Uczucia

87 5 0
                                    

Siedzieli przy krezusowym machoniowym stole. Przed nimi stały już świeżo zaparzone ziółka. Para unosiła się z ceramicznych filiżanek. Kuchnia była urządzona skromnie. W rogu przy ceglanym kominku stał wielki kocioł, na blacie kuchennym walało się multum ksiąg. Wendy wodziła ciekawskim wzrokiem po całym pomieszczeniu. Lekkie światło wdzierało się przez maciupeńkie okienko. Wszędzie praktycznie stały świece, z których wylewał się zaschnięty wosk. Gdzieś na parapecie poukładane były gliniane wazy. Natomiast w szafkach hronologicznie poustawiane były różnorodne fiolki.
Uwagę dziewczynki przykuła także fryzura Dzwoneczka. We włosach pozaplatane miał różnorakie listki i kwiaty. Jej oczy raz zielone, a za drugim razem bursztynowe, patrzyły na nią ze skupieniem. Na jej ceramicznej twarzy zagościł wręcz przez chwilę skryty uśmiech. Wendy przypomniała sobie wtedy o swoich starych lalkach z dzieciństwa. Tak, Dzwoneczek przypominał taką lalkę.

- Przeprosić powinnam Was, za ten bałagan. Niespodziewałam się gości... - urwała, biorąc w swe nieskazitelne dłonie filiżankę i namaczając swe wargi w naparze. Wendy uczyniła dokładnie to samo, jednak po pierwszej próbie skrzywiła się smakiem wywaru.
Wróżka zauważyła to.
- Coś nie tak? - dopytała z przejęciem w głosie.
- Przepraszam, ale czy nie masz może odrobiny mleka? - wystękała brunetka. Wróżka zmrużyła oczy w zadumie. Odsunęła drewniane krzesło, wstając od stołu i ruszyła w stronę garnka w którym jeszcze znajdowało się trochę wody. Przelała zawartość do szklanki i wróciła do stołu.
Wendy przyjrzała się zawartości, jednak nie było to mleko a czysta woda.
- To jest... - zaczęła tłumaczyć ale nim zdążyła dokończyć zdanie, wróżka pstryknęła palcami, a przeźroczysta ciecz zamieniła się w białą. Dziewczynka widząc to wsadziła palec do szklanki i skosztowała mlecznej substancji.

Faktycznie smakiem przypominało jej mleko.

- Fajna sztuczka, co? Kompletnie zapomniałam, że ludzie z Twojego świata pijają herbatę z odrobiną mleka.
- Taki angielski zwyczaj. - uśmiechnęła się Wendy zalewając bielą herbaciany wywar.
- Przejdźmy do rzeczy, robi się późno. - stwierdził Nicolas nie mogąc już zdzierżyć tych magicznych sztuczek.
- Ah, tak...
- Tak, powinniśmy. W końcu wiesz, że nie wpadam na byle pogadanki. - mruknął przecierając włosy.
Wróżka przyjrzała mu się uważnie.
- Czego potrzebujesz?
- W sumie, to ja potrzebuję... - szepnęła Wendy dalej delektując się herbatą. Dzwoneczek łypnął na nią, a jego oczy stały się tak jak wcześniej - jak szmaragdy.
- Czy byłabyś tak dobra i użyczyła byś mi niewielką ilość swego magicznego pyłu? - zaczerwieniła się Wendy wypowiadając te słowa.
- Hm, z przyjemnością, gdybym go dalej miała. - wyznał Dzwoneczek.
- Czy wróżki przypadkiem nie produkują magicznego pyłu, Dzwoneczku? - uśmiechnął się perfidnie Nicolas. Dobrze znał przyczynę braku jej możliwości do tego procesu.
- Już nie. - wychrypiała. - Nie będę o tym rozmawiać, jeśli tylko po to przyszliście, to przykro mi, to zły adres. - stwierdziła oschle.
- Przepraszam, nie miałam w planach Cię denerwować. - chwyciła ją za dłoń dziewczynka. Wtedy poczuła jej zimną jak lód, aurę. Dzwoneczek nie spodziewał się takiej czułości, szybko schował ręce pod stół. Posłał dziewczynce delikatny uśmiech, a oczy jego zrobiły się z powrotem bursztynowe.

- No cóż, nic tu po nas, Wendy. - Nicolas wstał od stołu, nie tknął nawet ziółek. Filiżanka stała nienaruszona.
- Czekaj, czy moglibyśmy zamienić między sobą dwa zdania na osobności? - szarpnął go Dzwoneczek.
- Skoro, musimy... - mruknął znudzony Strzała.
- To ja zaczekam na zewnątrz. - dziewczynka wstała od stołu, maszerując do drzwi.

Kiedy drzwi się za nią zamknęły. Dzwoneczek zbliżył się do Nicolasa.

- To ta dziewczynka, prawda? - szepnęła cicho.
- Wręcz niemożliwe, że rozpoznałaś. - skwitował szyderczym śmiechem.
- Poświęcisz, aż tak dobre istnienie, dla Niego?
- Przecież wszyscy tu żyjemy dla Niego.
- Co na to Pan?
- Był Mu potrzebny, gdy spajali się ze sobą. Teraz nie wiem, czy to ważne?
- Chcesz go zastąpić. Brzmisz jakbyś stawał się nim. - zatrząsł się Dzwoneczek.
- Spokojnie, jestem lepszy. Tyle lat przy boku Piotrusia, a jak parę sekund, on robi się słaby, a ja pnę się swą siłą do góry. To kwestia czasu.
- Faktycznie, kwestia.
- Dalej niezwykle dobrze się trzymasz, po tym co Ci zrobił. - uśmiechnął się Nicolas.
- Zbliżają się znów Zielone Pełnie Księżyca. Nie radziłabym Ci zbliżać się na begienne tereny.
- Z wróżki drzewnej po krokodylice, co za straszne fatum. - zaśmiał się.
- Pomagam Ci tylko ze względu na to. Pamiętaj. - spojrzała mu w te mroczne oczy.
- Pomagasz mi, bo oferuje Ci coś czego wróżki nigdy nie zaznają... - złapał ją za złocisty kok włosów i pociągnął w swą stronę. Ich usta się złączyły w ckliwym pocałunku. Oderwał ją szybko od siebie. - Uczucia, nieprawdaż? Tym malutkim serduszkiem pożądasz ich bardziej niż bycia znów bez uroku skazy Nocy. - na jego twarzy po raz kolejny zagościł uśmiech. Dzwoneczek zagryzł wargę by móc znów cokolwiek poczuć. Jednak nawet gdy zamykał swe oczy, nie czuł nic.
- Ah, ta ironia twego losu. Masz już ten sztylet o którym rozmawialiśmy? - pochylił się ku niej ponownie, szepcząc jej do ucha.
- Jeszcze nad tym pracuje. - wyznała cicho.
- Dobrze, nie zawiedź mnie. - rzucił na pożegnanie kierując się do wyjścia.

Dark side of Peter Pan Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz