- Idę z tym na policję. - pierwsze co powiedziałam po wstaniu to te słowa. Niby skierowane do Ed'a, jednak bardziej odpowiedziałam sobie na pytanie zadawane przez całą noc.
-Jesteś pewna? - nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ już zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. Szybkim krokiem weszłam do windy i zjechałam na dół. Ludzie w windzie dziwnie się na mnie patrzyli. Byłam nieumalowana, włosy związane w nieład i dresy. Patrze przed siebie i maszeruję do postoju taxi, gdzie na moje szczęście stało kilka z nich. Wsiadłam do jednej i powiedziałam kierunek jazdy. Nie myślałam. Patrzyłam się pusto w mijający mnie świat za oknem.
-Jesteśmy proszę pani. - z tego stanu wyrwał mnie kierowca. Zapłaciłam mężczyźnie i wyszłam z pojazdu. Bez zastanowienia weszłam na komisariat, gdzie od razu podeszłam do mężczyzny za biurkiem.
-Dzień dobry. Przyszłam złożyć zeznania. - od razu po tym skierowali mnie do jakiegoś pokoju na przesłuchanie. Poszło nawet sprawnie, po około godzinie mogłam wyjść z budynku i odetchnęłam głębokim powietrzem miejskiej bryzy. Mam nadzieję, że zamkną go jak najszybciej, a dzięki temu, będę mogła czuć się bezpiecznie. Postanowiłam przejechać się metrem, więcej czasu samej ze swoimi myślami. Może nie jest to zdrowe, ale przydatne. Pół godziny minęło zanim trafiłam na swoją ulice. Przechodziłam właśnie między dwoma budynkami gdy naglę ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił twarzą do siebie.
-Cześć kochanie, mówiłem, że jeszcze się spotkamy, prawda? - koleś od łańcucha. - Pominąłem kwestię, w której miałem ci powiedzieć, żebyś nie szła na psy bo będzie źle? A nie, raczej nie.
-Ale ja nie byłam w waszej sprawie. - starałam się panicznie wytłumaczyć.
-To ustalimy niedługo. A teraz podejdziesz do tego samochodu jak nasza najlepsza przyjaciółka. - pchnął mnie w kierunku samochodu, który aktualnie stał na poboczu centralnie przed wejściem do budynku w którym mieszkam. Weszłam do środka na tylne siedzenia, bo miejsce kierowcy było zajęte przez blondyna, z długimi włosami postawionymi na gumę, wyglądał na może 24 lata i nie wyglądał jakoś groźnie.
- I po co ci te kłopoty słonko? - wiedziałam, że odnosił się do mojej wizyty na policji, więc postanowiłam sprostać.
- Ale ja nie byłam...- nie dano mi dokończyć.
- Tak pewnie, ale jakoś ci nie wierzę. -zobaczyłam w lusterku jego uśmiech i mogłam wiedzieć, ze dobrze nie bedzie. Postanowiłam juz sie nie odzywać. Chłopaki siedzieli cicho z przodu, a ja grzecznie z tylu. Myślałam o tym co oni zamierzają ze mną zrobić, a może jest ich wiecej? A co, jeśli znowu będę musiała przez to przechodzić. Może oni chcą mnie...nie, nie, nie, tylko nie to. Powoli zaczynałam panikować gdy wjechaliśmy na jakieś odludzie. Zdziwiłam sie trochę, ze nie zabrali mi telefonu, mogłam bez problemu do kogoś napisać, ze jestem w niebezpieczeństwie.
-A bym zapomniał, telefon skarbie. - świetnie. Oddałam bez mrugnięcia okiem. Naprawdę boje sie co oni mogą mi zrobić. Chłopak odebrał urządzenie ode mnie, otworzył okno po czym tak o, wyrzucił mój telefon gdzieś w wysoka trawę.
- Posrało cie?! - krzyknęłam.
- Nie wydaje mi sie. - odwrócił sie do mnie z mina "jeszcze jedno słowo a ciebie tez wyrzucę". Od razu sie uciszyłam i dalej juz nic nie mówiłam.
- No, jesteśmy na miejscu. Wysiadka królewno. - powiedział przez zęby.
Bez gadania wysiadłam i ujrzałam dom. Dom po środku niczego. Całkiem duzy i jakby nowy? Sama nie wiem. Mężczyźni chwycili mnie pod rękę i targali w kierunku budynku. Weszli do środka i rzucili mnie na ziemie. Czy ja wyglądam na jakaś szmatę?! Od razu wyczułam zapach trawy. Wstałam na równe nogi i podszedł do mnie jeden z chłopaków, którzy sa w środku. Chwycił mnie za łokieć i zaprowadził na kanapę do jak mi sie wydaje salonu. Stolik kawowy, plazma nad kominkiem, a nawet kwiatek w rogu.