Siedzę oszołomiona i patrzę się tępo w ścianę. Boję się wiedzieć skąd on to wie. Ale z drugiej strony moja ciekawość...
- Skąd ty...? - przez szok nie potrafię skleić normalnego zdania.
- Przez twoje zachowanie. Prawie upadłaś, złapałem cie, a ty się tylko uśmiechnęłaś i szybko mnie odepchnęłaś. Gdy szczypałem cie w tyłek zachowałaś się jakby cie to parzyło. Do tego po naszej nocy zakrapianej whiskey gadałaś przez sen. Prawie płakałaś. Co jak co, ale potrafię łączyć fakty. - to wszystko jasne.
- Czyli wiedziałeś z jakiego powodu poszłam na policję? - zapytałam.
- Nie byłem do końca pewien. Chciałem to ustalić bo mogłaś równie powiedzieć to i to. - gdy westchnął poczułam, że to dla niego też jest ciężkie.
- Ale teraz już wiesz?
- Wiedziałem tego samego dnia. - nie wiem co powiedzieć. Wiedział wszystko i niczego mi nie powiedział.
- Więc dlaczego przetrzymujesz mnie tu dwa dni więcej? - starałam się nie krzyczeć, ale emocje wzięły w górę.
- Bo nie tylko tego się dowiedziałem. - ja już nic nie rozumiem.
- Można jaśniej?
- Nie powiem ci. Sama się dowiesz. Jutro. Odwiozę cie pod mieszkanie. - powiedział i usiadł tym razem na łóżku.
- Dlaczego nie wróciłam do domu dwa dni temu? - tyle pytań w mojej głowie.
- To co ci mówiłem, o pilnowaniu dupy. Pilnowałem dupy, ale twojej.
- Mam dość. - wstałam i zaczęłam biec do łazienki.
- Taylor. - facet krzyknął za mną ja jednak zamiast zwolnić przyśpieszyłam i byłam już w łazience zamknięta na klucz. Łaziłam w tą i z powrotem nie wiedząc co mam teraz zrobić. Jeśli on ma racje i wie więcej ode mnie to nie chce wracać, a jeśli jednak nie ma racji nie chce być tu ani minuty dłużej. Dowiedzieć się mogę dopiero jutro.
- Taylor otwórz drzwi. Nie chciałem cie okłamywać. Nie zasługujesz na to. - otworzyłam drzwi i spojrzałam mu w oczy.
- A na co ja zasługuje? Całe moje życie to kłamstwo. Jedno wielkie pieprzone kłamstwo. - zaczęłam histerycznie płakać. Mam dość swojego życia. Mężczyzna bez namysłu objął mnie i starał się uspokoić tą dziewczynę, która dopiero co zaczęła żyć, a już sobie nie radzi. Zaprowadził mnie do pokoju i położył się ze mną. Cały czas czułam jego rękę na moim ramieniu. Starał się mnie uspokoić lecz to nie pomagało.
- Kiedy miałem 17 lat przeżywałem bunt. Ciężki. Kłóciłem się z mamą siostrą. Aż pewnego dnia uciekłem. Uciekałem wcześniej, ale to były tylko imprezy jedna noc. Tym razem uciekłem naprawdę. Zabrałem mały plecak parę koszulek, spodni. Wsiadłem w samochód i jechałem dopóki nie czułem, że wystarczy. Żyłem tak naprawdę wszędzie. To tu to tam. Bywało, że kilka tygodniu spałem w samochodzie. Jakoś zarabiałem, ale było ciężko. Po dwóch latach wróciłem do domu. Do pustego domu. Nikogo w środku nie było, nie było żadnych rzeczy, nic. Wtedy dopiero poczułem, że jestem sam. Że nie mam nikogo przy sobie. Nie chciałem czekać na nic. Ruszyłem i tak poznałem chłopaków. W czwórkę lubiliśmy adrenalinę, postanowiliśmy żyć tak jak teraz. Zero obowiązków. Za to co zrobiliśmy przez te lata dostalibyśmy poczwórne dożywocie. I co mam ci jeszcze powiedzieć, żyje. To tyle. Nie mam dla kogo. Po prostu, żyję bo muszę. - patrzyłam na niego jak na dzieło sztuki. Wpatrzona, przygaszona jego problemem. Musiał się wysilić, żeby mi to wszystko powiedzieć.
- Dziękuje, za to co mi powiedziałeś. Mimo, że znamy się trzy dni? Też ci zaufałam. I ten co to zrobił. Wiesz kim on był? - zapytałam. Jeśli on mi zaufał ja też mogę to zrobić. Machnął głową na nie. - To był mój brat.