-Nic nie wiem, mogę już wyjść?- stało nade mną dwóch policjantów, próbując wyciągnąć ze mnie jakiekolwiek informacje. Jednak pamiętam słowa mojego niegdyś bliskiego przyjaciela ''nigdy się do niczego nie przyznawaj''. I dzisiaj mi się to przyda.
- Ale to Ty wchodziłaś ostatnia do środka, pół godziny przed napadem. - powiedział podirytowany komisarz.
-Może wchodziłam, a może i nie. Czy to ważne? - wstałam popychając krzesło, które teraz leżało na ziemi. - Do widzenia. - na korytarzu odbijało się tylko echo moich szpilek. Doszłam do drzwi wyjściowych, wyszłam na zewnątrz i odetchnęłam z ulgą. W środku bałam się, że pęknę i wygadam się tym świrom. Gdy wyciągnęłam telefon, z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Szybko znalazłam jakiś daszek i schowałam się pod nim, byle nie ubrudzić sukienki. Na moje nieszczęście jakieś czarne auto przejechało przede mną z piskiem opon i wjechało centralnie po błocie, które zdążyło się zrobić podczas tych kilku minut. Na szczęście byłam cała. Tylko chwila, jak ja wrócę do domu? Torebka z moimi rzeczami została w budynku. Dobrze, że chociaż mam telefon zawsze przy sobie. Wystukałam numer taxi.
Podczas tej, w sumie krótkiej trasy moją głowę opętały różnorakie myśli. Przede wszystkim o moim bracie, rodzicach i tym nieznajomym. Czy to faktycznie on zrobił całe zamieszanie na przyjęciu, dlaczego mój brat tak mnie nienawidzi i jak moi rodzice mogą się tak zachowywać.
Gdy weszłam do domu od razu zdjęłam sukienkę i przebrałam się bardziej w wygodne rzeczy. Ed'a nie było, siedziałam sama przed telewizorem. Gdy zadzwonił telefon poderwałam się szybko za kanapy i podbiegłam do kuchni. Nie zwracając uwagi na numer odebrałam.
-Halo? - zapytałam.
-Myślisz, że ci to uszło na sucho? - usłyszałam i czułam tylko jad w głosie. Odsunęłam komórkę od ucha i sprawdziłam kto dzwonił.
-Fred. - ciekawiło mnie co teraz usłyszę od swojego brata.
-To, że jakiś facet uratował Ci dupę, nie znaczy, że i tak Cie nie dorwę, siostro. - zaniepokoiło mnie to. Co ma znaczyć, że i tak mnie dorwie? Nie zdążyłam zapytać, usłyszałam tylko dźwięk zakończonej rozmowy. O co chodzi? Czuję się dziwnie z tym, że mój własny brat mi groził. Rozumiem, nigdy nie mieliśmy dobrego kontaktu, nigdy się sobie nie zwierzaliśmy czy coś z tych rzeczy, lecz nigdy do takich rzeczy się nie posunęliśmy. Z tymi myślami poszłam do łazienki wziąć odprężającą kąpiel. Po drodze zabrałam ręcznik oraz koszulkę i majtki. Wchodząc pod prysznic znów zaczęłam myśleć na ten męczący jak dla mnie temat, jednak gdy poczułam ciepła wodę spływającą strumykami po moim ciele, rozluźniłam się. Nałożyłam płyn na gąbkę i ścierałam dzisiejsze wspomnienia z mojego ciała. Gdy odkładałam szampon na półkę usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
-Halo? - wychyliłam głowę zza szyby i zawołałam. Odpowiedziała mi tylko cisza. Wyłączyłam wodę, chwyciłam za ręcznik, owinęłam się nic i wyszłam z łazienki.
-Halo. - spojrzałam do pokoju Ed'a, ale nie było go w środku.
-Witaj. - gwałtownie się odwróciłam trącając biodrem stolik z dzbankiem. Przede mną stał mój brat. - Stęskniłaś się?
-Co Ty tu robisz? -przestraszona chwyciłam za miejsce, w którym mój ręcznik się wiąże.
-Pamiętasz jak mówiłem, że cię w końcu dorwę? Ten czas jest teraz. - podszedł do mnie łapiąc za szyję kierując mnie do mojej sypialni.
-Co Ty robisz?! - krzyknęłam.
-To co powinienem zrobić już dawno temu. - rzucił mną o ścianę, gdy upadłam, złapał mnie za włosy i tym razem rzucił na łóżko. Wylądowałam na plecach i próbowałam się cofnąć, lecz Fred złapał mnie za kotkę i przewrócił mnie na brzuch. Czekałam na to co mnie teraz czeka, ale tego się nie spodziewałam. Usłyszałam rozpinający się pasek od spodni. Zaczęłam panikować i znów zaczęłam uciekać. Przynajmniej próbowałam. Swoim paskiem przywiązał jedną moją nogę do nóżki łóżka. Poczułam jak ściąg ze mnie ręcznik, a że miałam tylko to na sobie byłam całkiem naga.
-Proszę Cię nie rób tego. Cokolwiek tylko nie to. -błagałam, płakałam, lecz na nic. Po czasie usłyszałam opadające spodnie na ziemie.
-Nawet nie wiesz ile razy chciałem to zrobić. - rozchylił mi nogi i tylko czułam jak wchodzi we mnie z obrzydliwym jękiem. Po sekundzie zaczął robić to w taki sposób, że czułam ogromny ból i obrzydzenie. Łzy spływały po moich policzkach, a krzyki były stłumione przez jego dużą rękę.
-Błagam, stop. - nie miałam siły już krzyczeć. Jednak nadzieja wróciła. Oboje usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu.
-Caroline? - gdy już byłam pewna, że to Ed ostatnimi siłami zaczęłam krzyczeć. W mgnieniu oka był w sypialni. Bez słowa rzucił się na mojego brata i zaczął okładać go pięściami. Szybko schowałam się pod kołdrę i zaczęłam szlochać. Przyjaciel to usłyszał i spojrzał na mnie. Fred gdy tylko poczuł lekką swobodę wyrwał się i uciekł. Chłopak już nie zwracał na to uwagi, tylko podszedł do mnie i zaczął mnie uspokajać.
-Co on ci zrobił. - Ed jakby mówił sam do siebie. - Gdybym tylko był wcześniej w domu... - sam zaczął płakać.
-Ed, to nie twoja wina. Tylko teraz chciałabym zostać sama. - powiedziałam cicho. Chłopak tylko kiwnął głową, pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.
Co ja mam teraz zrobić? Zostawić to i niech on żyję w spokoju, czy może iść na policję i niech ponosi konsekwencje. Leżałam tak i zadawałam sobie to pytanie przez całą noc.