- Taylor! - do pomieszczenia jak bydło wpadli chłopcy. Wszyscy, co prawda przerwali nam w chwili, w której wszystko się mogło rozwiązać, ale może nawet i lepiej. Nie muszę się stresować kolejnym odrzuceniem.
- Cześć chłopaki. - wystawiłam ręce i po kolei się do mnie przytulili, Ian, Kol i Chris. Usiedli na łóżku, oprócz Johna, który dalej zajmował swoje miejsce na stołku. Nastała cisza, nikt chyba nie wiedział co ma powiedzieć. Jedynie Ian i Kol się do mnie uśmiechali. Chris z Johnem mierzyli się wzrokiem. Przegapiłam coś? - Mógłby mi ktoś podać wody? - zapytałam chcąc przerwać ciszę.
- Ja pójdę. - z entuzjazmem wyrwał się Ian, ale John mu przerwał.
- Nie, ja pójdę. - powiedział i wyszedł z sali w poszukiwaniu wody.
- No to.. jak się czujesz? Już dobrze z głową? - Kol starał się jakoś zainteresować, ale coś mu nie wyszło.
- Miała operacje na kolano ty idioto. - szepnął mu Chris.
- No przecież mówię na kolano. - przez ich głupotę trudno się nie zaśmiać.
- Jest już dobrze. Trochę boli i swędzi, ale lepsze to niż krzywe kolano. - nie wiedziałam co w tym śmiesznego, ale każdy zaczął śmiać się w niebo głosy. W między czasie moja woda właśnie wkraczała do mojej sali. A właśnie, miałam zapytać dlaczego jestem w prywatnej części. Nie będę zwlekać. - Dlaczego tutaj jestem?
- Głupie pytanie, spadłaś ze schodów i połamałaś sobie nogi. - Kol powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na ziemi.
- Debil. - odpowiedział chór.
- Nie, nie. Dlaczego jestem w tej lepszej części szpitala. Nie mam przecież na to pieniędzy. - drugą część zdania powiedziałam ciszej. Ponieważ tak naprawdę przy nich, wstydzę się tego, że nie jestem bogata. Wartość moich ubrań w szafie to wartość trzech par butów jakie mają.
- Twój kochaś wszystko załatwił. - Ian powiedział mi na ucho tak żeby nikt nie usłyszał. Ja instynktownie tylko spojrzałam na Johna.
- Ian! - powiedział groźnie. Czyżby się wstydził, że komuś pomaga? W tym momencie Chris dostał jakiegoś sms'a i wszyscy spojrzeli po sobie. O co w tym wszystkim chodzi?
- To my się zbieramy. - wstali i od razu wyszli, gdy jednak zauważyli, że John stoi dalej na swoim miejscu cofnęli się. - Stary! Idziesz? - udzielił się Kol.
- Idźcie. Zaraz do was dołączę. - jak powiedział tak zrobili. Mężczyzna usiadł mi w noga oparł się łokciami o uda i trzymał twarz w dłoniach.
- Dlaczego? - zapytałam delikatnie.
- Po prostu..chcę żebyś była..bezpieczna. - mało przekonywujące.
- A tak naprawdę?
- Kurwa, tam byś nie miała takiej opieki jak tutaj, ok? W prywatnym kontrolują cię 24h i wiem, że nic ci się nie stanie. - złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy. - Zrobię wszystko, żeby nic ci się nie stało. - pocałował mnie i wyszedł. Na odchodne tylko powiedział, że przyjedzie po mnie gdy tylko mnie wypiszą. Coś jest ewidentnie nie tak. Zachowuje się dziwnie, zresztą chłopcy też. Przecież już miałam operację i nic się nie stanie, będę na siebie bardziej uważać.
- Dziękuję panie doktorze. - uśmiechnęłam się i odeszłam, na pierdolonych kulach!
- Nienawidzę chodzić o tym dziadostwie. - powiedziałam rozpaczliwie. John jak obiecał tak zrobił. Gdy tylko lekarz wszedł i powiedział, że już będzie przygotowywać wypis w tym samym czasie przyszedł mój kochaś? Tak to chyba nazwał Ian.
- A trzeba było spadać ze schodów? - zaśmiał się ze mnie? Jak on śmiał?! Uderzyłam go jedną kulą w łydkę.
- To nie jest śmieszne! - powiedziałam i spojrzałam na niego spod byka. Z moim metrem sześćdziesiąt, a jego osiemdziesiąt pięć nie było trudno.
- Oj już przestań. - zarzucił mi rękę na ramię. - Będziesz całymi dniami leżeć i pachnieć. Od czasu do czasu robić mi obiad. - nacisnął guzik by zawołać windę, a ja spojrzałam na jego twarz z niedowierzaniem.
- Jaja sobie robisz? Nie ma opcji, że będę ci robić obiady ze złamanym kolanem! - powiedziałam wchodząc do windy.
- Ale jak wyzdrowiejesz to już co innego nie? - gdy spojrzał na moją twarz, która mówi ''jeszcze słowo, a wbiję ci kulę w oko'' zaśmiał się jeszcze bardziej. - To po tygodniu będziemy mieli zniżki w pizzerii. - ok, to było śmieszne. W dobrych humorach weszliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu.
- O mój boże jak cudnie. Nie ma lepszego uczucia. - właśnie doceniłam jak życie w domu i kanapa są ważne dla mnie. Mogę leżeć tak cały dzień.
- Nie wiesz co mówisz, mała. - jakimś cudem cały czas trzymają się go żarty. Na sexistowski tekst wywróciłam tylko oczami i jeszcze bardziej przytuliłam się do poduszki.
Nieziemsko doceniam to co dla mnie robi. I właśnie dopiero uświadomiłam sobie, że on mnie nie porwał, on mi pomógł, nawet jeśli o tym nie wie. To, że pozwolił mi tu zostać, że pomógł mi po moim upadku i gdy tylko mógł był ze mną w szpitalu. Że odebrał mnie stamtąd, że przyjechał po mnie do Arona. Nawet jestem w stanie podziękować mu za podanie mi szklanki z wodą. Nigdy nikt mi nie pomagał. Znając swoje życie przed tym co jest teraz, musiałabym wstać i jakimś cudem wlać sobie napoju. Myślisz pewnie, ''ale to nic takiego''. Mylisz się, ja nigdy nie miałam rodziny, kogokolwiek do wygadania, wypłakania. Ed był świetnym przyjacielem, do czasu oczywiście, ale jakoś nigdy się sobie tak od serca nie zwierzaliśmy. Dziwne, prawda? Niestety tak było. Przyjaciel do towarzystwa. Do świadomości, że możesz do kogoś się odezwać. Teraz mam tą świadomość, a nawet fakt, że nie siedzę sama. Jest ze mną John i nawet Ian, Chris czy Kol. Od nich bije szczerość? Chyba mogę tak to nazwać. Gdy ich denerwuje, widzę to, gdy się o mnie martwią, czuję, nawet gdy coś chcą mi powiedzieć. Wiem o tym. Jednak z John'ym to jest coś innego. Jakby, spokój? Nie przejmuję się tym co mnie otacza. Nawet jeśli jest na mnie zły, wiem, że nie powinnam być teraz nigdzie indziej. Nareszcie znalazłam swoje miejsce na ziemi. I myślę, że szybko się to nie zmieni.
- Dobra to wybrałem kilka filmów. Ty wybierasz, czy może postanowisz się nade mną nie znęcać i ja mogę? - przyszedł i stanął przede mną. - Pozwalasz? O jak miło.
Spojrzałam na niego. Zwykły facet. I mimo jego wielu tatuaży, tożsamości i tego co robi żeby zarobić, niczym się nie różni od mężczyzny, który codziennie rano wstaje, idzie do pracy, wraca, je obiad, siedzi chwilę przed telewizorem i zasypia. John robi to samo, tylko, że z różnymi wybojami. Robi to bo chce, nikt go do tego nie zmusza. Jest wolny. Tak jak ja chciałabym być.
- Ok, trochę mnie to przeraża, że się na mnie patrzysz i w ogóle nie mrugasz. - zaśmiał się podnosząc mi głowę by po chwili położyć ją sobie na kolanach.
- Co wybrałeś? - odwróciłam się by lepiej widzieć ekran telewizora.
- Mam nadzieję, że lubisz kryminały? Wybrałem taki z nutą romansu dla ciebie. - położył swoją rękę na mojej głowie i zaczął masować co chwilę bawiąc się pojedynczym kosmykiem włosów.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się sama do siebie. To nie była odpowiedź na jego pytanie lecz na moje. Czy teraz czuję się szczęśliwa?