Część 11

306 10 0
                                    

Czy u mnie wszystko ok? Nie do końca. Po naszym pierwszym i ostatnim niestety pocałunku, myślałam, że wszystko się ułoży. Po wszystkim po prostu położyliśmy się spać. Na następny dzień przyjechali chłopcy, a my jakby się unikaliśmy? Albo raczej udawaliśmy, że nic się nie stało. Zresztą wszyscy byli jakby wściekli na wszystko. Jednak raz nawet Ian zapytał się mnie co się między nami, a ja tylko zbyłam go szybką odpowiedzią. Nie chciałam o tym z nikim rozmawiać. John jednak nawet ze mną nie spał. Ja kładę się szybciej spać ponieważ ostatnio jestem bardziej zmęczona,a gdy się budzę, również go ze mną nie ma. Nie wiem co jest grane. Mówił, że mu na mnie zależy, a odsuwa się ode mnie jak tylko potrafi. I co ja mam z tym zrobić? Pytałam się go raz czy coś się stało, a on odpowiedział tylko, że wszystko w porządku. I tak od trzech dni. Teraz siedzę przed rozpalonym kominkiem w ciszy i czekam na niego odkąd wyszedł. Jest już naprawdę późno i mimo to, że jest już dorosły, martwię się. Cały czas skubię lakier na paznokciach. Gdy już nasze stosunki się poprawią chciałabym wyjść stąd choćby na krótki spacer. Oczywiście, że dalej nie mogę wychodzić sama. Wstałam i zmęczonym krokiem ruszyłam na górę. Gdy byłam już na samej górze schodów źle stanęłam i potknęłam się. Niefortunnie upadłam przez co kant schodów wbił mi się w kolano, próbowałam wstać, jednak ból nasilił się przez co poturlałam się schodami i poobijałam wszystko co możliwe. Leżąc na ziemi przez myśl mi przeszło, że świat mnie nienawidzi. Spadając uderzyłam się dość mocno w głowę. Dotykając bolące miejsce na policzku pod okiem poczułam krew i wiedziałam, że limo będzie nieuniknione.

Gdy jakimś cudem mogłam już wstać ruszyłam do łazienki zmyć krew z twarzy i znaleźć jakąś maść na stłuczenia. Patrząc w lustro trochę się przestraszyłam. Miałam wielką szramę ma skórze. Jakby ktoś przejechał mi nożem policzku prawie zahaczając o oko. Łzy same mi leciały przez podrażnioną skórę. Podniosłam koszulkę i na żebrach był już czerwony ślad, który z czasem stanie się siniakiem. Kolano boli tak, że nie mogę stanąć na tej nodze. Obmyłam twarz i posmarowałam bolące miejsca.

Powoli zeszłam na dół wlać sobie wodę na uspokojenie? Znalazłam jakieś tabletki na ból i wzięłam na wszelki wypadek dwie. Zabrałam szklankę i znów ruszyłam na górę. Tym razem bardzo ostrożnie. Będąc w połowie schodów, drzwi wejściowe otwierały się, mimo to postanowiłam to zignorować. Boję się jak John zareaguje na moją twarz.

- Nie przywitasz się? - serio? Od kilku dni się nie odzywa i teraz go wzięło? Starałam się nie kuleć, choć było to bardzo trudne.

- No hej. - nie odwracając się odpowiedziałam i spróbowałam trochę przyśpieszyć kroku. I to był błąd. Kolano zabolało, a ja prawie znów się potknęłam.

- Wszystko w porządku? - czy teraz mógłby dać mi spokój?

- Tak, tak - już nie zwracając uwagi na ból pobiegłam na górę i zamknęłam się w pokoju. Z trzaskiem zamknęłam drzwi i w drodze do łóżka ból nasilił się tak bardzo, że upadłam na bolące miejsce pogarszając swój stan. Tak bardzo, że nie potrafiłam zapanować nad krzykiem. Nie był jakiś głośny, ale już po chwili słyszałam szybkie kroki na schodach. Najszybciej jak mogłam chciałam przeciągnąć się do drzwi byleby John mnie nie widział. Niestety ledwo się przemieściłam, a drzwi otworzyły się z impetem uderzając o ścianę.

- Co ci się stało? - jedyne o czym myślałam to to, żeby nie pokazywać mu twarzy.

- Nic, przewróciłam się tylko. - trochę zdradza mnie głos, przez płacz zrobiła mi się gula w gardle.

- Tak? W takim razie wstań. - głowę miałam dalej spuszczoną i mimo bólu próbowałam wstać. Oczywiście nie wyszło i znów miałam upaść na tyłek jednak John mnie przytrzymał. Przez nieuwagę spojrzałam mu w oczy i zauważyłam przerażenie. Szybko odwróciłam wzrok. Posadził mnie na łóżku i nic nie mówił. Uklęknął przede mną i po prostu się wpatrywał czekając na wyjaśnienia.

- Powiedz co się stało.

- Spadłam ze schodów. - powiedziałam szybko i znów odwróciłam wzrok jakbym miała się czymś wstydzić. Usłyszałam śmiech i aż się zdziwiłam. - Z czego się śmiejesz?

- Z ciebie. Moja mała niezdaro. - poczochrał moje włosy jak małemu dziecku. Zaśmialiśmy się.

- Nie rób tak. - myślałam, że będzie naprawdę na nie zły, zwłaszcza, że ma taki humor ostatnio. No właśnie...

- John, dlaczego ostatnio mnie unikasz? Zrobiłam coś nie tak? - zapytałam, a mężczyzna tylko westchnął, odwrócił się, oparł o łóżko siadając mi między nogami uważając na kolano.

- Nie, tu nie chodzi i ciebie, ani o nic co mogłaś zrobić. Mamy ostatnio dużo problemów z chłopakami. Dlatego cały czas wychodzę. Chce to rozwiązać i na spokojnie się położyć.

- A co do tego, dlaczego nawet ze mną nie spałeś? - zdaję sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie i facet chyba właśnie tak to odebrał.

- Brakuje ci czegoś? - zaśmiał się a ja tylko pacnęłam go w głowę. - W każdej chwili mogę wyjść w nocy albo może zadzwonić telefon. Nie chciałem cię budzić.

- Nie miałam bym ci tego za złe. - powiedziałam.

- Mam swoje zasady, mała. A jak się czujesz. W ogóle jak to zrobiłaś?

Wyjaśniłam mu całe zajście i postanowiliśmy poczekać do jutra wieczora z bólem. Jeśli nie przejdzie pojedziemy do szpitala. I również nasze relację się polepszyły. Po rozmowie położyliśmy się do łóżka i Johny opowiadał mi trochę o Aronie i Mirandzie. Mimo tego, że staruszka znałam jeden dzień, a jego żony nie znałam w ogóle, nigdy nie zapomnę co dla mnie oboje zrobili.

 Gdy zasypialiśmy nie ukrywam, że gdybym mogła, skakałabym ze szczęścia gdy Johny objął mnie i mocno do siebie przyciągnął. Trochę zabolał mnie ten ruch, lecz nie zwracałam na niego większej uwagi.




- Ja na dwie godziny wychodzę i jak wrócę masz być tu gdzie siedzisz.- rano moje kolano było całe sine i spuchło niemiłosiernie.

- Ajaj kapitanie. - na potwierdzenie moich słów rozłożyłam się wygodnie na kanapie.

- Taylor to nie jest śmieszne, nie wiadomo co zrobiłaś sobie z tym kolanem. - on się o mnie naprawdę martwi.

- Dobrze nie ruszę się, obiecuję. - uśmiechnęłam się pocieszająco. Odpowiedział tym samym podchodząc do mnie i dając delikatnego całusa. Otworzyliśmy oczy i tylko się do siebie ponownie cieszyliśmy.

- Dwie godziny i jestem. - krzyczy w progu i wychodzi zamykając drzwi na klucz.

Znów mamy zdrowe relacje, znaczy tak jakby. Nie jesteśmy razem, tylko jakiś całus od czasu do czasu. Nic poważnego. Z drugiej strony martwi się o mnie. Bardzo. Nie powiem, schlebia mi to. Zastanawiam się tylko jak długo to będzie trwać.




A Taylor zawsze sceptycznie nastawiona /;

I desire youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz