Kilka lat potem
Właśnie byłam na jednej z niebezpiecznych misji. Stałam za ścianą dyskretnie obserwując porywaczy.
-Milcz gówniaro!-warknął jeden z nich przystawiając broń do głowy najmłodszej dziewczynki która płakała
Zacisnęłam mocniej palce na pistolecie szykując się do wyjścia. Jako dowódca dałam znak żeby ruszyć. Po wyjściu porywaczy nie było i została ta dziewczynka trzymana jako zakładnik. Wycelowałam odpowiednio broń strzelając w ramię porywacza. Mężczyzna upadł i zawył z bólu. Dziewczynke rzucił na ścianę przez co mała pisnęła z bólu leżąc na ziemi.
-Reszta szukać ich nie mogli daleko uciec!-wydałam polecenie i oddział rozbiegł się szukając porywaczy
Jeden z towarzyszy został i zakuł w kajdanki rannego zabierając go na zewnątrz. Podeszłam do dziewczynki podnosząc ją delikatnie.
-Już dobrze maleńka jesteś bezpieczna.- szepnęłam cicho do dziewczynki idąc w stronę wyjścia
Zaniosłam ją do karetki i już miałam odejść gdy ta wyrwała się lekarzom i złapała mnie za ubranie. Odwróciłam się do niej i złapałam za zapłakane poliki.
- Będzie dobrze maleńka pomożemy ci.-uśmiechnęłam się ciepło
Wróciłam do budynku gdy dostałam wiadomość o tym co zastali tam chłopaki. Po dotarciu zamarłam widząc zakrwawione ciała młodych dziewczynek.
-Jest tu pięć ciał. Pozostałą czwórkę zabrali.-powiedział jeden z kolegów Mike
-O cholera....jakim trzeba być zwyrodnialcem by zabić w taki sposób dzieci.
Nie ukrywam. Boli mnie taki widok zakrwawionych zwłok młodych dzieci. Chłopaki zebrali ślady i schowali ciała do worków, które o tak nie unikną dodatkowych badań w jaki sposób umarły.
Wróciłam na zewnątrz zdać raport dowódcy. Zajrzałam jeszcze do dziewczynki która przeżyła.-I co z nią?-zapytałam
-W porządku prócz złamanej ręki i kilku ran po nożu. Ale musi obejrzeć ją jeszcze lekarz w szpitalu.
-Dobrze. Niedługo tam przyjade i powiadomie jeszcze psychologa dziecięcego.
Godzinę później
Stałam za szybą patrząc jak od 30 minut psycholog próbuje rozmawiać z dzieckiem. Niestety nie zbyt owocna była ta rozmowa.
-Nic nie powie. Jest roztrzęsiona tym wszystkim.-skwitowała Kate psycholog
-Rozumiem. Niech odpoczywa zaraz podamy jej leki i kroplówki. Była silnie głodzona.
Gdy się oddalili weszłam do sali i przysiadłam obok dziewczynki. Spojrzałam na jej kruche i słabe ciało ze smutkiem.
-Boli...-spojrzałam na dziewczynkę
-Spokojnie maleńka ból minie. Za chwilę przyniosą ci leki.-lekko złapałam kek zdrową rączke gładząc delikatnie by tylko nie dotykać wenflonu
-Pani jest psychologiem?-zapytała mając przeszklone oczy
-Nie ale kilka razy rozmawiałam z dziećmi jak były sprawy z porwaniem lub przetrzymywanie.
-A ma pani dzieci?-zapytała ponownie
-Nie mam. Ale cieszyłabym się mając choć jedno.-uśmiechnęła się-Teraz ja zapytam... czy mogłabyś mi opowiedzieć co się tam działo. Zrozumiem jeśli nie chcesz nie będę naciskać.
Chwilę milczała jednak przytaknęła głową. Do sali weszła pielęgniarka i podała odpowiednie leki i nową kroplówkę. Gdy wyszła dziewczynka poprosiła by zasłonić firanke.
-Nie wiem kiedy to było dokładnie ale... tamtego dnia związano mnie i wrzucono do worka i wywieźli gdzieś. Tam na miejscu były starsze dziewczyny. Miały siniaki i krew leciała... za złe byłyśmy tam karane. Nocami słyszałam ciągłe krzyki i prośby o litość. Jako, że byłam najmłodsza powiedziano, że sprzedadzą mnie do burdelu a nimi się zabawią. Niestety tego dnia chyba to dziś lub wczoraj...nie pamiętam...jeden z nich zabrał mnie i chciał skrzywdzić jak te poprzednie które zabił... cztery dziewczyny które były zdrowe zabrali a ta piątka...były chore bardzo. I ... w sumie to tyle.-opowiedziała ocierając łezki z oczu
-Ostatnie pytanie czy do czegoś cie zmuszano?
-Tak...-odpowiedziała cichutko-i...i robiło coś tu.-pokazała na miejsce między nogami
-Skurwysyny...-wstałam zdenerwowana chodząc po sali-Postaramy się byś była bezpieczna maleńka.-powiedziałam klęcząc przy jej łóżku-Obiecuję.-uśmiechnęłam się podobnie jak ona
-Emily jestem prze pani.
-Luna. Nie musisz mówić pani wystarczy Luna kochanie.-pogłaskałam ją po główce
********
Hej! Chcę Was przeprosić za brak rodziałów, ale ostatnio kontakt mój, a współ autorki się urywał ;)