Rozdział II

25 4 2
                                    

Lilith

Szłam korytarzem w kierunku pokoju Alex, pchając przed sobą wózek z przygotowanym przeze mnie śniadaniem.
Lekko już za długa grzywka wpadała mi w oczy, zirytowana odgarnęłam ją na bok ruchem głowy, przez co zachwiałam się lekko, szarpiąc wózek. Na szczęście z dzbanuszka z herbatą nie uleciała ani kropelka, żadna z bułeczek nie poleciała na ziemię i jak reszta jedzenia oraz porcelany zostały na swoim miejscu.
Westchnęłam z ulgą, mówiąc sobie, że nie nadaję się do tej roli.
Poszłam dalej, myśląc o tym, że koniecznie muszę skrócić grzywkę.
Dotarłam do drzwi sypialni i uchyliłam je, zaglądając do środka. Dziewczyna siedziała na przy oknie na parapecie, z jedną nogą podciągniętą pod brodę. Wpatrywała się w widok za oknem. Jej delikatne, różowe wargi były lekko rozchylone, co nadawało jej bladej twarzyczce niezwykle dziecinnego wyglądu. Złote włosy spływały jej na plecy, niezdarnie ułożona grzywka przykrywała jasne czoło. Szczupłymi rękoma obejmowała kolano, przez podniesioną nogę biała, zwiewna koronkowa sukienka zsunęła się z jej nóg, przykrywając jedynie kawałek ud. Jej nogi były długie i szczupłe, tak blade, że aż biło od nich światło. Wpadające przez okno promienie wschodzącego słońca delikatnie lizały sylwetkę dziewczęcia, sprawiając, że jej włosy mieniły się jak gdyby były ze szczerego złota. Była piękna, taka, siedząca w białej halce w promieniach słonecznych. Tak dziewczęca i powabna jak nikt inny nie może.
Odwróciła głowę w moją stronę, najwyraźniej wyczuwając czyjąś obecność. W jej błękitnych, czystych jak bezchmurne niebo oczach przez moment dostrzegłam pewność siebie, tą samą pewność siebie, z jaką patrzyła na mnie na naszym pierwszym spotkaniu.

Nie podobało jej się w tym obskórnym, brudnym, zatłoczonym miasteczku. Zbyt dużo było tutaj dorosłych, nie mogła dostrzec żadnych dzieci.
Złotowłosa rozglądała się, przyglądając mały paluszek do lekko rozwartych ust, szukając jakiegokolwiek towarzystwa, stając na niezbyt wysokim postumencie obok obojga rodziców. Nudziło jej się niezmiernie, kiedy wraz z rodzicami musiała znów ogłaszać wieści kolejnemu miasteczku w Charadrius. Nie mogli zrobić tego podwładni? Bezsensu robić to osobiście... Jednak rodzice byli nieugięci w tej kwestii i za nic uważali humorki dziecka.
Zauważywszy w końcu biegnąca pomiędzy ludźmi małą ciemnowłosą dziewczynkę, uśmiechnęła się wesoło, wyrwała małą rączkę z uścisku matki i ruszyła za nią, śmiejąc się i nie robiąc sobie nic z rozpaczliwych nawoływań rodzicielki.
Dopadła ciemnowłosą w ciemnym zaułku, gdzie wpadła na nią ze śmiechem.
- Gdzie tak uciekasz, maluszku? - zapytała. Dziecko wpatrywało się w nią jak zahipnotyzowane, zachwycone jej osobą.
- Jak Ci na imię? - zapytała z uśmiechem złotowłosa. Dziecko spuściło wzrok.
- Li-Lilith - wydukała ciemnowłosa dziewczynka.
- Ależ śmieszne imię! -zachichotała złotowłosa i wyciągnęła dłoń w stronę nowopoznanej towarzyszki. - A ja jestem Alex.
Jednak zanim ciemnowłosa zdążyła uchwycić śliczną rączkę dziewczynki, jakiś mężczyzna chwycił ją pod pachy i uniósł w górę.
- Oj Alex, ile razy jeszcze mam Ci powtarzać, że nie możesz uciekać matce - powiedział ze śmiechem, po czym spojrzał na ciemnowłosą dziewczynkę, ubraną w obdarte łachmany.
- To moja nowa koleżanka - zawiadomiła złotowłosa. Mężczyzna skrzywił się z niesmakiem.
- Won mi stąd, mała pluskwo! - warknął na dziecko, które natychmiast schowało się w kącie ciemnego zaułku i ochroniło głowę kościstymi rękoma, broniąc się przed ewentualnym atakiem. Mężczyzna splunął na nie i odwrócił się na pięcie, trzymając zniesmaczoną jego zachowaniem złotowłosą na rękach.
- Takie robale jak to, nie mają prawa zadawać się z panienką - powiedział opryskliwie. Dziewczynka spojrzała na niego zimno.
- Nie jesteś od niej lepszy - powiedziała, tymi słowami wzbudzając w mężczyźnie strach.
Mimo swych ośmiu lat doskonale pojmowała zaistniałą sytuację.
Mężczyzna skrzywił się urażony, jednak nie mógł zrobić nic, zważając na pozycję dziecka i na to, iż miała rację.
Dziewczynka spojrzała za siebie, nawiązując z ową "pluskwą" kontakt wzrokowy. Nie była pewna dlaczego, ale wiedziała, że jest w niej coś, co chce zatrzymać przy sobie. Coś co musi poznać, zgłębić. Patrzyła pewnie w jej fiołkowe oczy, widząc w nich strach i niepewność. "Jeszcze się spotkamy" pomyślała złotowłosa.
Od tamtej właśnie chwili umorusana kurzem i węglem ciemnowłosa dziewczynka zaczęła szukać pięknego dziecka imieniem Alex.

- Co tak stoisz w wejściu? Zacięłaś się? - oczy Alex przepełnione były ciepłem. Wzdrygnęłam się i otworzyłam szerzej drzwi, wjeżdżając wózkiem do pokoju, a następnie zamykając za sobą.
- Nie ubrałaś się - zwróciłam jej uwagę. Kiwnęła głową i wstała powoli z parapetu.
- Istotnie - odparła z zadziornym uśmiechem. - Zrobię to później.
Podeszła do stoliczka i usiadła na jednym z bordowych foteli.
Obserwowałam jej zgrabne ruchy, kształty rysujące się delikatnie pod białą halką.
Popchnęłam wózek w jej stronę. Położyłam na stoliku talerz z gorącą jajecznicą i talerzyk z małą kostką masła i dwiema, świeżymi, nawet jeszcze ciepłymi bułeczkami. Podałam dziewczynie sztućce, a ta od razu zabrała się do pałaszowania śniadania.
- Na szczęście dzięki temu, że obudziłaś się wcześniej, możesz sobie na to pozwolić - powiedziałam, nalewając do filiżanki parującą herbatę i stawiając ją przed dziewczyną. Spojrzała na mnie wpychając w siebie bułeczkę obficie posmarowaną masłem.
- Widzisz - ledwo zrozumiałam co mówi, gdyż jej buzia była tak wypchana jedzeniem, że jej policzki zrobiły się okrągłe jak u chomika. - Ja to wszystko zaplanowałam.
Zaśmiałam się.
- Nie wątpię - mruknęłam pod nosem i zachichotałam cicho, zabierając pusty talerz po jajecznicy i stawiając go na wózek.
Mimo, iż Alex była w moim wieku, nie po raz pierwszy czułam się od niej starsza co najmniej o pięć lat.
Westchnęłam z uśmiechem, stawiając przed nią talerz z kawałkiem brownie, ozdobionym bitą śmietaną i kawałkami świeżych truskawek.
Podczas gdy złotowłosa zajadała się śniadaniem, ja podeszłam do łoża, chcąc sprawić, by na powrót wyglądało jak porządny mebel.
- Dziś wielki dzień, co? - ułożyłam porządnie ogromną poduszkę na szczycie łóżka. Doszedł mnie niezadowolony pomruk znudzenia. Spojrzałam na dziewczynę, patrzącą na mnie zbolałym wzrokiem.
- Widzę, jak się cieszysz - wróciłam do ścielenia łóżka, zostawiając ją sam na sam z resztką czekoladowego ciasta.
Skończywszy, spojrzałam na efekt mojej pracy i wróciłam do złotowłosej, rozwalonej na fotelu, najwyraźniej sytej i zadowolonej.
Załadowałam brudne naczynia na wózek i starłam ścierką okruszki ze stolika.
- No nie wiem, czy teraz dopniesz się w to swoje piękne wdzianko - zachichotałam, a Alex w odpowiedzi pogroziła mi pięścią.
- Wybierałam je przez całe pięć tygodni! - udawała poważną, ale nie wytrzymała długo i zaczęła się śmiać.
Wsłuchiwałam się w ten dźwięczny śmiech, uśmiechając się czule.
- Poproszę Vincenta, żeby Ci go przyniósł - ruszyłam z wózkiem w stronę drzwi. - Wolałam, żebyś ubrała się w to później, ale najwyraźniej inaczej zostaniesz w pidżamie.
- Zgadłaś, Lilith - Alex uśmiechnęła się szyderczo, a ja ze śmiechem opuściłam pokój, kierując się do kuchni, a moje myśli znów skierowały się w stronę zbyt długiej grzywki.
Po drodze do kuchni zastukałam do drzwi jednego z pokoi. Otworzył mi wysoki brunet o szarych oczach.
- Lilith? Co tak wcześnie? - zapytał, drapiąc się po głowie.
- Vincencie - westchnęłam, patrząc na niego wymownie, a on lekko skruszony naciągnął mocniej bluzkę pidżamy.
- Wybacz - szepnął. - Jak ona się czuje?
- Dobrze - odparłam. Skinął głową i odetchnął jakby z ulgą.
- Przynieś proszę ubranie do jej pokoju - powiedziałam szybko i odeszłam, zostawiając zmieszanego chłopaka w drzwiach jego sypialni.
- Lilith, wszystko... - zaczął, ale przerwałam.
- W porządku - dokończyłam za niego, jednak nie obejrzałam się za siebie.
Czułam nieznośne ciepło na policzkach, które pojawiło się po wczorajszym, wieczornym pocałunku, złożonym bezkarnie na moich ustach.
Zrezygnowany chłopak spuścił wzrok i zamknął drzwi pokoju, z zamiarem szybkiego odziania się i wykonania zadania zleconego przez ciemnowłosą.
Otarłam wargi wierzchem dłoni, wciąż czując na nich usta Vincenta. Zacisnęłam zęby pchając coraz szybciej wózek do przodu, czując, że moje oczy robią się szklane.

Gdy rozkwitną kwiaty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz