Gdyby ktoś dał mi teraz papierową torbę, abym mogła sobie w nią podmuchać na uspokojenie, skorzystałabym z okazji. W życiu nie spodziewałabym się, żeby ktoś tak groźny jak łowczyni mógłby zeswatać mnie z kimkolwiek, tym bardziej, że miała do dyspozycji jedynie przeczucie. A to zdecydowanie za mało jak na mój gust... znaczy tak czy siak się jej udało, ale to nie wydaje się w porządku wobec mnie czy Emila. To tak jakby ktoś specjalnie grał na swoją korzyść nie biorąc pod uwagę uczuć osób drugich.
- Nie miałaś prawa! – krzyknęłam – Nie miałaś prawa gdybać na nasz temat. Co jeśli któreś z nas zginęłoby? – wskazałam najpierw siebie, później Ratero - Czy przejęłabyś się tym? Czy może byłabyś wściekła, że twoje wielkie plany dały w łeb?
- Wiesz, wolę zostawiać wszystkie możliwości losowi niż brać udział w dalszym pomaganiu pewnym sytuacją się rozwinąć – zareagowała kompletną obojętnością na mój wybuch. – Widzisz moja droga Dalio, każdy człowiek co jakiś czas staje na rozdrożu albo postąpi tak albo zrobi coś zupełnie innego. I pozostaje jedna niewykorzystana możliwość, prawda? A ja jedynie postanowiłam „pomóc" jednej z tych możliwości stworzyć drogę do kolejnej, która toczy się już własnym rytmem – przeczesała wzrokiem las. To wyglądało tak jakby bała się, że ktoś jeszcze może się zjawić, taki ktoś jak żołnierze. – Rozumiesz do czego zmierzam? Wam dane i nie dane było się spotkać. Mogliście się w sobie zakochać, ale również znienawidzić. Mogliście i nie mogliście się ze sobą przespać.
- Skąd wiesz...? – Emil się lekko zarumienił.
- Och, no proszę cię! Miałabym uwierzyć, że własnej żony być nie zaliczył? – uniosła wysoko lewą brew – Co jak co, ale to raczej było łatwe do odgadnięcia, dlaczego tak bardzo na nią uważasz. Chociaż... Dalia jest pierwszą, której istnieniem się przejmujesz. Jednak bardziej interesuje mnie jedno. Po jaką cholerę tkwimy tutaj zamiast iść gdzieś indziej? Żołnierze lada chwila mogą się zjawić, a każdy z nas zginąć.
- Więc teraz jesteś królową zastanawiania się kto zginie następny? – zakpił Ratero. – Od kiedy jesteś taką myślicielką?
Na pociągłej twarzy przywódczyni łowczyń rozlał się leniwy uśmiech. Zachowywała się jak prawdziwa władczyni, dla której sprzeciw w ogóle nie istnieje. Właściwie nie istnieje jedynie w jej słowniku. Tym bardziej kpina z niej.
- Zawsze mnie ciekawiło ile jesteś w stanie odebrać innym, tylko dlatego że ci jest coś potrzebne. Chyba się właśnie dowiedziałem – rzucił beztrosko jakby mordercze spojrzenie łowczyni napotkało ścianę, nie zaś spotkało się z jego wzrokiem. – Cena życia za to, aby twój plan wypalił. Nie za wysoko cenisz swój umysł?
- Wiesz co mnie najbardziej ciekawiło? – przedrzeźniała go – To gdzie masz mózg: pod włosami czy może w spodniach? Albo to czy w ogóle posiadasz ten skomplikowany organ? Ooo, uraziłam twoje męskie ego?
Spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: „Ta kobieta zalazła mi bardziej za skórę niż to się udało tobie. Mam nadzieję, że za chwilę walnie w nią piorun". To wyglądało tak zabawnie, że miałam ochotę się roześmiać, ale zamiast tego zaczęłam czkać. Czkać przy kimś tak dziwnym i niebezpiecznym jak zielonooka kobieta przed nami.
Na szczęście musiała chyba już dawno poznać każdy możliwy sposób wyrażania strachu, ponieważ nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Zamiast tego czekała z wytęsknieniem na ripostę Emila. Przy czym wyglądała jak czający się na swoją ofiarę wąż, gotowy do natychmiastowego ataku. Wzruszające czyż nie?
- Nie, cierpię cię. Jesteś po prostu paskudna i cieszę się, że zerwałaś ze mną, gdy tylko dotarło do ciebie, że cię zdradzam – powiedział mściwie Ratero. – A teraz jeśli nie masz nic przeciwko wolelibyśmy już odejść. Wrócić do wioski.

CZYTASZ
Odważysz się?
Fantasy- Nie możesz mnie zabić! - Emil nie wyglądał na zbytnio przejętego informacją o swojej rychłej śmierci - Nie możesz mnie zabić, ponieważ moja żona będzie cierpieć, prawda kochanie? - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na ustach - Dalio? Wystarczy...