Rozdział drugi - Victor

3 0 0
                                    


  Ocknął się w samochodzie. Nie miał pojęcia, czyj to był samochód. Sam nawet nie miał prawa jazdy. Spojrzał na wmontowane radio, które wskazywało godzinę szóstą. Miał jeszcze ponad trzy godziny do zajęć, więc na chwilę się zawahał. Co miał zrobić? Nie wiedział czyj to samochód. Nie wiedział, skąd on w ogóle się tam wziął. Gdzie on w ogóle jest? Czy to nadal jego miasteczko?
Wysiadł więc z samochodu, ostrożnie rozglądając się na wszystkie strony. Przybrał postawę obronną, na wypadek niespodziewanego ataku, i badał otoczenie wzrokiem.
Wszystko było suche. Drzewa obdarte z liści, trawa jakby całkowicie zniszczona. Nawet niebo wydawało się być wyjątkowo nieprzyjazne.
Nie rozpoznawał tego miejsca. Nigdy wcześniej tutaj nie był. Miał wrażenie, jakby był na jakiejś opuszczonej posiadłości starych farmerów.
Może to sen? Fałszywe przebudzenie? Może zaraz obudzi się w swoim łóżku i rozpocznie nowy, normalny dzień?

Zaczął iść w bliżej nieokreślonym kierunku. Za cel postawił sobie wysokie, uschnięte drzewo, które jakoś wyróżniało się spośród innych. Było... jaśniejsze. Było jasne jak główne obiekty w kreskówkach, o których wiadomo, że zaraz ulegną jakiemuś zdarzeniu.

Kiedy podszedł już na tyle blisko, żeby dostrzec drobne szczegóły drzewa, zatrzymał się. Wolał nie ryzykować utraty życia, zwłaszcza, że musiał zaliczyć egzaminy. Nie mógł przecież odejść z tego świata nie posiadając papierka z napisem „Przepustka do przyszłości". Minister już całkiem zwariował. Swoją drogą, zostało tylko sześć dni do sprawdzianów, a Victor na tę chwilę pamiętał tylko zaklęcie otwierające słoiki. Strona praktyczna całego egzaminu była jedną, wielką niewiadomą. Nauczyciele nie chcieli się ugiąć i zdradzić, na czym będzie ona polegała. Uczniowie podejrzewali, że może to być coś w rodzaju ustnej pracy kontrolnej. Profesorzy będą wymyślać sytuacje, i prosić o podanie zaklęcia na rozwiązanie jej.
Stał więc, i rozmyślał. Nawet nie zauważył, że duże, jasne drzewo zmieniło odcień. Teraz było koloru ciemnego brązu, i jedna z gałęzi jakby znacząco kiwała się w jego stronę. Victor odszedł od drzewa na kilka kroków i badawczo przyglądał się mu z niepokojem.
Chłopak wpadł w lekką panikę. Co, jeśli okaże się ze to naprawdę nie sen? Jak się stąd wydostanie? Czy używanie magii w takich przypadkach było dozwolone? Spojrzał na swoją dłoń, oczekując zobaczenia na jednym z palców pierścienia, ale niczego tam nie było. Nie miał jedynej rzeczy, która dawała mu możliwość jakiejkolwiek ucieczki. Nie był jeszcze na tak wysokim poziomie, aby potrafić używać zaklęć bez pomocy swojego pierścienia, więc nawet nie próbował. Ale... jeśli to tylko sen? Jeśli to sen, to co zaszkodzi mu spróbować? Nie miał nic do stracenia.
Uniósł więc prawą dłoń, i od razu poczuł się głupio. A jeśli ktoś go obserwuje? Może to tylko jakiś żart, zaaranżowany przez jednego z jego głupich kolegów? Chłopak ponownie się rozejrzał, rozważając wszystkie opcje, jakie przyszły mu do głowy. Ostrożnie okrążył drzewo, przeanalizował jeszcze raz swoje położenie, i wykluczył zbędne teorie. Raz gryfowi śmierć, pomyślał. Pospiesznie uniósł dłoń, zamachnął się, i rzucając wyimaginowanym przedmiotem o ziemię wykrzyknął odpowiednie słowa.
Poczuł coś dziwnego. Bał się otworzyć oczy, ale jeszcze bardziej bał się mieć je zamknięte. Podniósł więc jedną powiekę, a później powoli dołączył drugą. Był w swoim pokoju. Jednak wszystko było inaczej. Jakby ktoś tu przed chwilą wpadł i poprzestawiał wszystko tak, ażeby zgrało się z zasadami Feng Shui.
- Kim jesteś?
Victor gwałtownie się rozejrzał, jednak nikogo nie spostrzegł. Przesłyszało mu się? Całkiem możliwe.
- Głupiś – znowu usłyszał głos – Nie zobaczysz mnie.
Teraz chłopak nie tylko był zdezorientowany, ale też trochę przestraszony. W razie konieczności nie tylko nie miał jak się obronić, ale też nie wiedział nawet z kim przyjdzie mu walczyć. Zebrał się na odwagę, i zapytał:
- Co robisz w moim pokoju?
Usłyszał jednak tylko kobiecy chichot, przeradzający się w nieco przerażający napad dzikiego śmiechu.
- To nie jest twój pokój.
Victor podrapał się zdenerwowany po karku, jak miał w zwyczaju robić, i ponownie podjął próbę dowiedzenia się czegokolwiek.
- W takim razie, gdzie jestem? I kim ty, u diabła jesteś?
Do jego uszu dobiegł szept, którego niemal nie dosłyszał.
- Trafne spostrzeżenie.
Zamarł.
- Spostrzeżenie? Jakież to?
- „U diabła".
Nieprzyjemne gorąco oblało całe jego ciało. Chyba właśnie wpadł w większe kłopoty, niżby się tego spodziewał. I kiedy już rozważał najbardziej prawdopodobne opcje („uciekam albo umieram"), znowu usłyszał ten pozornie niewinny chichot. Rozejrzał się, w nadziei, że spostrzeże coś nowego w wystroju, i nie mylił się. Na łóżku siedziała teraz jakaś postać. Nie potrafił dostrzec rys jej twarzy, jednak udało mu się zauważyć zgrabny zarys jakiejś sylwetki. Zdecydowanie była to kobieca sylwetka, a przynajmniej nigdy nie widział mężczyzny o takich kształtach. Ramiona dziewczyny lekko drgały, co wskazywało na to, że jeszcze nie przestała dawać upustu swojemu rozbawieniu. 

Victor, Nick i Ostateczny Egzamin MagicznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz