Część 8

348 11 1
                                    

Inne miasto, zupełnie nieznane miejsca, twarze. Jak ja się tu odnajdę? Nikogo nie znam, nie wiem gdzie iść, czy znaleźć jakiś nocleg. Usiadłam na ławce załamana. Nie mam telefonu, jest mi zimno. Ostanie co zdążyłam chwycić to portfel, ale niestety nie wiem gdzie jest najbliższa kawiarnia. Jednak czy zrobiłam dobrze? Czy może powinnam wrócić do mojego miasta i tam zacząć od nowa? Pewnie nikt mnie teraz nie szuka. Bo po co? Rodzice się cieszą, że mnie nie ma, Ed równie zadowolony z przebiegu sytuacji, ale On? Czy On mnie szuka? Czy w ogóle go interesuje? Czy myśli o mnie? Wiem, że ja myślę o nim i o chłopakach cały czas. Dobrze się tam czułam. Miałam małe wrażenie, że im nie przeszkadzam. Jakby nawet im pasowało, że zagościłam w ich życiu przez trzy dni. Może dla nich to były tylko normalne trzy dni, ale dla mnie? Sama nie wiem. Chyba najlepszy czas w moim życiu. Pierwszy dzień był najgorszy, ale jak wiedziałam, że nie muszę się obawiać, wręcz czułam się bezpieczna. Teraz jest przeciwnie. Minęło sporo czasu gdy jestem tutaj, w Detroit, dlatego jest już ciemno, a to nie jest najmilsze miasto w dzień, a co dopiero nocą. Gdy zauważyłam mężczyznę w podeszłym wieku szybko podbiegłam.

- Dobry wieczór! - ubrany był w czarny garnitur.

- Tak? - odwrócił się do mnie.

- Wie pan gdzie mogłabym spędzić noc? - zapytałam z nadzieją. Gdy bardziej się mu przyjrzałam miał bardzo smutny wyraz twarzy.

- Nie wydaję mi się lecz właściwie ja mam wolny pokój jeśli chcesz, możesz przenocować. - mały uśmiech wkradł się na delikatnie pomarszczoną twarz starca.

- Naprawdę? Jeśli tak to ja bardzo chętnie. - podskoczyłam z radości.

Po drodze do mieszkania trochę rozmawialiśmy. Złapaliśmy wspólny kontakt od razu. Po jakimś czasie zauważyłam, że między palcami trzyma różaniec. A na jednej z dłoni jest mniejszy kawałek całości tatuażu, który kryje się pod rękawem. Gdy trafiliśmy mężczyzna parzył właśnie herbatę, a ja? Rozglądałam się po salonie i jedyne co zauważyłam to zdjęcia. Jednej osoby, kobiety. Na niektórych była sama, a na niektórych z mężczyzną, podejrzewam, że właśnie z tym panem. Było jeszcze jedno zdjęcie tej kobiety z dzieckiem na rękach.

- Najpiękniejsza kobieta jaką znałem. - widziałam staruszka w progu z dwiema filiżankami. Podeszłam by zabrać i położyć na stole.

- To jest pana żona? - zapytałam biorąc łyka parującej herbaty.

- Była. Tydzień temu umarła, dzisiaj był pogrzeb. - prawię się zakrztusiłam. Było mi wstyd za moją ciekawość.

- Przepraszam, ja...to znaczy. - przerwał mi.

- Słonko, skąd mogłaś wiedzieć. Była cudowna, pachniała tak słodko, a wszystko dlatego, że pracowała w cukierni. - zaśmialiśmy się. Gdy zauważyłam, że wspomnienia o niej sprawiają mu przyjemność zapytałam.

- Jak się poznaliście?

- Chcesz tego słuchać? - kiwnęłam głową. - To usiądź wygodnie bo to bardzo długa historia. Pozwól tylko, że zdejmę to dziadostwo z siebie. - staruszek zdjął marynarkę i koszulę zostając w podkoszulce. Okazały mi się jego wszystkie tatuaże. Był pieprzonym płótnem. Nawet On nie ma tylu zdobień na ciele co ten pan. - To zacznijmy od tego, że nie zawsze byłem takim miłym staruszkiem, ale najbardziej niegrzecznym chłopakiem w mieście, takie dostałem miano od kobiet. Muszę dodać,  że równie oszałamiająco przystojnym. Miałem swoją grupę przyjaciół, z którymi tylko się trzymałem po stracie rodziny. Pewnego dnia weszliśmy do cukierni, w której oczywiście pracowała Miranda. Gdy zaczęliśmy śmiać się za głośno, przewracać stoły i bardzo rozrabiać, tylko ona potrafiła nam głośno powiedzieć co jest nie tak. Powiedzieć.... wręcz krzyczała. Nie powiedziała nic w stylu ''zostawcie to bo zadzwonię po odpowiednie służby''. Nie, wtedy jeszcze bardziej by nas nakręciła. Krzyczała, żebyśmy zostawili jedyną pamiątkę po babci, że jeśli tego nie zrobimy nie będzie miała co ze sobą zrobić, że zostanie z niczym. Zazwyczaj nic by to na nas nie zrobiło, ale w jej głosie, oczach. Było coś zupełnie innego. Ani nienawiść, ani zło. Nie wiem jak to opisać. Po jej słowach pomogliśmy nawet posprzątać. Po tym wszystkim wróciłem tam. Wracałem co dwa dni. Bo tylko wtedy pracowała. Siadałem w tym samym miejscu i obserwowałem. Gdy jednak pewnego dnia przyszedłem i jej nie było, wiedziałem, że nie jest ona tylko punktem mojego zainteresowania. Ona była kimś z kim wiedziałem, że mogę rozmawiać, a nie tylko mówić. Dowiedziałem się, że wyjechała. Nie było jej w mieście. Nawet nie wiedziałem czy jest w tym samym stanie co ja. Poruszyłem niebo i ziemię, żeby tylko znów spojrzeć jej w oczy. Szukałem, lecz po dwóch latach się poddałem. Nie wiedziałem wtedy co ze sobą zrobić. Mimo, że nie widziałem jej od takiego czasu, zakochałem się. Zakochiwałem się każdego dnia coraz mocniej. Raz wyszedłem na spacer, żeby przemyśleć co dalej. I stała tam. Jak anioł. Przed swoją kawiarnią, która od jej wyjazdu była zamknięta. Gdy się odwróciła zauważyłem uśmiech i łzy szczęścia na jej twarzy. Ja nie potrafiłem się ruszyć, a ona? Gdy tylko mnie zauważyła zaczęła biec w moją stronę. Ja otrzeźwiałem i złapałem ją przyciskając z całych sił do siebie. Wiesz co? Od tamtego uścisku nigdy jej więcej nie puściłem. Nawet teraz mam ją przy sobie. Zakochaną we mnie po uszy. Dowiedziałem się, że wyprowadziła się ze względu na mnie. Jej rodzinie nie podobało się to jak wyglądam, kim jestem. Lecz wróciła do miasta z tego samego powodu. Zakochała się we mnie, a jej rodziny nigdy nie poznałem. Byliśmy tylko my. I odbudowana przez nas kawiarnia. Przez 50 lat byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - skończył, a mi łzy ciekły ciurkiem po policzkach.

- Najpiękniejsza historia jaką słyszałam. - nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć. - A mogę wiedzieć jak umarła? I... czyje jest dziecko na tamtym zdjęciu?

- Rak, najgorsze skurwysyństwo na ziemi. A dziecko? Było nasze. Lecz złapało wirusa i umarło. Miranda się załamała, ale po kilku tygodniach podeszła do mnie i powiedziała ''widocznie życie jest przeznaczone tylko dla nas''.

- Przykro mi. - powiedziałam. Ile ten człowiek przeżył. Miał tyle stanów psychicznych, że to aż niemożliwe.

- A Ty? - zadał pytanie.

- Ja co?

-Co ciebie sprowadza do tego miasta? - powiedział z uśmiechem. Opowiedziałam mu historię swojego życia skupiłam się, żeby przypadkiem niczego nie ominąć. Opowiadałam z mniejszym zaangażowaniem jak staruszek, ale gdy zaczęło się o opowiadaniu co działo się w te sławne trzy dni, zaczęłam się uśmiechać i krzyczeć jeśli o czymś zapomniałam.

- Czyli nasze historie prawie się nie różnią.

- Co ma pan na myśli? - nie za bardzo wiedziałam.

- Miłość.

- Jaka miłość? - czy on oszalał?

- Zakochałaś się w Nim. Nawet o tym nie wiesz. Gdybyś tam została, byłabyś właśnie z nim. Bo go kochasz, tylko boisz się do tego przyznać. A ja wiem, że on kocha ciebie. Możesz być pewna. - staruszek wziął łyka swojej już zimnej herbaty i oparł się bardziej o krzesło.

- Nawet jeśli go kocham i bym wróciła, nie wiem gdzie go szukać. - posmutniałam.

- Jeśli ty go nie znajdziesz, to on znajdzie ciebie. Szybko. A teraz może pójdziemy spać? Późno już i dużo wrażeń. A jutro zaprowadzę cię do kawiarni Mirandy.

- Ma pan rację i oczywiście bardzo chętnie. - zostałam zaprowadzona do małego pokoiku i tylko co zrobiłam to przebrałam koszulkę i zostałam w majtkach. Gdy się położyłam w głowie miałam tylko jedno pytanie.

Czy on mnie kocha?





Się troszkę porobiło ;D Komentarze i gwiazdeczki <3

I desire youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz