Próba ostateczna

1 0 0
                                    


Tego feralnego dnia, poranek zaczął się wyjątkowo wcześnie. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało. W większości domów sfrustrowane matki właśnie wiązały krawaty swoim synom, tudzież zapinały zamki w sukienkach swoich córek. Ojcowie wyglądali tylko zza gazet, od czasu do czasu rzucając tylko motywującymi zwrotami w stylu: „Nie wydziedziczymy cię, jeśli nie uda ci się zdać. Ewentualnie tylko się ciebie wyprzemy".
Słońce jakby drwiąco zaglądało przez zasłony i rolety, upewniając się, że nikt nie wyleguje się już w łóżku.

Nick, Victor i Pruinae siedzieli przy stole, na pozór spokojnie jedząc śniadanie. W rzeczywistości jednak, we wnętrzu każdego z ich szalało tornado, niszczące ostatnie nadzieje i pozytywne myśli; rozsiewające za to nasiona strachu i niepewności. Ich dłonie trzęsły się jak oszalałe, a żołądki właśnie bawiły się w ganianego z innymi narządami. Siedzieli w milczeniu, przerzucając jeszcze strony leżącej na środku stołu księgi zaklęć.

Kiedy kukułka wyskoczyła z zegara oznajmiając wszystkim, że nadeszła już pora na zebranie się do wyjścia, wszyscy zastygli w bezruchu.

- Chciałabym żebyście wiedzieli, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak jak powinno, nie przestanę was lubić. A wasi rodzice nie przestaną was kochać – powiedziała Niebieskowłosa, wstając z krzesła – Będę cały czas siedzieć przy tym stole, trzymając za was kciuki. Nie żartuję.
Chłopcy spojrzeli po sobie, starając się nie okazywać zbędnych uczuć, które mogłyby ich tylko niepotrzebnie rozemocjonować.
- Musicie już się zbierać – ponagliła ich gestem dłoni – Będzie niemiło, jeśli się spóźnicie.
Skinęli jednocześnie głowami, odsuwając się od stołu. Powoli wstali z krzeseł, wygładzili swoje garnitury dłońmi, i skierowali się do wyjścia.
- Mamy tu przyjść, kiedy już będzie po rzeźni? – zapytał Nick.
- Byłoby mi bardzo miło – uśmiechnęła się Pruinae – Pójdę kupić wasze ulubione przekąski i zaparzę waszą ulubioną herbatę. Obejrzymy jakiś dobry film, tak na rozluźnienie.
Chłopcy unieśli jedynie kąciki swoich ust, i wyszli przez drzwi frontowe. Oczywiście mogli teleportować się na miejsce, byłoby to zdecydowanie szybsze i łatwiejsze, jednak zgodnie stwierdzili, że nie będą marnować swojej energii magicznej i pójdą na piechotę.
- W skali od jednego smoka do dwunastu gniewnych smoków, jak bardzo jesteś zdenerwowany? – zażartował Victor, dość nieudolnie.
- Na osiemdziesiąt siedem rozwścieczonych smoczysk.
Gdyby nie tak stresujące okoliczności, zapewne oboje wybuchliby właśnie gromkim śmiechem, jednak teraz popatrzyli tylko po sobie.
Szli nierównym chodnikiem, mijając najróżniejsze domy i siedliska, podziwiając w ciszy dzisiejszą pogodę i kolor dzisiejszego nieba.

Budynek uniwersytetu był ozdobiony kolorowymi wstęgami, prawdopodobnie w celu pocieszenia zdających. W rzeczywistości wyglądały one jednak tandetnie i tanio, no i oczywiście wcale nie polepszały humorów studentów.
Przed szkołą stało już kilkudziesięciu uczniów, którzy zawzięcie dyskutowali między sobą na temat formy egzaminu i o jego trudności.
Zegar znajdujący się na szczycie budynku wskazywał za osiem dziesiątą, co oznaczało nieubłagalnie zbliżającą się godzinę próby ostatecznej. Z każdą minutą na dziedzińcu było coraz ciszej. Rozmowy cichły, ludzie przestali przychodzić, a nerwowych chichotów było coraz więcej.
O dziewiątej pięćdziesiąt osiem, na mównicy pojawił się Minister, a cały świat zdawał się być zatrzymany.

- Najszanowniejsi zdający – zaczął przemowę, poprawiając swoją siwą czuprynę - zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteście zdenerwowani. Zastanawiacie się pewnie, z jakimi wynikami wyjdziecie dziś poza mury tego uniwersytetu. Zachodzicie pewnie w głowę, jaką formę przybierze tegoroczny Egzamin Magiczny. Cóż, co roku niemiłosiernie przedłużam tę przemowę, i zazwyczaj na koniec jestem wygwizdywany. W tym roku nie będę dłużył. Na dobry początek, zostaniecie podzieleni na dwuosobowe grupy. Przydział będzie absolutnie losowy i odbędzie się za pomocą, oczywiście, magii.
Nad głową Ministra pojawiła się olbrzymia tablica, na której znajdowały się nazwiska wszystkich uczniów zdających tegoroczny egzamin. Mężczyzna pstryknął palcami, między którymi powstały turkusowe iskry i w jednej chwili obok każdego nazwiska na tablicy pojawiło się drugie nazwisko.
Victor ujrzał obok siebie godność człowieka, którego nigdy wcześniej nie widział na oczy. To samo przytrafiło się również Nickowi. Oboje zostali przydzieleni do uczniów, którzy zapewne na uniwersytecie pojawili się tylko raz – po to, aby się na niego zapisać.
- Oceniane będzie wszystko – dodał Minister – umiejętność pracy w grupie, znajomość zaklęć, czas, orientacja w terenie i dodatkowe umiejętności. Jedyny zakaz jaki obowiązuje brzmi: Macie się nie pozabijać! Zostaniecie teraz przeniesie... – nie zdążył dokończyć, a dziedziniec był już pusty.

Victor, Nick i Ostateczny Egzamin MagicznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz