idziemy. – informuje. Patrick od razu zmierza do domu lecz Harold stoi w miejscu razem ze mną. Patrzy na mnie wyczekująco. Wolnym krokiem ruszam do drzwi wejściowych.

Zatrzymujemy się na środku salonu. Spojrzenie wbijam w swoje bose stopy. Chłopak stoi plecami do mnie. Przeciera twarz dłońmi oddychając ciężko.

- Idź do pokoju, w którym ostatnio byłaś. Ostrzegam, nie rób niczego głupiego. – stanowczość jego głosu jest porażająca. Kiedy nasze spojrzenia się potykają, kiwam głową i potulnie kieruję się na górę. Powoli otwieram drugie drzwi na lewo. Zamykam za sobą drewnianą powłokę i pozwalam sobie usiąść na łóżku. Spoglądam na zegar ścienny. Prawie szósta. Wzdycham i padam plecami na materac. Bardzo wygodny materac. Zielonooki jeszcze nie wraca, dlatego zamykam na chwilę oczy. Nawet nie zdaję sobie zbytnio sprawy, że zasypiam.

***

Gwałtownie zrywam się do pionu. Cholera, przecież nie powinnam spać.

- Spokojnie. – słyszę przed sobą. Kieruję wzrok w stronę źródła dźwięku. Harry siedzi w swoim fotelu i uważnie mi się przygląda. – Musiałaś być bardzo zmęczona. – mrugam kilkakrotnie, przyswajając informacje.

- Która godzina? – pytam cicho. Wstaję z łóżka, a na moje stopy upada miękki koc. Nawet nie zwróciłam uwagi, że byłam nim okryta. Podnoszę cieplutki materiał i odkładam go z powrotem na materac.

- Po dwunastej. Chodź. – chłopak kieruje się do wyjścia, a ja zaraz po nim. Schodzimy na parter. Chcę się już zatrzymać, ale loczek ma inne zamiary. Chwyta mnie za rękę i ciągnie w jeszcze niższe, ciemniejsze części domu. Do piwnicy. Mężczyzna schodzi bardzo pewnie po betonowych, wysokich stopniach. Ja wręcz przeciwnie. Idę jak najwolniej się da, przy okazji zachowując dzięki temu ostrożność. Łatwo można spaść z takich stromych schodów. Im niżej się znajdujemy tym wilgoć i zapach stęchlizny nasilają się. Marszczę nos zniesmaczona. Nie czułam tego, gdy byłam tu pierwszy raz. Mały, ciemny korytarz. Jego też wcześniej tu nie było. A może po prostu nie zwróciłam na to wcześniej zbytniej uwagi...

Przed nami znajdują się trzy pary drzwi. Harry wybiera te ostatnie. Najbardziej oddalone od pozostałych, wykonane z ciężkiego, mosiężnego tworzywa. Zielonooki zdejmuje z haczyka pęk kluczy. Wyszukuje odpowiedni metal, który wkłada do zamka i przekręca kilka razy. Zgrzyt i już po chwili wejście zostaje odblokowane. Jak zwykle zostaję przepuszczona w przejściu. W środku panuje mrok. Wchodząc coraz głębiej można wyczuć ostry, metaliczny zapach. Odwracam się przodem do uchylonych drzwi, które wpuszczają pasmo światła. W jednej sekundzie metalowa powłoka zatrzaskuje się. Podskakuję przerażona, a mój oddech znacznie przyspiesza. Serce bije tak mocno, że mam wrażenie iż roznosi się echem po piwnicy.

Cicho daję jeden krok naprzód, potem drugi. Chcę znaleźć drzwi lecz nie mam nawet pojęcia w jakim kierunku się udać. Niespodziewanie ręce Harry'ego chwytają mnie od tyłu. Krzyczę głośno z przerażenia. Słyszę pstryknięcie i pokój zostaje oświetlony. Mrugam kilkakrotnie przyzwyczajając się do jasności. Gdy moje oczy mogą już normalnie funkcjonować, zdaję sobie sprawę, że pojedyncza, ciepła żarówka nie daje zbyt dużo światła. Otwieram szeroko oczy ze strachu. Nie wygląda to jak zwykła piwniczka. Ściany koloru krwistej czerwieni, w niektórych miejscach można dostrzec ciemne plamy lub smugi. Po prawej stronie spora komoda i szafki tuż nad nią. Na środku wielki stół.

- Witaj w mojej małej sali tortur, Leonnie.

----------------------------------------

Czuję się już trochę lepiej. Choroba powoli ustępuje, więc chcę przysiąść do tych rozdziałów póki mam chwilę czasu.

Kocham ~ A.M ❤  



Jestem jego własnością || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz