Róża wiatrów/ Sterek cz. 3

1.6K 147 14
                                    



Sprawdzone przez: fine-by-me


Rozdział 3.


Po rzuceniu tego nietypowego pytania, Derek wpatrywał się w Stilesa, który zawzięcie marszczył brwi i zaciskał szczękę. Nie miał pojęcia, co mogło się właśnie tworzyć w głowie tego zwariowanego chłopaka, ale przewidywał, że szatyn dojdzie do wniosków, które mogą być dla niego mało przyjemne.

— Ty pieprzony stalkerze! — wrzasnął szatyn tak głośno, że Isaac automatycznie cofnął się o krok od swojego przyjaciela. — Łazisz za mną i patrzysz, co robię? Wiesz, że to jest chore? Nie masz własnego życia, czy co?! — Hale poczuł coś jakby przerażające zimno wędrujące mu po ciele. Oślizgłe macki strachu owinęły się dookoła niego i nie chciały się odczepić.

— To nie t... — próbował wytłumaczyć, ale oczywiście nie miał szansy dokończyć. Najwidoczniej systemem obronnym Stilesa było wyrzucanie z siebie wszelkich możliwych oskarżeń, a trzeba przyznać, że umiał ciąć słowami jak dobrze naostrzonym nożem.
— Co, kurwa, nie tak?! — zakpił. — Wiesz o rzeczach, o których inni nie maja pojęcia, i w dodatku zrobiłeś sobie taki sam tatuaż jak ja... albo wykonałeś jakieś inne wilcze czary mary i teraz ja mam to coś na plecach! — Brunet pierwszy raz pomyślał, że cała ta sprawa może być cięższa do wytłumaczenia niż wcześniej mu się wydawało. A biorąc pod uwagę fakt, że rozmyślał o tym często i przygotowywał kilkanaście scenariuszy tego, jak może zareagować jego druga połówka, żadne z tych wyobrażeń nie zgadzało się z reakcją Stilesa... to miał totalnie przejebane.

— Masz okna naprzeciwko moich czy jak? Ojciec zawsze mówił, żeby zainwestować w dobre rolety, ale mi się nie chciało. — Stiles nie robił nawet zbytnio przerw na oddech, przez co jego przemowa była chaotyczna, a słowa dziwnie się rwały. Brzmiał, jakby zaraz miał zemdleć albo rzucić się na Dereka z pięściami. – Teraz mam za swoje: cholernego wilkołaka śledzącego każdy mój krok!

— Stiles... – spróbował wtrącić Isaac. Hale popatrzył na niego z wdzięcznością, bo może jemu jakoś uda się na chwilę uciszyć kumpla. Kilka minut to wystarczy, żeby Derek mógł mniej więcej streścić, co im się przytrafiło. Niestety, Stiles jakby w ogóle go nie usłyszał.

— Pewnie doskonale orientujesz się, ile razy dziennie byłem w kiblu, albo kiedy robię sobie dobrze?! — Wilkołak poczuł, jak rośnie w nim gniew, bo ten gówniarz nic o nim nie wiedział i już go zaszufladkował jako jakiegoś zboczeńca. Nie dał mu nawet cienia szansy na wytłumaczenie sytuacji. Wiedział, że może być ciężko, ale miał nadzieję, że skoro szatyn wiedział o istnieniu wilkołaków, to jakoś uda mu się zaakceptować istnienie bratnich dusz. — Masz pełne biurko moich fotek, czy może wolisz włamywać się mi do pokoju przez okno?!

— Isaac, masz tu jakiś marker albo coś takiego? — warknął, nie zwracając najmniejszej uwagi na miotającego się po gabinecie chłopaka.

— Nie ignoruj mnie, jak do ciebie mówię! Mój ojciec jest szeryfem i mógłby cię zamknąć, a jak coś mi się stanie, to wytropi cię i nafaszeruje tojadem od cebulek włosów aż do pięt! — Hale tylko westchnął zrezygnowany. Na co on właściwie liczył? Przecież nic w jego życiu nie mogło być miłe, przyjemne i bezproblemowe.

Chciał tylko kogoś, kto go zrozumie i pomoże jakoś przetrwać kolejne dni w tym okropnym miejscu. O tym marzył, odkąd prawie cała rodzina spłonęła w pożarze. O kimś bliskim. Długich rozmowach i śmiechu, ale nie takim wymuszonym, tylko szczerym. Boże, jak on tęsknił za byciem chociaż odrobinę zadowolonym z życia, o takiej codziennej beztrosce. Błędnie założył, że znalezienie bratniej duszy mu to zapewni.

— Proszę — mruknął Lahey, podając mu niebieski mazak i jakąś kartkę. Blondyn wyraźnie nie wiedział, co robić, bo z jednej strony martwił się o przyjaciela i Derek potrafił to zrozumieć, ale z drugiej oni obaj byli wilkołakami i pochodzili z jednego miasteczka. Próbował uśmiechnąć się uspokajająco do młodszego.


Zignorował kolejne wrzaski szatyna i pociągnął końcówką długopisu po ręce. Od nadgarstka aż do łokcia. Tak naprawdę to nie miał pojęcia, co narysować. Wiedział tylko, że to jedyny sposób na to, aby Stiles w końcu się zamknął, przestał panikować i na nich wrzeszczeć. Postawił na coś prostego:

Zamknij się, Stiles! — Bardzo czytelny przekaz, prawda?

— Co jest grane? — zapytał wystraszony chłopak. — Stary, jak ty to robisz? — Patrzył na swoją naznaczoną atramentem rękę ze zmarszczonymi brwiami, a potem niepewnie zerknął na Dereka.

— Czy teraz uciszysz się na jakieś dwie minuty?

— Uhm...

— Pewnie żaden z was nigdy nie słyszał o bratnich duszach? — Obaj pokręcili głowami. — Cóż, jesteśmy nimi.

— Że niby co?!

— Ty i ja. — Wskazał na Stilesa, a potem na siebie. Szatyn wyraźnie chciał się odezwać, ale Hale nie mógł mu pozwolić zacząć znowu panikować, bo nigdy tego porządnie nie wytłumaczy, jeśli ten będzie wtrącał się co dwa zdania.

— ANI. KURWA. SŁOWA — syknął przez zaciśnięte zęby. — Musieliśmy gdzieś siebie wpaść, bo cały proces rusza tylko wtedy, jeśli bratnie dusze znajdują się w pobliżu siebie. No i oczywiście przynajmniej jedna z nich musi w to wierzyć. Ja czekałem na to od bardzo dawna... aż w końcu którejś nocy obudziłem się, a moje ramie swędziało jak cholera. Pełno na nim było jakichś pijackich rysunków, których z pewnością sam sobie nie zrobiłem.

— Niech zgadnę: Jakieś trzy miesiące temu? — Stiles podrapał się nerwowo po karku. Hale skinął głową. — Widziałem cię w bibliotece i podpatrzyłem twoje miejsce do nauki. Potem byłem na dwudziestych pierwszych urodzinach przyjaciela i prawdopodobnie wypiłem więcej niż powinienem. Rano obudziłem się cały w jakichś bazgrołach...

— Taa, ja też. – Westchnął wilkołak, przypominając sobie, co dokładnie wtedy znalazł na własnym ciele. — Potem były kolejne. Jakiś czas nic, aż w końcu zdecydowałeś się zrobić sobie tatuaż.

— I?

— I nic... wracałem z uczelni, poczułem Isaaca i chciałem się zorientować, kto nowy jest w okolicy. Zaproponował tatuaż dla wilkołaka... — Wzruszył ramionami.

— Czyli, że mnie nie śledziłeś ani nic z tych rzeczy?

— Nie — warknął zirytowany.

— Dobra, dobra. — Stiles uniósł ręce w obronnym geście. — Mam jeszcze jedno pytanie... — Niepewny Stiles to było coś nowego.

— Śmiało. Przecież cię nie zjem.

— To wszystko... rysunki, bratnie dusze i cała reszta. Czy mogę powiedzieć nie? — Derek aż zamknął oczy. Ból przeszedł przez całe jego ciało... tego scenariusza nigdy nie brał pod uwagę: Odrzucenia. Oficjalne był największym pechowcem w historii. Nigdy nie słyszał o tym, żeby bratnie dusze, po tym jak już się spotkały, nie chciały być blisko siebie.

— Jasne, że tak. — Wysilił się nawet na tyle, aby unieść kącik ust. Gdy cisza się przeciągała, stwierdził, że robi się nieprzyjemnie i najwyraźniej czas na niego. Zgarnął swoje rzeczy i zostawił Isaacowi kilkaset dolców za tatuaż. Skinął im i wyszedł na zewnątrz.

Zatrzymał pierwszą nadjeżdżającą taksówkę, bo chciał jak najszybciej uciec z tamtego miejsca.

One Shot Teen WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz