Rok 1780. Sierociniec jak zawsze po zmroku wyglądał przerażająco. O wiele więcej obaw jednak przywoływał chłopiec, który wiecznie patrzył na wszystko wokół, przez okno.
Były takie dni, że chłopiec patrzył tylko na świat za szybą, nigdy nie bawił się z innymi dziećmi, trudno było wyciągnąć go na dwór.
Patrzył na to jak dzieci powoli dorastają, obserwował je... Były one w różnym wieku.Nigdy nie brakowało mu miłości, opiekuńczości, był jakby wyprany z uczuć.
Pewnego ranka podsłuchał rozmowę dwóch zakonnic, które zajmowały się sierocińcem.
- Ma już szesnaście lat.
- Chcesz mu odebrać dzieciństwo?
- On walczy z nami, Mirando.
- Marzy o tym by już mieć rodzinę.
- Szesnastoletnich chłopców rzadziej zabierają z sierocińca.
- Więc musi dorosnąć.
- Mirando, każde dziecko musi dorosnąć.Ucieczka z sierocińca była dla chłopca praktycznie niemożliwa. Dlatego tylko gdy kładł się spać uciekał od tego miejsca.
Powoli jego wyobraźnia zaczęła stwarzać krainę, wyspę stworzoną z marzeń. Ale jak każdy sen, przybierała czasem mroczne barwy.Chłopiec nie rozmawiał z nikim o tej pięknej krainie. Ale wierzył w nią, wierzył ze wszystkich swoich sił, z całego serduszka, które mocno biło.
Czy wiara jednego małego chłopca mogłaby być tak silna, że wierząc w wyspę widywaną jedynie w snach, powoli ziściła by się? Praktycznie nie możliwe, możliwe tylko dla chłopca. Wierzył, że ktoś kiedyś odbierze go stąd i razem wyruszą do tej krainy.
Pewnej nocy obudził się zlany potem. A strach zaczął przyjmować jego postać.
- Piotrusiu... - ktoś szepnął. Chłopiec wychylił się zza barierki swego łóżka, by móc spojrzeć kto to. Przez uchylone okno wpadało światło księżyca, a na ziemi malował się cień chłopczyka. Nikogo tu nie było.
Więc z powrotem położył się do łóżka.
Już powoli zasypiał, gdy znów ten głos się rozniósł, głucho uderzając w ściany.
- Piotrusiu...
- Kim jesteś? - spytał chłopczyk, a głos mu zadrżał.
- Nie pamiętasz mnie? - głuche słowa rozeszły się po pokoju.
- Nie przypominam.
- Spójrz na mnie, Piotrusiu. - chłopiec znów wychylił się by rozejrzeć się po pokoju. Na ścianie zauważył cień o masywnej budowie. I lekko zielonawe oczy w mroku.
Przyglądał się stworowi uważnie.
- Nie poznajesz mnie, Piotrusiu? - mroczna postać przemówiła.
- Niestety, przepraszam. - odparł.
- Mnie nie musisz przepraszać, Piotrusiu. Jestem twoim strachem. - rzekł dumnie, a zielone kryształki lekko zamigotały.
- Jesteś moim strachem? Co tu robisz?
- Przyszedłem po ciebie.
- Co mam przez to rozumieć?
- Leć ze mną na wyspę, Piotrusiu. - oznajmił i zbliżył się do łóżka - fala czarnego dymu o posturze człowieka.
- Wróciłem po ciebie, tak jak obiecałem. Wyspa jest już gotowa, a ty lecąc tam ze mną już nigdy nie dorośniesz. Leć ze mną Piotrusiu, nim wyjdzie słońce, a ja stane się tylko twoim cieniem. - wyciągnął rękę stworzoną z dymu do chłopca. Chłopiec złapał za rękę swój cień. Wstał z łóżka.
Czarny dym owinął się wokół chłopca, a on w jego płaszczu zniknął ze świata ludzi już na zawsze.
CZYTASZ
Dark side of Peter Pan
FantasyDorośli nie rozumieli... Bo nie wierzyli, nie wierzyli tak bardzo jak dzieci. Ale dzieci nie wierzyły, tak mocno jak wierzyła Wendy... Miał oczy podkrążone od mroku jaki w nim siedział. Z każdą chwilą był coraz mądrzejszy i sprytniejszy. Był tylko c...