- Cholera, Smith i co my teraz zrobimy? - Jones zdenerwowany chwycił za butelkę trunku.
- Panie kapitanie, rum nam nie pomoże, musi Pan uwierzyć. - rzekł Smith.
- To dzieci wierzą, ja jestem dorosły i nie umiem wierzyć! - wykrzyknął.
Nad ich głowami coś przeleciało.
- A we wróżki panowie wierzą? - nad ich głowami ukazała się wróżka w ludzkiej formie.
- Ja wierze we wróżki. - szybko odparł Smith.
- To ma pan szczęście, sypnęła pyłem a mężczyzna uniósł się do góry.
Jones widząc jak Smith wydostaje się z pułapki powiedział.
- Ja też wierze we wróżki! - dzwoneczek klasnął dłonie i sypnął pyłem. Kapitan uniósł się do góry.Plansza Piotrusia pokazała, że jego dwa pionki przemieściły się przy pomocy dzwoneczka. Uśmiechnął się diabolicznie i przesunął w ich stronę swój cień.
- To dopiero początek. -
zaśmiał się figlarnie.Mroczny cień Piotrusia, włóczył się samotnie po lesie w poszukiwaniu swych ofiar. Czuł zapach ich cieni, więc byli blisko. Rzecz jasna miał ich tylko postraszyć, bo jego właściciel nie wydał ostatecznego rozkazu.
- Panie Smith, toż to niebywałe, że wróżki istnieją! - podniecał się kapitan czarami panującymi na wyspie.
- A mówiłem Panu.. - mruknął lekko się uśmiechając.
- Ale co zrobimy ze skarbem? - dopytał kapitan dość niepewnie.
- Uwierzymy, jutro z rana. - rzekł Smith poprawiając swoją marynarkę.
Szli kierując się na statek, wydeptaną ścieżką.
Jakieś szepty rozniosły się po lesie.
- Panie Smith... - szeptało ale nie wiadomo gdzie.
- To pewnie sztuczka tego chłopca, chodźmy stąd.
Przyśpieszyli kroku, ale kroki za nimi też przyśpieszyły.
Mieli wrażenie, że ktoś lub coś zagrodziło im przejście, powietrze pociemniało i ukazały się na nim dwa zielone kryształki.
- Co do cholery, to jest? - wykrzyknął przerażony Smith.
- To pewnie jakaś magiczna sztuczka. - prychnął kapitan i wyciągnął szable. Cień wyłonił się bardziej pod księżycowe światło, co ukazało warstwę czarnego dymu o posturze czegoś o wiele potężniejszego.
- Panie Jones. - wyszeptał cień za pośrednictwem chłopca, który rozgrywał tą grę.
- Czego chcesz!? - wykrzyknął ciemnowłosy mężczyzna.
Niestety nie otrzymał odpowiedzi, a postać zaczęła zbliżać się w ich kierunku. Kiedy był na tyle blisko, chuchnął im w twarze, a jego zabójczy powiew sprawił, że obaj mężczyźni padli nieprzytomni na ściółkę.Rozgrywający uśmiechnął się i odstawił cień, tam gdzie stał poprzednio.
Jakiś śmierdzący odór sprawił, że Jones wstał jak poparzony. Jak bardzo musiał się zdziwić, gdy zamiast spać w przytulnej kajucie jego statku, leżał niczym jakiś dzikus na ziemi. Pchnął swojego towarzysza. Smith nieprzytomny ledwo się pozbierał z ziemi.
- Jak dorwę tego chłopaczka, to się z nim ostro policzę! - krzyknął zdenerwowany Jones.
- Ma Pan racje. - przyznał Smith, ale mimo wszystko został zgromiony wzrokiem.
Śmiech dziecięcy rozniósł się między drzewami.
- Może nawet nie będzie Pan musiał tak długo czekać. - mruknął Smith. Kapitan od razu wyciągnął szable, był przygotowany na wizytę chłopca.
- No dalej, pokaż się Ty mały demonie. - parsknął.
Zza drzew wyłonił się brunet lekko się uśmiechając.
- Słucham?
Poczerwieniały kapitan zbliżył się do chłopca.
- Co to za zabawy? - spytał kierując miecz i lekko dźgając chłopca. On uśmiechnął się.
- Przecież gramy w poszukiwanie skarbu, kapitanie.. - parsknął.- W grę bez zasad, nigdy nie wiadomo co się wydarzy. - zaśmiał się.
- Uważaj z kim zaczynasz, chłopcze. - ostrzegł go Jones. Brunet prześledził ich poważne twarze, ale ani myślał by się ich w jakiś sposób wystraszyć.
- Zabawne... - mruknął. - Idealnie znam wasze role. - rzekł poważnie.Po kolejnym spotkaniu dziwnego chłopca, kapitan już wiedział, że tak naprawdę to dziecko może mu bardzo zaszkodzić. Nie chodziło już o skarb, lecz powrót do domu. Przecież większa część jego załogi, poległa w starciu z syrenami. Na statku została uboga część jego wiernych ludzi, zmagająca się o uratowanie swojego życia. Na takiej wyspie, w której wszystko wydawało się piękne, a w rzeczywistości był to tylko pozór.
Jones i jego kompan Smith, grzebali się w jaskini trupiej czachy w poszukiwaniu tego jakże cennego skarbu piratów, który mógł uratować ich życie.
Ale czy wiedzieli w jaką grę grają? Czy byli tego świadomi?
Z kim mają do czynienia?Był ostatni dzień... tym razem noc spędzali w jaskini. Nadal zmęczeni szukaniem zguby.
- Smith.. - wychrypiał kapitan zmęczony ciągłym odsuwaniem kamyczków i szukania tajnego przejścia.
- Słucham Pana?
- Ten skarb to głupia zagrywka tego oszusta! Zbliża się północ, a my sterczymy w miejscu! - zdenerwował się Jones. Szybko przysiadł na jakiejś skałce i złapał się za głowę.- Kogo nazywasz oszustem? - rozległo się echo i z ciemnego labiryntu jaskini wyszedł Pan.
Jones jak na zawołanie ruszył się z miejsca i z wyciągniętą szablą ruszył przeciw chłopcu.
- A kim Ty niby jesteś? - zakpił z niego Jones.
- Fakt, nie przedstawiłem się. Jestem Piotruś... A w zasadzie Piotruś Pan.
- Czyli kto? - dopytał Smith.
- Jedyny władca tej wyspy. Należy do mnie. A wiecie co jest najlepsze? Wy też już należycie do mnie.Białe światło księżyca, wpadło przez oko trupiej czachy.
- Tak łatwo nie wygrasz, ty mały chłystku! - mruknął kapitan. Chłopiec chwycił za drewniany mieczyk wystrugany, który w jego dłoni stał się prawdziwy.Zaczęli walczyć i siłować się na szable. Piotruś nie chybił ani jednego uderzenia, a Jones walecznie walczył i bronił się. W pewnym momencie jednak pośliznął się, a Pan ostrzej zamachnął.
Ręka kapitana odcięta wpadła do pobliskiego jeziorka. Kapitan syknął z bólu.
Patrzył z przerażeniem na Piotrusia.
- Witamy w domu Kapitanie Hak. - zaśmiał się, a na miejscu dłoni Jonesa pojawił się metalowy hak.
CZYTASZ
Dark side of Peter Pan
FantasyDorośli nie rozumieli... Bo nie wierzyli, nie wierzyli tak bardzo jak dzieci. Ale dzieci nie wierzyły, tak mocno jak wierzyła Wendy... Miał oczy podkrążone od mroku jaki w nim siedział. Z każdą chwilą był coraz mądrzejszy i sprytniejszy. Był tylko c...