Rozdział 36- ,,Ale co wyjaśnić? Że ogołociłeś całą łąkę z kwiatów?"

262 18 15
                                    

Persp. Olivii

Był już wieczór, siedziałam w salonie na kanapie pomiędzy moim bratem Percym, a moją starszą o rok siostrą Emily. Dziś okazało się, że jest dzieckiem Posejdona, tak jak my. Przez pewien czas Percy nadal nie wiedział, czy powinniśmy jej ufać, ponieważ Emi jest wilkołakiem. Jak była mała, została przygarnięta przez panią tych bestii- Amison. Kiedy opowiadała o swoim dotychczasowym życiu, które nie było za kolorowe, chciało mi się płakać. Ona jednak mówiła o tym normalnie, jakby nie było to nic nadzwyczajnego.

Spojrzałam na zegarek na ścianie. Równo 21:45.

-No kochani- zaczęłam- może byśmy poszli już spać, nie sądzicie?

-W sumie tak, padam na twarz.- zaśmiała się Emily- Tylko... gdzie ja będę spać?

-Może na kanapie?- zaproponował Percy- Ja mogę spać na podłodze, rozłożę sobie koc.

-Um... to miłe, ale nie trzeba.- Emi wyglądała na wyraźnie zakłopotaną.

-Uch, skończ być taka skromna, jesteśmy rodziną.- Percy machnął ręką i się zaśmiał, a my dwie razem z nim. Jak dobrze, że w końcu się do niej przekonał.

Zaprowadziłam ją do łazienki, żeby mogła się umyć. Była naprawdę zachwycona wyglądem całego domu. Widać było, że większość życia spędziła w lesie (tak nam powiedziała...). Gdy weszła już do łazienki z piżamą, którą jej pożyczyłam, poszłam do Percy'ego.

Usiadłam obok niego na kanapie i lekko szturchnęłam go w ramię, aby wyrwać go z zamyśleń.

-Huh?- mruknął zdezorientowany.

-Widzisz? Mamy starszą siostrę.- uśmiechnęłam się pod nosem.

-Tak, nadal nie mogę w to uwierzyć...- odpowiedział.

-Jest fajna, prawda?

-Tak, ale nadal mi głupio, że... no wiesz... Że tak ją na początku potraktowałem...- podrapał się po karku.

-Czasem naprawdę cię nie rozumiem.- westchnęłam głośno.

-Serio? To tak, jak ja ciebie.- zaśmiał się.

-Och, naprawdę?- wzięłam do ręki pierwszą lepszą poduszkę i nią w niego cisnęłam.

-Naprawdę.- zrobił to samo.

Biliśmy się tak tymi poduchami, póki ktoś nie chrząknął, odrywając nas od ,,zabawy". Był to Will.

-Oli, czy możemy... pogadać?- zapytał zakłopotany.

-Um... tak, jasne.- odpowiedziałam, po czym jeszcze zwróciłam się do Percy'ego- Kiedy przyjdzie Emi, powiedz jej, że ja poszłam już na górę, ale przyjdę jeszcze do was na chwilę.

-Ok.- brunet przytaknął.

Poszłam za blondynem do naszego pokoju. To znaczy... chyba naszego pokoju. Na łóżku było dużo płatków jakichś białych kwiatów, a na meblach stały świeczki. Zobaczyłam, jak Will szybko wziął do ręki bukiet z różowych... goździków? Tak, to były zdecydowanie one.

-Co do...- nie skończyłam, bo palec chłopaka wylądował na moich ustach. Zdziwiona zmarszczyłam brwi.

-Olivia, pamiętasz, jak mówiłem ci, że zaczekam?- powiedział, a ja przytaknęłam niepewnie- No więc ja nie dam rady czekać!

-Po pierwsze- zaczęłam, zgarniając jego palec ze swoich ust- nigdy, ale to przenigdy nie uciszaj mnie w taki sposób.- Will trochę się speszył na te słowa, ale ja dalej ciągnęłam- Po drugie, co się stało z naszym pokojem?!- wskazałam na kwiaty, które były na łóżku.

-Właśnie chciałem ci to wyjaśnić...

-Ale co wyjaśnić?- tym razem, to ja mu przerwałam- Że ogołociłeś całą łąkę z kwiatów?

Nic nie zrobił, tylko zachichotał i podszedł do mnie pewnym krokiem. Był tak blisko, że... Po prostu dzieliły nas milimetry. Jego wyraz twarzy był... jakiś taki inny. Jeszcze takiego u niego nie widziałam. Był taki pewny siebie, jakby był... dzieckiem Afrodyty lub... no, Apolla (bo był synem boga słońca). A to było do niego niepodobne, bo zawsze był bardziej powściągliwy. Nie ośmieliłby się na coś... takiego. Coś mi tu nie gra...

-Em... Will, nie widzisz, że przekraczasz moją ,,barierę bezpieczeństwa"?- zauważyłam. ,,Barierą bezpieczeństwa" nazywałam bliską przestrzeń wokół siebie.

-Widzę.- uśmiechnął się łobuzersko, po czym chwycił delikatnie, lecz stanowczo, moje nadgarstki i skierował się tak ze mną do ściany. Przyparł mnie do niej, a swoją twarz zbliżył na tyle, żebym mogła zauważyć, że jego oczy są zdecydowanie inne. Były bardziej... jakby to powiedzieć... różowe. Tak, wiem, że to głupio brzmi, ale one naprawdę były różowe.

-Will, co ty wyprawiasz?- zapytałam zdezorientowana.

Po moich słowach obok głowy blondyna pojawił się obłok mgły, Iryfon, w którym zobaczyłam... Afrodytę.

-Jeszcze mi za to kiedyś podziękujesz, skarbie. Ja tylko wam pomagam...- powiedziała, a potem obraz zniknął.

No nie wierzę. Afrodyta zrobiła... coś takiego?! Wygląda na to, że ona rzuciła jakiś urok na Willa, czy coś innego, ale... to było dziwne...

Co dziwniejsze, w tym czasie, kiedy bogini miłości do mnie przemówiła, Will jakby się zatrzymał. Tak, tak po prostu się zatrzymał. Jakby był robotem albo zepsutym automatonem Dedala. Jednak w chwili, gdy mgła zniknęła, zaczął się znów ruszać.

-Will, proszę, przestań...- prosiłam i próbowałam się wyszarpać, ale on tylko coraz bardziej się zbliżał- Will, to nie jesteś...

I nie dał mi dokończyć, bo złączył nasze usta w pocałunku. Zamknęłam oczy, bo... teraz, to sama nie wiem, dlaczego...

Persp. Willa

Nagle się ocknąłem. Jak wcześniej byłem w ogrodzie, tak teraz stałem w sypialni, całując Olivię. Całując dziewczynę, która mi się tak podoba...
Nie wiem, co przez ten czas robiłem, ale teraz... teraz mi się podobało. Olivii chyba też, bo oddała pocałunek. Zamknąłem oczy, i go pogłębiłem. Wszystkie uczucia do niej... wszystkie je włożyłem w ten pocałunek.
Gdy nagle zabrakło nam powietrza, oboje otworzyliśmy oczy.

-Olivia...- zacząłem po chwili niezręcznej ciszy - Czy wiesz, co tu się... co tu się stało?- zapytałem.

-Ty... ty nic nie pamiętasz?- skinęła nieśmiało głową na nasze dłonie. Ja trzymałem ją za nadgarstki, które miała uniesione przy głowie. Co się stało?

Od razu zabrałem od niej swoje ręce, jak oparzony.

-Czy my się...

-Um... tak.- odwróciła się ode mnie i spuściła wzrok na podłogę- Popatrz jeszcze na pokój. Rozejrzyj się dookoła.

Zrobiłem, jak powiedziała. Wszędzie były kwiaty i świeczki. Dosłownie wszędzie. Teraz już wiem, że nie byłem sobą. Przecież ostatnio, z tego co pamiętam, byłem w ogrodzie.

-Olivia, to... to nie byłem ja...- chciałem jej się wytłumaczyć- Ja przepraszam, ja wiem, że ty nie chciałaś...

-Ale oddałam pocałunek.- powiedziała to tak, jakby sama nie dowierzała temu, co mówi- Wiesz, dzisiaj Afrodyta chyba miesza nam wszystkim w głowach... Zapomnijmy o tym, dobrze? To było wbrew naszej woli. Afrodyta niepotrzebnie wykorzystuje swoją moc. Powinna walczyć z Tyfonem.

Byłem nieco zawiedziony jej słowami. ,,Zapomnijmy o tym"- po części ją rozumiałem, ale też było mi wstyd. Wstyd, że jako syn Apolla nie potrafiłem oczarować dziewczyny. Większość mojego rodzeństwa albo już miała chłopaka czy dziewczynę, albo płeć przeciwna (ale zdarzyło się raz, że też ta sama) wzdychała na sam ich widok. Było mi głupio, że u mnie to się w ogóle nie sprawdzało.

-D-dobrze...- zgodziłem się. Jeśli ona nie chciała tego pamiętać, to ok, ale ja zawsze będę to pamiętał- Dobrze, Zapomnijmy o tym...

-Will...- spojrzała na mnie zmartwiona. Podniosła mój podbródek, a ja spojrzałem jej w oczy- Przecież widzę, że coś jest nie w porządku. O co chodzi?

-Chodzi o to, że ja wcale nie chcę o tym zapomnieć.- wyszedłem z pokoju, zostawiając ją tam samą.

Nazywam się Olivia Blackely i jestem córką Posejdona [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz