✨Rozdział 16✨

2.7K 152 7
                                    

 

Harry pov:

Wszystko niespodziewanie ucichło. Nie wiem czy nie skoczyła przypadkiem z okna albo nie podcięła sobie żył golarką. Wstaję z krzesła i idę w stronę pokoju szatynki. Otwieram drzwi i zamieram z ręką na klamce.
Leonnie klęczy na łóżku z pistoletem wycelowanym we mnie.

- Leonnie. Odłóż broń, proszę - mówię spokojnie. Dziewczyna odbezpiecza pistolet. - Leonnie, odłóż broń - powtarzam. Nie wykonuje polecenia. Patrzy się zimno w moje oczy. Nie wyraża żadnych emocji. - Nie zrobisz tego. - mówię pewnie i ruszam w jej stronę. Ciemnooka zaciska powieki i strzela. Pocisk ląduje w mojej klatce piersiowej. Cofam się odruchowo dwa kroki do tyłu. Dotykam piekącej rany. Czerwona plama robi się coraz większa, gdy próbuję zatamować krwotok. Szatynka schodzi z łóżka. Nadal trzyma broń. Podchodzi do mnie. Kiedy dzielą nas już tylko centymetry, przykłada mi zimną lufę do brzucha. Patrzy mi w oczy i naciska spust. Raz, drugi, trzeci. Każdy w innych miejscach. Padam na ziemię. Nie mogę złapać oddechu. Zanim tracę świadomość słyszę jeszcze jej głos:

- Zawsze będziesz na przegranej pozycji.

Otwieram oczy i podnoszę gwałtownie głowę do góry. Musiałem zasnąć na dokumentach. Odruchowo dotykam swojej klatki piersiowej szukając jakiegoś śladu po pocisku. Za ścianą panuje cisza. Przez kilka minut zastanawiam się, czy iść spraawdzić co z Leonnie.
Lekko uchylam drzwi od pokoju dziewczyny. Nie chcę żadnych niespodzianek. Robię krok, a panele pod moimi stopami wydają z siebie charakterystyczne skrzypnięcie. Otwieram szerzej drewnianą powłokę. Dziewczyna śpi zwinięta w kulkę. Podchodzę bliżej. Ma opuchnięte i czerwone powieki. Lekko się trzęsie, a jej oddech jest wciąż nierówny.
Marszczę zdziwionay brwi i nachylam się w jej stronę. Z tylnej kieszeni spodni wystaje kartka. Nie chcę naruszać jej prywatności. Lecz bbardziej nie chcę problemów. Tutaj nie ma czegoś takiego jak prywatność. Jest i będzie pod stałą kontrolą dopóki sprawa się nie wyjaśni. Wyjmuję papier z materiału. Leonnie porusza się niespokojnie. Rozwijam kartkę.


Leonnie pov:

Budzę się z niemałym trudem. Wszystko mnie boli, nie mogę unieść powiek. Są opuchnięte. Wstaję z łóżka i kieruję się do łazienki. Przemywam twarz wodą. Następnie podchodzę się do szafy. Wyjmuję z niej bieliznę, legginsy i biały T-shirt. W ciszy prebieram się w łazience. Brudne ubrania składam do kosza na pranie zabrawszy wcześniej dokument Harry'ego. Muszę go gdzieś schować, najlepiej tak, żeby nikt się niczego nie domyślił. Harry tych papierów ma mnóstwo. Pewnie nawet nie zauważy, gdy jednego mu ubędzie. Wchodzę do pokoju. Siadam na pościeli i patrzę się na lustro na szafie. Widać przez nie ścianę z łóżkiem, w tym mnie. Zauważyłam, że schudłam ostatnio. Nie mam wagi w łazience, ale widzę to po sobie. Byłam w miarę szczupła, ale teraz po prostu chuda. Nie jem tutaj regularnych posiłków. Ba, ja prawie nic nie jem. Biorę czarną rozpinaną bluzę z szafy i zakładam na siebie. Włosy spinam w luźnego kucyka.
Schodzę do salonu. Na kanapie siedzi Patrick. Czyta coś w telefonie. Udaję się do kuchni. W lodówce zieje pustką, tak samo w szafkach.

- Jest coś do jedzenia? - pytam zrezygnowana, powoli odchodząc do sofy.

- To co widać.

- Jestem głodna.

- A ja jestem jakimś twoim służącym? Zrób sobie coś. - prycha nie odrywając wzroku od urządzenia.

- Jakby było co jeść, to bym sobie coś zrobiła. Trzeba...

- Nigdzie nie będę jeździł. - przerywa moją wypowiedź zirtowany. Harry'ego nigdzie nie ma, Patrick jest zajęty sobą, a gdyby tak...

Cicho idę do przedpokoju. Ubieram swoje czarne trampki. Na komodzie zauważam klucze, więc biorę je tak, żeby nie wydać żadnego brzdęku i chowam do kieszeni bluzy. Brunet nie reaguje, nawet nie zwraca najmniejszej uwagi na moje poczynania. Przekręcam zamek i wychodzę. Jest chłodno, z ust leci mi biała para gdy robię głębszy wydech. Zapinam bluzę do połowy i ruszam w stronę bramy. No tak... Kod. Przez pół minuty stoję i myślę nad hasłem. I wtedy przypominam sobie o kluczach. Wyjmuję je i szukam odpowiedniego, który będzie pasować do zamka. Po ośmiu próbach znajduję ten właściwy. Obracam się przodem do budynku. Nikt nie wychodzi za mną, nie woła, nic. Bez zastanowienia ciągnę za gałkę. Furtka ustępuje. Robię krok poza bramę. Idę ulicą nie zważając na nic. Najpierw chcę dotrzeć do jakiegoś miasta. Później będę myśleć co dalej zrobić.

Droga dłuży mi się niemiłosiernie. Robi mi się zimno. Wkładam lodowate ręce do kieszeni bluzy. Teraz żałuję, że nie wzięłam niczego cieplejszego. Obok mnie jest tylko las. Po drugiej stronie pola i pojedyńcze domki. Trzymam się drogi, mimo, że bardzo chcę skręcić w stronę lasu w obawie, że na prostej drode łatwo mnie dogonić. Co jakiś czas obracam się aby się upewnić, że nikt za mną nie idzie. Jestem wolna. Wreszcie jestem wolna! Zaczynam biec, żeby nie zamarznąć po drodze. Słyszę brzęczenie w kieszeni bluzy, ale ignoruje je. Biegnę coraz szybciej i szybciej. Po około kilometrze zwalniam do delikatnego truchtu. Po drodze wypadły mi klucze, ale nie chciałam się po nie zatrzymywać. Budynków mieszkalnych jest coraz więcej, aż w końcu widzę wielką drewnianą tabliczkę z nazwą miasteczka. Uśmiecham się zwycięsko, a przez ciało przechodzi fala ulgi.

Idę chodnikiem. Omijam ludzi jak gdyby nigdy nic. Niektórzy się spieszą, inni rozmawiają przez telefon. Tylko nieliczni patrzą na mnie podejrzliwym wzrokiem. Ignoruję to i idę przed siebie. Zatrzymuję się przed średniej wielkości supermarketem. Jestem strasznie głodna. Postanawiam kupić coś do jedzenia, a później poszukać sposobu dostania się do rodzinnego miasta.
Drzwi rozsuwają się, A ja wchodzę do ciepłego pomieszczenia. Od razu lepiej. Na dzień dobry wita mnie kobieta, która rozdaje kawę. Przyjmuję papierowy kubek z uśmiechem. Jak ja dawno nie piłam kawy. Pociągam łyk i przymykam oczy z rozkoszy. Ciecz spływa po moim gardle i rozgrzewa organizm. Nie jest jakaś specjalnie słodka, ale nie przejmuję się tym. Chodzę po wszystkich alejach. Patrzę na wszystkie półki i oglądam każdy produkt. W między czasie popijam gorący napój. Sięgam po dwie bułki kajzerki, półtoralitrową butelkę wody i żelki. Na razie tyle. Mam nadzieję, że wystarczy mi na kilka godzin. Pozostaje jeszcze tylko ostatnia kwestia, której nie przemyślałam. Pieniądze. Mam puste kieszenie, więc jak zapłacić? Nie mogę też niczego nie wziąć, bo skonam z głodu i pragnienia. Żołądek mi się ściska. Nie mogę tego zostawić. Jeszcze przez kilka minut krążę między półkami próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.

Bacznie obserwuję chodzących ochroniarzy. Robią rundki wokół sklepu, każdy przystaje w rogu na kilka minut, a potem wymienia się z drugim. Będę miała dosłownie dwadzieścia sekund na opuszczenie sklepu. Później szybki bieg i zgubienie ochrony sklepu. Staję na początku pierwszej alejki. Gdy ochraniarz zawraca i się zatrzymuje, robię krok na przód i wybiegam z pomieszczenia
- Hej, zatrzymaj się! - słyszę za sobą głosy. Wybiegam ze sklepu i pędzę przez parking.

- Panienko, proszę się zatrzymać! - jest ich już dwóch. Odwracam głowę i w tym samym momencie wpadam na kogoś. Ten ktoś łapie mnie w pasie i nie pozwala mi biec dalej. Podnoszę wystraszona wzrok.

- Harry?

--------------------------
Miłego dnia.

Kocham  ~ A.M ❤

Jestem jego własnością || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz