Rozdział 14

2.2K 159 62
                                    

Lily POV:

- Potter, co znowu jest z tobą nie tak? - warknęłam wkurzona. Uśmiechnął się najszerzej jak tylko potrafił i przeczesał palcami swoją czuprynę.

- Słodko wyglądasz, jak się na mnie wkurzasz - odparł z huncwockim uśmiechem okularnik.

- Ale się tak nie czuje! - fuknęłam zirytowana i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem - lepiej odczaruj tą szafkę, bo nie ręczę za siebie.

- Coś za coś - oparł się o mebel i spojrzał na mnie swoimi orzechowymi tęczówkami. Gdybym miała moc zabijania spojrzeniem już dawno leżałby martwy. .

- Potter... nie wnikam w to, jak się tu dostałeś, ale odczaruj mi tą szafkę! - warknęłam. Chłopak tylko posłał mi wesoły uśmiech i zbliżył twarz do mojej - co robisz? - spytałam udając głupią.

- Całuję cię - uśmiechnął się i spełnił swoje słowa wpijając się w moje wargi.

Piip!

Piiiiiiiiiip!

Piiiiiiiiiiiiiiip!

Z koszmaru na szczęście obudził mnie budzik. Wyłączyłam go pośpiesznie, chowając głowę w poduszkę. Już szósta rano. Czas wstawać na wyjazd. Dalej nie mogę uwierzyć, że to właśnie dzisiaj i że to ja tam jadę. Jestem tak podekscytowana, że nawet nie czuję zmęczenia. Wstałam z łóżka przeciągając się i wziąwszy ubrania z szafki nocnej skierowałam się do łazienki. Dziewczyny jeszcze smacznie sobie śpią. Pewnie wstaną o ósmej... Dzisiaj pierwszą lekcją jest transmutacja, biedaczki. Wzięłam krótki prysznic, po którym rozczesałam z trudem włosy. Szybko ubrałam wyprasowaną szatę Gryffindoru, a włosy upięłam w zgrabnego warkocza i już po 20 minutach byłam gotowa. Wyszłam wesoło z łazienki i spostrzegłam, że mam jeszcze prawie pół godziny. Wzięłam pergamin i pióro, po czym wyszłam z dormitorium. Postanowiłam, że napiszę list do rodziców. Tak długo nic im nie pisałam, a takie wydarzenie jest raczej ważne. Skierowałam się po cichu do dziury w portrecie i chwilę później opuściłam Pokój Wspólny. Z uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę Sowiarni. Hogwart z rana jest przecudny. Wygląda jak stary zamek. Zamiast lamp, drogę oświetlają liczne świece i pochodnie, a po korytarzu nie kręci się żaden Huncwot. Istny raj na ziemi. Hogwart to zamiennik mugolskiej szkoły z internatem, śpimy tu, uczymy się, jemy...

Jak dom, mój dom.

Przez chwilę zastanawiałam się co może robić teraz Petunia. Ona właśnie chodzi do takiej szkoły z internatem. Tyle że rodzice mogą ją tam odwiedzić w każdej chwili. Przyznam, że nawet trochę jej współczuję. Hogwart, a raczej list z Hogwartu wywrócił moje życie do góry nogami. Nie wiem co bym robiła, gdybym go nie dostała. Byłabym teraz pewnie zwykłym człowiekiem... Kocham być czarownicą i za nic w świecie nie oddałabym swojej mocy. Zbyt dużo szczęścia mi się z nią kojarzy. Co z tego, że jestem szlamą? Co z tego, jeśli mogę być najszczęśliwszą szlamą na świecie? Nie ważne jakiej krwi jesteś, jak wyglądasz, czy ile masz pieniędzy. Wszyscy rodzimy się nadzy, wszyscy rodzimy się tak samo, wszyscy rodzimy się na ziemi. Ach! Ależ mnie zebrało na refleksje o życiu. W każdym razie doszłam do sowiarni. Wspinając się po schodkach naszły mnie wspomnienia jak spadałam. Otrząsnęłam się szybko i zaczęłam poszukiwania mojej sowy - Rue.

- Rue! - zawołałam - Rue! - chwilę później przyleciał do mnie słodki puchacz - Tu jesteś kochana - uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po pyszczku. Szybko naskrobałam coś na pergaminie i przywiązałam go do jej nóżki - do domu - oznajmiłam, na co wydała wesoły okrzyk i poszybowała w dal z prędkością światła. Gdy straciłam ją ze wzroku zerknęłam na zegarek. Minęło już dwadzieścia minut! Wstałam i pobiegłam z powrotem do dormitorium, w celu zabrania bagażu. Po wszystkim udałam się na błonia. Okazało się, że byłam pierwsza i jeszcze nikogo nie było. No jasne, mogłam się tego spodziewać. Zawsze musiałam przychodzić za wczas. Ale to lepiej, bo chociaż się nie spóźniłam.
Nie przedłużając, po pewnym czasie zeszła się cała grupa i byliśmy gotowi ruszyć w podróż. Wsiadając do autobusu niezdarnie, jak to ja walnęłam się w nogę o strome schodki. Zacisnęłam zęby i powstrzymałam łzy w oczach, by nie robić jakiejś szopki. Oczywiście musiałam usiąść obok Pottera, ale nie zwracałam na to jakiejś większej uwagi. To było oczywiste, skoro jest jedynym gryffonem (oprócz mnie). Z posępna miną usiadłam pod oknem i oparłam czoło o okno. Po chwili poczułam jak fotel obok mnie ugina się pod ciężarem Pottera.

- Hej - przywitał się wesoło, na co tylko burknęłam coś w stylu "daj mi spokój, będę się z tobą użerać kilka dni" oparłam się o szybę, założyłam mugolskie słuchawki na uszy i nawet nie wiem kiedy - usnęłam.

___

- Hej, śpiąca królewno, pobudka - usłyszałam czyjś szept tuż nad uchem.

- Wcale nie spałam - burknęłam do Pottera i poprawiłam się na fotelu - coś się stało? - spytałam marszcząc brwi

- Postój - odparł i wskazał na jakąś karczmę. W sumie nie mam pojecia dlaczego nie podróżujemy proszkiem fiu, ani czymś na styl Błędnego Rycerza. Ktoś sobie tak zażyczył i musimy bite osiem godzin płaszczyć dupe w autokarze. Gdy już zaparkowaliśmy na parkingu odezwał się jakiś głos.

- Uwaga! Mamy pół godzinny postój. Możecie skorzystać z toalety, zjeść coś lub po prostu poczekać. Pilnujcie zegarków, bo pojedziemy bez was! - no to nie źle. Ciekawe co mam robić przez ten czas. W sumie trochę chce mi się siku, więc pójdę do toalety i od razu się ogarnę. Jeszcze trzy godziny przed nami. Wyszłam z autokaru nabierajac dużo powietrza do płuc. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak było tam duszno.

- Hej Evans chodź coś zobaczyć - uśmiechnął się huncwocko Potter. Prychnęłam i poszłam w swoją stronę. Gdy już otwierałam drzwi do toalety ktoś mi przeszkodził. Tym kimś był nie kto inny jak James Potter.

- Czego? - warknęłam zakładając ręce na piersi.

- Czemu tak idziesz do toalety beze mnie? - posłał mi łobuzerski uśmiech.

- Serio? To ma być podryw? - prychnęłam rozbawiona jego głupotą.

- Jak na razie działa - spojrzał mi w oczy.

- Nie wydaje mi się - sapnęłam. Gdy tak na mnie patrzył zabrakło mi odwagi. Czułam się jakby mnie znał jak nikt inny na tym świecie. Odwzajemniłam spojrzenie przeszywając go od środka, by po dłuższej chwili namysłu jednym, krótkim, ale bolesnym ciosem trafić go tam, gdzie najbardziej boli. Zaklnął siarczyście, łapiąc się za krocze.

- Tak grasz Evans? - zaśmiał się. Nie tego się spodziewałam. Nie tego, co wydarzyło się chwilę po tym.

___
No witam
Pisałam, pisałam i oto powstało 😂
PS Dziękuję za prawie 4 tysiące wyświetleń!
💟

Evans, umówisz się ze mną? (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz