4. Maggie i arystokracki obraz

216 20 20
                                    


Poniedziałek – najbardziej-kłopotliwy-dzień-tygodnia.

Zresztą, chyba tak samo problemowy, jak reszta. Jedynie sobotę i niedzielę można zaliczyć do takich dni, kiedy jest szansa, że coś się uda.

Dlaczego?

Wszystko, co może wydarzyć się od poniedziałku do piątku jest pechowe. Jeśli coś zdarzy się w poniedziałek, przekłada się to na wtorek, środę i tak dalej. Następny tydzień jest już całkiem inny i bardzo możliwe, że wtedy ktoś nawet podpali szkołę. Nikt tego nie wie, ponieważ wszystko dzieje się niespodziewanie.

Poniedziałek mimo wszystko jest najgorszy. Trwa zawsze najdłużej i wszystko może się zdarzyć dopóki nie zobaczymy na zegarze minuty po północy. Ja dopiero co wróciłam ze szkoły, a mam aż zbyt dużo niespodziewanych wydarzeń.

Rzecz, z którą będę mieć do czynienia jutro, znajduje się właśnie w moich dłoniach.

Podczas, kiedy Luke wydzierał się na mnie, ja trzymałam przez ten czas jego zeszyt. Musiałam nieumyślnie wsadzić go do plecaka, kiedy Michael pytał mnie czemu płakałam. Najgorsze w tym wszystkim było to, że musiałam oddać mu ten zeszyt; stanąć z nim twarzą w twarz i odezwać się do niego. To coraz bardziej przypominało ten sen. Dlaczego każdy tydzień musi zaczynać się od najgorszych rzeczy?

Usłyszałam pukanie do drzwi, dlatego położyłam zeszyt na biurku.

– Jest otwarte – przewróciłam oczami, mimo wszystko ciesząc się, że tata dba o moją prywatność. Tak, od razu wiedziałam, że to on.

– Przyniosłem ci obiad, bo mama odpoczywa – wysoki i trochę posiwiały mężczyzna wszedł do mojego pokoju. – Jak w szkole?

Nie potrafiłam wytłumaczyć moich relacji z rodziną. Jacob i Matthew zawsze byli dla mnie złośliwi oraz dokuczali mi, ponieważ miałam tendencje do szybkiego tycia. Wiedziałam, że do nich zwróciłabym się po pomoc w ostateczności gdyby na świecie nie było żadnego innego człowieka. Mama z tatą to zupełnie inna bajka. Mam wrażenie, że starają się pogodzić z faktem, że urodziłam się zupełnie nie podobna do nich. Są obojętnie do mnie nastawieni, ale zawsze przygotowują mi posiłek. Nigdy nie zamienialiśmy ze sobą szczerych rozmów, które miały wzmocnić nasze stosunki. Kiedyś bardzo tego potrzebowałam, ale teraz myślę, że wystarczy mi tylko taka domowa ''opieka''.

Kogo próbujesz oszukać, Magg?

Każdy potrzebuje od rodziców wsparcia, ale skoro oni tego nie chcą, to po co powinnam się o nie upominać? To bez sensu. I fakt, wiele razy żałowałam tego, w jakiej rodzinie się urodziłam, ale to nie zależało ode mnie. To po prostu niektórzy ludzie nie potrafią tego zrozumieć.

– Całkiem dobrze.

Wiedziałam, że pytanie taty o szkołę było jedynie formalnością, która była konieczna w, choć odrobinę dobrych, relacjach z dzieckiem. W tym przypadku z córką. Odpowiedź ''całkiem dobrze'', była typową odpowiedzią na to pytanie, które ktoś z rodziny zadawał przez pięć dni w tygodniu... No może czasem przez trzy. Nieważne jak bardzo chciałam wykrzyczeć, że ten dzień był beznadziejny i najlepiej by było jakbym w ogóle tego dnia nie poszła do szkoły, to nie mogłam tego powiedzieć. Na pewno nie przy rodzinie, po której nigdy nie możesz spodziewać się właściwej reakcji. Nie przytulą, nie pocieszą. To właśnie była rzeczywistość, której chyba już nie dało się zmienić i nigdy nie można było.

Musiałam do tego przywyknąć, chociaż naprawdę chciałam mieć normalnych rodziców. Chociaż, może to oni chcieli by mieć normalną córkę? Może to właśnie ja powinnam się zmienić. Nie było możliwości, że rodzice będą przyznawać się do mnie, zapytają wprost co się dzieje lub będą chcieli porozmawiać na temat tego, czy jakiś chłopak mi się podoba. Pytanie o to, jak było w szkole, było jedynym pytaniem, jakie zadawali w ciągu dnia. Reszta rozmów to po prostu stwierdzanie faktów.

Fatty girl & Luke Hemmings // Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz