Rozdział trzeci - Nick

2 0 0
                                    


- Mówię chyba szósty raz - powiedział - Rośliny. Nie, nie wiem jakie. Nie, nie było ich wcześniej.
Zaczął się już denerwować. Ludzie z Międzynarodowego Resortu Magicznego powinni zostać zwolnieni już dawno temu.

Zapewne obiecają, że przyślą kogoś do pomocy za kilka dni. Jedyny jednak raz kiedy faktycznie ktoś z MRM przekroczył próg domu Nicka był w momencie, kiedy to Nick zapomniał zapłacić rachunku za Hogernet.
„W ciągu miesiąca ktoś powinien zająć się pańskim problemem. Aby zmienić termin, przyczynę wezwania lub złożyć skargę, proszę wcisnąć zieloną sowę. Jeśli chce pan jednak kupić..." - automatyczna sekretarka nie dawała za wygraną.
- Pieprzyć to - szepnął - Załatwię to sam.
Ponownie chwycił swój telefon, wykręcił inny numer i wypowiedział odpowiednie słowa. W ciągu chwili znajdywał się już w innym miejscu. Nie było to miejsce w które chciał trafić, ale stwierdził, że to i tak bez znaczenia. Przenośnik nie teleportował go do centrum miasteczka, gdzie chciał załatwić tę sprawę, a do jego domu rodzinnego.
Nick ujrzał swoją matkę, stojącą przy blacie kuchennym, a zaraz potem ojca czytającego gazetę w jego ulubionym fotelu. Wydawałoby się, że to normalna rodzina, a jednak w ich szufladach zamiast widelców i łyżek znajdują się różdżki i bransolety. Stwierdzenie że pozory mylą ponownie okazało się truizmem.
- Nick? - jego ojciec wyjrzał zza druku - Co ty tutaj robisz? Jest przecież środek semestru!
- To pomyłka, nie tutaj chciałem trafić - przewrócił oczami - Mój telefon coraz gorzej się sprawuje, coraz częściej przenosi mnie w nieodpowiednie miejsca, pomimo tego, ze używam odpowiednich słów.
Matka Nicka nie wydawała się być zaskoczona jego obecnością. Nadal regularnie przerzucała naleśniki z jednej strony na drugą, wesoło podśpiewując sobie pod nosem melodię z Kabaretu Młodych Czarodziejów i kręcąc biodrami w całkowicie inny rytm. Zupełnie nie dawała po sobie poznać swojego gniewu, który coraz to bardziej rósł w niej, i rósł, i rósł. Jej mąż doskonale wiedział co się za chwilę wydarzy, więc porozumiewawczo mrugnął swoim jedynym okiem do syna dając znak, aby ten rozpoczął swoją ewakuację. Ten jednak najwyraźniej nie zrozumiał sygnału, i dalej wymieniał coraz to więcej swoich zmartwień. Aż w końcu, po wyliczeniu już szóstego narzeknięcia, mama Nicka odwróciła się płynnie w jego stronę, powoli podeszła, i wymierzyła mu siarczysty policzek. Zdezorientowany syn zachwiał się nieco, jednak w ostatniej chwili złapał równowagę i zupełnie zaskoczony zapytał, co też strzeliło jej do głowy.
- Po co żeś ty tu w ogóle przylazł, co? - wysyczała.
Nadal oszołomiony chłopak jęknął cicho, bo najwyraźniej nie potrafił wydać z siebie żadnego innego dźwięku.
- Ja... - wystękał - Pomyłka, to pomyłka!
Ojciec zachichotał, odwrócił się na swoim fotelu i ponownie zagłębił się w jakże fascynującej lekturze o nowoodkrytym gatunku tenorożca, zwanego „Rożkiem". Matka natomiast raz po raz wyrzucała z siebie jeden bluzg za drugim w stronę syna, który nadal wielce zdziwiony nawet nie starał się odpierać ataków.
- Siedem miesięcy cię tu nie było! - wykrzyknęła z żalem - A teraz przybywasz niespodziewanie i to jeszcze twierdząc, że przez pomyłkę? Ty łajdaku jeden!
Nick powoli zaczął rozumieć o co chodzi. Zaczął przeszukiwać wzrokiem całe pomieszczenie, aż w końcu natrafił na małą buteleczkę. Jak mniemał, pustą.
- Tato - zawołał Nick nadal odpierając ataki matki - Kiedy mamie skończyło się lekarstwo?
Ojciec znowu wyjrzał zza gazety, zmierzył swoim okiem pojemnik i odparł, że nawet nie zauważył że się skończyło.
Oczywiście kłamał. Nick doskonale o tym wiedział, jednak nie chciał wszczynać kolejnej awantury - tym razem ze swoim drugim rodzicem.
Chłopak chwycił swój telefon, szepcząc jak zwykle odpowiednie słowa, i w mgnieniu oka buteleczka napełniła się jasnozielonymi tabletkami. Wyciągnął jedną z nich i korzystając z chwilowego zmęczenia matki, wrzucił jej na język lekarstwo. Kapsułka zaświeciła się na niebiesko, co było nie lada zdziwieniem dla chłopaka - zazwyczaj świeciła się na żółto.
Ojciec niespodziewanie wstał ze swojego fotela, sięgnął do tylnej kieszeni spodni i rzucił Nickowi jakiś przedmiot.
- Grzechotka?
- To ją uspokaja.
Nick zaczął potrząsać drewnianym instrumentem, który wtem zaczął wydawać kojące dźwięki. Po około czterech minutach w domu zapadł spokój.
- Więc - zagaił ojciec - Jak idą ci przygotowania do egzaminów? Ludzie u mnie w pracy paplają, że w tym roku egzaminatorzy zostaną sprowadzeni z odległych kątów.
Chłopak milczał przez chwilę, gładząc swój kark.
- Nie wiem, czy chcę do nich podejść.
Tatko szeroko otworzył oczy, nieświadomie zacisnął pięści i zawarczał.
- Do niczego cię nie zmuszam - zaczął poważnie - ale chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaka to by była hańba dla naszej rodziny.
Nick przewrócił oczami.
- Chłopaka który oblał wyrzucili z miasteczka. Nie chcę nawet zgadywać, co by zrobili z chłopakiem który nawet nie postarałby się tego napisać.
- Wiesz tato... - chłopak zaczął się niepewnie wycofywać - ja już chyba pójdę.
Ojciec skinął tylko głową, znów przenosząc całą swoją uwagę na gazetę.
- Do zobaczenia, mamo.

Victor, Nick i Ostateczny Egzamin MagicznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz