W tamtej chwili jedyną rzeczą jaka mnie przerażała bardziej od śmierci, był Jack. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się go bała. Jakiś czas krążyliśmy się po tych korytarzach. Trzymałam się jakieś dwa metry od Jacka, idąc za nim. Bałam się go, ubrudzony we krwi, uśmiech szaleńca, ostrze szpony ubyzgrane w świeżej krwi.
On nawet nie patrzył się na mnie, po prostu szedł i rozglądał się. W zasadzie ta misja była najważniejsza, od niej zależało moje i Jacka życie. Lecz póki co ja odpowiadam za niego. W końcu ja mam jego oryginalne pudełko.
Nagle zatrzymał się i kazał być cicho, z naciskiem na cicho. Zajrzałam do pomieszczenia gdzie stało dwóch policjantów. Nie sądziłam, że pracowałam wśród zdrajców. Zacisnęłam ze złości dłonie w pięści. Wzięłam głęboki wdech i wyszliśmy z Jackiem do nich. Wycelowali w nas, szybko wyjęłam broń i zestrzeliłam ich obu. Na drzwiach pisało "szef". Spojrzałam na Jacka.-Hmm niby tam coś może być albo nie być.
-Filozofujesz .... serio.-burkłam i wywarzyłam drzwi z kopniakaW pomieszczeniu przez chwilę unosił się pył i kurz. Widok jaki zastalismy był tragiczny.
Nie dowierzałam w to jak bardzo obleśny mógł być komendant policji.
Na jego stole leżała związana z zaklejonymi ustami i zakrytymi oczyma Emily. Ubrania miała pozrywane, a na ciele wiele ran miała. Miałam złe przeczucia i to bardzo.Pov. L.Jack
Wiedziałem dobrze, aż za dobrze, że zle to wszystko się skończy. Luna gotowała się ze złości. Podeszła szybkim krokiem i odepchnęła grubasa od Emily. Pchnęla go na podłogę i przycisnęła nogą na jego gardle. Przeładowała szybko broń i wycelowała w jego głowę.
Zaśmiałem się pod nosem i podszedłem do Emily. Przeciąłem liny i odsłoniłem oczy po czym delikatnie zerwałem taśmę z ust. Dałem jej płaszczyk Luny, który miała na wszelki wypadek. Dziewczyna potem przytuliła się do mnie dziękując mi.-Jak mogłeś jej to zrobić?! Mojej córce!
-To nie jest twoja córka parszywa zdziro.-wykrztusił oprawca
-Poniesiesz konsejwencje tego wszystkiego.Jedyne co było słychać w tej chwili to seria strzałów. Po czym kroki po rozlanej krwi.
Luna podeszła do nas i przytuliła Emily.-Zabierzemy cię do domu, twój tata się martwi o ciebie.
Uroczy widok. Emily przytuliła się do Luny, po czym ta wzięła ją na ręce. Wpatrywała się z troską na dziewczynkę. Po czym spojrzała się na mnie z powagą.
-Jack... wyprowadź nas stąd. Proszę.-głos miała delikatny typowo kobiecy
Westchnąłem i przytaknąłem, następnie ruszyliśmy do wyjścia. Niestety gdy wyszliśmy z podziemi w fabryce czekały oddziały uzbrojonych po zęby żołnierzy. Wszyscy w jednej chwili wycelowali w nas. Przeszedłem przed dziewczyny wysuwając większe pazury.
-Schowajcie się gdzieś... i uważajcie na siebie i moją własność.
Przytaknęły poczym Luna ukryła się z Emily za skrzyniami. Spojrzałem się na oddziały i ruszyłem z szarżą na nich. Zaczęli we mnie strzelać. Czułem pierwsze kule przeszywające moje ciało. Nie mogłem się poddać. Zabijałem każdego, kto stał przede mną. W tej chwili pozwoliłem uwolnić tego szalonego clowna, który był we mnie zawsze gdy zabijałem. Z głośnym śmiechem przecinałem kolejnych ludzi w pół. Czułem w sobie większy przypływ adrenaliny. Moje ruchy przyspieszyły, bólu nie czułem aż tak bardzo. Kolejni ludzie padali martwi a ze mnie więcej upływało krwi. Wiedziałem, że mam niewiele czasu. Przyspieszyłem jeszcze bardziej eliminując wszystkich przeciwników. Na koniec padłem na kolana sapiąc lekko zmęczony. Nagle upadłem na bok zwijając się w kłębek. Ból nagle rozszedł się po ciele.
-Luna! Pomóż mi!-krzyknąłem
Nagle zobaczyłem ją przed sobą. Patrzyła zapłakana, wyciagnęła szybko pudełko. Pokręciła kilka razy korbką po czym uleciałem do środka. Nagle jakiś strzał a pudełko rozpadło się. Zawyłem przeraźliwie. To był już mój koniec. Pudełko zniszczone a ja na wpół martwy.
Ciąg dalszy nastąpi...
******
Od Devidianne
Hejka czytelnicy za chwilę zrobię taki mały maraton i wstawię kilka rozdziałów mam nadzieję, że się spodobają ^^