25

21.1K 1.4K 100
                                    

Brok momentalnie napiął wszystkie mięśnie i wypuścił Larę z objęć, zasłaniając ją swoim ciałem. Obnażył kły i warknął ostrzegawczo. Była jedyną kobietą, która nie potraktowała go jak gówno. Należała się jej ochrona, zwłaszcza w takim odmiennym stanie jakim była teraz.

Nick doskoczył do brata, zrobił zamach, ale trafił w powietrze. Brok uniknął jego ciosu, bo przez ostatnie dni chodził na treningi. Przyswajał wiedzą w zastraszającym tempie i z dnia na dzień robił się coraz groźniejszy. Jego wewnętrzną siłą napędową była złość. Ukierunkował ją i wykorzystywał do wali z przeciwnikiem.

- Przestań - warknął do brata.

- Dotykałeś jej! - Ryknął Nick i zaczął okrążać Broka.

- Jest twoją partnerką, ale też moją rodziną. Nie zrobiłbym jej nic złego.

- Gówno prawda!Trzymałeś na niej swoje łapy - zrobił kolejny zamach, który tym razem był celny.

- Ja pierdolę, ale z ciebie uparty sukinsyn! - Brok nie pozostał mu dłużny, jego pieść uderzyła w ramię samca a stopa uderzyła w brzuch.

Lara patrzyła oszołomiona na dwóch walczących samców, do tego braci. Oni powariowali. Zaborczość Nicka była szokująca, ale przecież tacy właśnie byli zmienni. Ich gatunek taki był, co nie znaczyło, że ona miała zamiar to tak zostawić. Były ważniejsze rzeczy do zrobienia niż zazdrość.

- Przestańcie! - Krzyknęła, ale ta dwójka nawet nie zwróciła na nią uwagi. 

Patrzyła jak tych dwoje rzucało sobą po sypialni, aż w końcu z brzękiem bitego szkła, wylecieli przez okno. Drobinki posypały się na podłogę, a reszta wyleciała z samcami. Pobiegła i wyjrzała przez rozbitą okno. Tego już było za dużo. Nie myśląc długo wyskoczyła z okna i ze zwinnością wylądowała na trawie. Po czym z jej piersi wyrwał się tak potężny ryk, że ją samą zaskoczył.

Nick oraz Brok oderwali się od siebie natychmiast. Dyszeli ciężko, a z porozcinanej skóry sączyły się krople krwi. Spojrzeli na gniewną twarz samicy, która nie wróżyła niczego dobrego.

- Mam dosyć! - Huknęła. - Jestem twoja partnerką, możesz mnie, kurwa, nawet osikać, ale to i tak by nie pomogło. Jesteś zaborczym sukinsynem, ale kocham cię! Dotarło do ciebie, że jesteś ty i tylko ty? - Zrobił krok w jej stronę, ale zatrzymała go warknięciem. - Stój, albo nauczysz się powstrzymywać swoją chęć mordu, albo będziesz spać w drugim pokoju

- Nie zrobisz tego! I on cię, kurwa, trzymał w objęciach.

- Nawet nie wiesz, co mogę zrobić. Brok mnie nie chce, nie w taki sposób, bo jest twoim bratem. 

- Kochasz mnie? - Skrucha uwidoczniła się na przystojnej twarzy bruneta.

- Tak, ale w tej chwili jestem wściekła. - Wiedziała, że jej instynkt opiekuńczy wziął się z ciąży, ale nie mogła mu jeszcze tego powiedzieć. - Więc weź swoją dupę i rusz z bratem poćwiczyć. Do wieczora nie mam ochoty cię oglądać.

- Nie będziesz mi rozkazywać. Jesteś moją partnerką i nie będziesz spała bez mnie w łóżku.

- Zejdź mi z oczu - warknęła i ruszyła w kierunku domu.

Brok podszedł do brata i klepnął go w ramię. Nie był zły na Nicka, to tylko ich instynkt, ale cholera, jego rany bolały.

- Rozumiem, że chcesz ją chronić przed każdym samcem, ale ja ją kocham jak siostrę. 

- Odkąd sparowałem się, zachowuję się jak wariat. Ale uzależniłem się od niej. Kocham ją i nie pozwolę, żeby jej coś się stało.

- Taa, rozumiem, ale może lepiej będzie jak poćwiczymy trochę - zasugerował młodszy z braci i ruszył na plac treningowy.

- Jasne, mam ochotę skopać kilka tyłków.

Larę uspokoiła duża dawka lodów, które wyciągnęła z zamrażarki. Potrzebowała energii i ukojenia. A to była idealna terapia. Pustkę pudełko wyrzuciła do kosza i ruszyła w miejsce, które musiała zbadać. Przekręciła klucz w drzwiach i pchnęła je. 

- Luno? - Obróciła się na głos innej młodej samicy, która jako jedyna nie wykazywała zainteresowania Brokiem

- Tak, Cas?

- Chyba nie chcesz tam zejść sama? 

- Raczej nikt tam ze mną nie pójdzie. A muszę wiedzieć, co się tam jeszcze kryje.

- Pójdę z tobą - zaproponowała.

- Raczej nie, to może być...

- Niebezpieczne, tak wiem.

- Trzymaj się blisko mnie.

Lara sięgnęła do włącznika i po chwili mrok rozświetliła jedna żarówka. Obie zeszły ostrożnie po schodach i zaczęły przeszukiwać pomieszczenie. W sumie nie znalazły nic ciekawego, tylko kolejne metalowe drzwi, które były lekko uchylone. Dreszcz przebiegł jej po plecach. W powietrzu unosił się dziwny zapach, a jej wszystkie zmysły wyły na alarm, leczy było już za późno. Ostrzegawcze warczenie wyrwała się z jej piersi, pchnęła w tył Cas, kiedy para złotych oczu wyłoniła się z mroku, a nieprzyjemny śmiech rozszedł się po pomieszczeniu.

- Proszę, proszę, kogo my tutaj mamy. 

- Chris - zawarczała Lara i cofnęła się, przesuwając bardziej dziewczynę w tył za siebie.

- We własnej osobie, ale zdaje się, że moja nagroda sama do mnie przyszła - obnażył kły w uśmiechu.

- Pierdol się, nie dostaniesz mnie bez walki.

- Kochanie, ranisz moje uczucia. Dostanę cię, tak jak tamta dwójka zginie.

- Po moim trupie.

- Skoro tak bardzo nalegasz... - rzucił się do niej, ale udało się jej odskoczyć - Brać je! 

- Cholera - rzuciła się do ucieczki. Musiała ochraniać młodą samicę i swoje nienarodzone dziecko.

Za drzwi wyskoczyło jeszcze kilku mężczyzn i rozpętało się piekło. Lara poczuła szarpnięcie, oraz ból w okolicach głowy. O nie - zdążyła jeszcze pomyśleć i zapadła w ciemność.

Wilcza krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz