Rozdział 1 | Kominy i oceany

80 8 0
                                    

Po rozmowie z dziadkiem udałam się na piętro do kominka. Często podróżowałam za pomocą proszka Fiuu, ale zawsze coś działo się nie tak. Raz nawet zamiast deportować się do Londynu wylądowałam w Alpach.

Miałam szczerą nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie dobrze. Wzięłam do ręki garść proszku i po chwili byłam w Londynie. No nie było najgorzej. Otrzepałam się z sadzy i wyszłam na ulicę Pokątną.

Z miotłą w dłoni udałam się do sklepu z różdżkami. Dwa razy w roku przeszukiwałam właścicielem sklepu nowe dostawy by znaleźć tą jedną. Podczas przekopywania stert pudełek z różdżkami sklepikarz mówił o każdej z nich. Przez te wszystkie lata poznałam każdy model jego cechy oraz mogłam z zawiązanymi oczami wyszukać danej różdżki.
Już miałam wchodzić do sklepu gdy zauważyłam w środku dementorów i Sami Wiecie Kogo. Chcąc nie chcąc musiałam odpuścić sobie przeglądanie stosów patyków. Nie próbowałam nawet pomóc staruszkowi. To nie była moja walka. Voldemord musi zostać zabity po zniszczeniu wszystkich horkruksów. Co trochę potrwa.

Opuściłam ulice Pokątną by po chwili wsiąść na miotłę i wzlecieć ponad chmury. Na szczęście w Wielkiej Brytanii cały czas pada i mogę swobodnie latać.

W powietrzu moja szata całkowicie przemokła ale mimo wstrząsających mną dreszczy śmigałam dalej w powietrzu. Jeśli utrzymać dalej to tępo powinnam w ciągu dwóch godzin być nad oceanem.

Zgodnie z przewidywaniem po dwóch godzinach mroźnego i mokrego lotu stałam na wybrzeżu. Gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi jak najszybciej wyszłam z ciemnego zaułka i pobiegłam w stronę jakiegoś baru. Po drodze zmieniłam miotłę w długopis i schowałam do plecaka.

Ulice świeciły pustkami, więc spokojnie weszłam do ciepłego pomieszczenia. W środku parę pijaków patrzyło na mnie dziwnym wzrokiem dlatego czym prędzej skręciłam w stronę toalet.

W łazience zdjęłam szatę i wysuszyłam ją oraz siebie zaklęciem. Właśnie miałam włożyć szatę do plecaka gdy wpadłam na genialny pomysł. Powiesiłam czarny materiał na drzwiach toalety i ubrałam na siebie zwykłe czarne jeansy, białą koszulkę a na nią ciemnofioletową bluzę z logiem AC DC. Założyłam na głowę kaptur wychodząc z toalety uprzednio zabierając szatę oraz plecak. Rozejrzałam sie uważnie czy przy umywalkach nie ma kamer i podniosłam zaklęciem szatę podpalając ją. Napawałam się tym widokiem aż ostatnie kawałki ubrania nie zostały spopielone.

Z satysfakcją opuściłam barowy kibel. Usiadłam przy ladzie przeglądając ofertę gdy usłyszałam dźwięk nocnych wiadomości.

- I kolejny raz Avengers ocalili New York! Nasi bohaterowie niestety w czasie bitwy zniszczyli połowę miasta. Jedną z przyczyn tak licznych strat jest szał Wandy. Mamy nadzieję, że to się więcej nie powtórzy...

Tyle mi wystarczyło by zapomnieć o głodzie. Szybko wstałam z barowego krzesła i wyszłam trzaskając drzwiami. Przemierzając ulice starałam się opanować gniew. Czy naprawdę zawsze gdy ktoś jest silniejszy, popularniejszy lub lepszy to traktuje się go ulgowo?!! 

Gdyby jakiś zwykły człowiek zniszczył pół miasta to od razu dostałby dożywocie. Czemu świat jest taki niesprawiedliwy?!

Po uspokojeniu zszargarych nerwów postanowiłam odpuścić sobie lot nad oceanem i deportowałam się poprostu na Manhattan. Tu z kolei słońce dopiero zachodziło więc dając za wygraną poszukałam jakiś noclegów. O dziwo szybko znalazłam zakwaterowanie w hotelu i po chwili mogłam rozkoszować się mięciutkim łóżkiem.

Skąd miałam na to pieniądze?  Powiem tyle: magia. Heh. Jutro będę miała urwanie głowy dlatego porządny sen dobrze mi zrobi. Zanim zapadł zmrok już chrapałam w najlepsze.

~~~~

I leci kolejny :3

Co tam u was? ja nadal jestem na kacu powakacyjnym :/

Bayo
RZAPKA

Avengers / Hogwart Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz