1

49.4K 2K 396
                                    

Białe puszyste obłoczki wędrowały po niebie, lecz Lara miała problem z relaksem i odgonieniem od siebie nieprzyjemnych myśli. Wczoraj dowiedziała się, że niedługo opuści swój dom. Dom, który był jej azylem. A "niedługo", to pojęcie względne według jej brata. To mogło być jutro albo nawet za tydzień.  A gdzie się uda? Do swojego mate, a raczej osoby, która uważa, że jestem jej pisana. Dobre sobie. Nigdy kolesia nie widziała, albo sobie nie przypominała, bo jego dane osobowe niewiele jej powiedziały. Jedynie tylko, że był przywódcą jakiejś watahy na północnych terytoriach oraz apodyktycznym dupkiem. Pan i władce się znalazł. 

- Lara! - Usłyszała krzyk brata i nie pozostało jej nic innego, jak ruszyć tyłek i iść do niego.

- Idę! - Wydarła się, bo jaśnie pan Rick był tak samo apodyktyczny jak ten cały pies, ale nie był dupkiem. Ot różnica.

Wstała z miękkiej trawy i przeszła przez trawnik, mijając basen, weszła do domu i  znalazła się w salonie, gdzie czekał na nią Rick.

- Czego się tak wydzierasz?

- Zmiana planów - brat popatrzył na  siostrę ze smutnym uśmiechem. 

- Tak? A niby jakich? Ja nie przewiduję zmiany planów.

- Akurat nie masz nic do powiedzenia - odezwał się tonem Alfy. - Pakuj się, wieczorem wyjeżdżasz. 

- Że co?! - Krzyknęła. - Nie taka była umowa, do cholery! 

- Zażądał twojego przyjazdu.

- Zażądał?! A ja nie mam w tej materii nic do powiedzenia? Mam dziewiętnaście lat, jestem dorosła i nie zostanę czyjąś kukiełką. Nie znam go i nie wierzę, że jestem jego bratnią duszą.

- Lara - Rick podszedł do niej i złapał za ramiona - wiesz, że gdybym miał możliwość, to bym cię do niego nie wysyłał. Ale tu nie chodzi o mnie ani o ciebie, tu chodzi o nas wszystkich. Poza tym jesteś jego mate.

- Czyli przehandlujesz mnie i nieważne, że nie chcę mieć z tym draniem nic wspólnego?

- Do cholery! - Ryknął Rick. - Wataha jest ważniejsza niż twoje osobiste szczęście. Przez lata robiłaś wszystko, żeby uniknąć swojej bratniej duszy, ale i tak cię znalazł. I nie myśl, że nie wiem o twoim darze. - Zbladła na te słowa. To była jej tajemnica. - Od teraz z tym koniec. On chce ciebie i ciebie dostanie.

- Oczywiście - sarknęła i zacisnęła usta w wąską kreskę, po czym poszłam do siebie.

Z trzaskiem zamknęła drzwi. Cóż, zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, ale mimo pełnoletności niczego jej niewolno było. Wczoraj dowiedziałam się, że na studia też nie wróci, chyba że jej nowy właściciel wyrazi zgodę. 

Podeszła do szafy i zaczęła wyrzucać wszystkie ubrania, po czym bez składu i ładu wpychała je do walizek. Chciał mieć mate, to dostanie z wielkim bagażem. A jeżeli ten koleś liczył, że będzie posłuszna, to się rozczaruje. Nawet kary jej nie powstrzymają przed stawianiem mu się. Jej tato szanował mamę, co naprawdę było niespotykane w świecie wilkołaków. Od Luny wymagano bezwzględnego posłuszeństwa. 

~ Jeżeli będziesz się stawiać, twój mate ci ukarzę - odezwała się jej wewnętrzna wilczyca.

~ Wiem, ale chyba powinnam mieć wybór. Poza tym nie chcę parować się z jakimś skurwielem.

~ Ale ja chcę.

~ Ty i te twoje pieprzone hormony - warknęła na nią. Jej w głowie było tylko jedno. 

~ Przydałoby ci się porządne pieprzenie, a tak zabraniasz sobie i mnie tej przyjemności.

~ Tak jakbyśmy kiedykolwiek to robiły. Idź i policz pchły - fuknęła na nią, dzięki czemu zamknęła tę swoją jadaczkę.

Kiedy nastał wieczór bez słowa wyszła z domu stanęła przy czarnym suvie i czekała, aż zapakują  bagaże. Miała focha na brata, albo raczej była nieziemsko wkurwiona. I na domiar złego mama udawała, że nic się nie działo. Nie tego się spodziewała. Myślała, że stanie po jej stronie, a ona schowała głowę w piasek i miała ją gdzieś, po prostu była niedostępna. Pierwszy raz się tak zachowała. Nie rozumiała tego, ale skoro tak, to okey.

- Cześć siostra - odezwał się Rick i chciał ją przytulić, lecz mu nie pozwoliła.

- Nie - pokręciła głową i wsiadła do wozu. - Jedziemy - rozkazała i ku własnemu zdziwieniu jechała z trzema omegami. Pieprzona ochrona. Tylko ciekawe przed czym. Przecież panował pokój, prawda? A może tylko jej się tak wydawało? Przez przyciemnianą szybę zobaczyłam smętną minę brata, ale on zostawał tutaj, a ją wysyłał tam, gdzie diabeł mówił dobranoc. Sam powiedział, że jej szczęście się nie liczyło, więc to ona tutaj ucierpiała  a nie on. Pieprzona więź mate.

Jechali od kilku dobrych godzin, aż niebo pociemniało i nastała noc. Przed nimi, za nimi i w ogóle wszędzie rozpościerał się las. Nie miała zielonego pojęcia, gdzie się znajdowali. Ale na pewno gdzieś, gdzie nigdy nie była. Postanowiła zdrzemnąć się, lecz w momencie kiedy zamknęła oczy, coś uderzyło wlewy bok auta, po czym zostali zepchnięci z drogi. Kierowca stracił panowanie i przekoziołkowali uderzając w drzewa. Lara jęknęła, kiedy głową uderzyła w szybę, a z czoła pociekła krew. Skrzywiła się z bólu, ale niedługo wszystko się zagoi, a ból minie. Jeden duży plus bycia zmiennym. Jednak zanim odpięła pasy, drzwi  z jej strony zostały wyrwane z taką siłą, aż zatrzęsło autem. 

- To ona - usłyszała ciche warczenie, a jej spojrzenie powędrowało do wielkiej ciemnej postaci, która ukazała się w otworze po drzwiach.

************************************

Witam w którymś z kolei czytadle o wilczkach. Nie jest to kontynuacja, lecz całkiem coś nowego. Mam nadzieję, że wam się spodoba. 

Wilcza krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz