Nie dotrzymał obietnicy...

337 12 6
                                    

   Mistrz Eliksirów siedział na swoim ulubionym, czerwonym fotelu - chociaż nigdy nie przyznał by się do tego żonie - i czytał kolejny, bzdurny artykuł w Proroku Codziennym. Był zmęczony, oczy mu się zamykały, ale chciał ją jeszcze zobaczyć. Od śmierci Dumbledore'a widywał się z nią głównie na posiłkach w Wielkiej Sali. Choć i tam rzadko przychodziła, szczególnie na początku, kiedy i ona mu nie wierzyła. Miała do niego pretensje o zabójstwo Albusa. Rozumiał to, w końcu był ich przyjacielem, jednym z nielicznych, którzy wiedzieli o ich małżeństwie. Jednak udało mu się jej wszystko wytłumaczyć. Zrozumiała i był za to niezgonnie wdzięczny Merlinowi. Była dla niego jak balsam na rany, nie wiedział i nie chciał wiedzieć, co by bez niej zrobił. Jednak obecna sytuacja ją wykańczała, tym bardziej, że szczególnie mocno dostawało się jej Gryfonom, a on jako dyrektor nie mógł nic z tym zrobić. Te nieliczne i krótkie momenty, gdy mogli  być razem sam na sam ostatnio zmiejszyły się dramentralnie. Nie chciał tego, ale nie mógł nic na to poradzić, w końcu był starym, wrednym, pozbawionym ludzkich uczuć Śmierciożercą, który miał na swoim sumieniu więcej niewinnych dusz niż potrafił policzyć. Usłyszał skrzypnięcie drzwi, któremu towarzyszyło ciche westchnięcie. Uśmiechnął się, tak, uśmiechnął. Tylko przy niej sobie na to pozwalał. Tylko przy niej mógł tak na prawdę być sobą. Kochał ją i to nie stanowiło żadnej wątpliwości. Bardziej obawiał się, że jej miłość do niego wygasa i w cale się jej nie dziwił. Był w końcu mordercą, pobratyńcem Voldemorta...
- Znowu czytasz te głupoty? - usłyszał jej cichy głos tuż obok, zupełnie tak jakby bała się, że i tu ktoś może ich usłyszeć.
- Czekam - odparł, nie pytał, co dzisiaj ją tak długo zatrzymało, odnosił dziwne wrażenie, że nie chciał tego wiedzieć. Złożył gazetę i wstał biorąc ją w ramiona. Przytulił ją tak mocno jak tylko potrafił, słyszał jak rozpaczliwie łapie powietrze.
- Se- Severus, u- duu-sisz mnie - wystękała, czując jak żebra ledwo jej wytrzymują żelazny uścisk męża.
- To już jutro - powiedział tak samo cicho jak i ona, uwalniając ją z uścisku.
  Podniosła na niego przerażny wzrok.
- Jutro to wszystko się skończy, kochanie - dodał patrząc w prost w jej zielone oczy. - Obiecaj, że przeżyjesz, obiecaj, że nie zrobisz żadnego głupstwa.
- A obiecasz, że wrócisz? - wyszeptała odwracając od niego wzrok, doskonale znała odpowiedź.
- Minerwa - wychrypiał, - kocham Cię, ale czasami trzeba coś poświęcić dla większego dobra.
- Nie cytuj mi tu Dumbledore - warknęła wybuchając płaczem, usiadła na ogromnym łóżku z baldachimem, zakrywając twarz dłońmi.
- Min, moja droga  - powiedział dosiadając się do niej i obejmując ją delikatnie ramieniem. - Nie płacz...
- Severus, ja, ja jestem w ciąży - powiedziała przez łzy. Mistrz Eliksirów zamarł na te słowa. Tyle lat starali się o dziecko, tyle lat, a musiało to się stać akurat teraz, kiedy on mógł zginąć w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin.
- Obiecam ci, że wrócę, jeśli obiecasz, że będziesz na siebie uważać, na was. Nie będę zmuszał cię, żebyś została, bo i tak mnie nie posłuchasz, ale macie przeżyć, rozumiesz? - spytał się patrząc na kobietę.
- Rozumiem i obiecam, jeśli wrócisz, żywy...
- Wrócę. Wiesz, już jaka płeć? - spytał chcąc zmienić temat.
- Chłopczyk - odpowiedziała z uśmiechem kładąc dłoń na brzuchu, który był już lekko zaokrąglony.
- Kiedy? - dopytywał.
- Trzeci października.
- Nazwiemy go Albus Alastor - powiedział, - na cześć jego wujków, którzy stracili życie, aby mógł urodzić się w wolnym od wojen świecie.
***
  Trzymała swojego trzyletniego syna za rączkę i płakała. Jak zawsze o tej porze roku, jak każdej nocy, gdy była sama, gdy już nie było go  przy niej, kiedy odszedł. Nie wywiązał się ze swojej części umowy. Nie dotrzymał obietnicy. Nie wrócił. Odszedł tamtego wieczora, tamtej nocy, poszedł do niego i nie wrócił. Zostawił ich. Ją i jego jeszcze w ów czas nie urodzonego syna samych. Od tamtego czasu minęły cztery lata, przychodzi tutaj każdego dnia. Każdego dnia opowiada mu, co się wydarzyło, jakie postępy poczynił ich syn. W każdą rocznicę jego śmierci przychodzi tu z synem. Nazwała go tak jak sobie życzył, tylko z jedną zmianą, dodała jedno imię osoby, która również poświęciła dla niego swoje życie:
  Albus Alastor Severus Snape.
  Dbała o to, żeby pamiętał o swoim ojcu, aby wiedział jaki był na prawdę, że ich kochał. Tak samo jak ona wciąż kochała go, mimo, że nie dotrzymał obietnicy. Ona wciąż tu była, pilnując aby jego, ich marzenia się spełniały. Dbając, by ludzie zapamiętali go takim, jakim był na prawdę, miłym, troskliwym, kochającym Severusem Tobiasem Snape'em. W końcu nie na darmo nazywa się Minerwa Isobel Snape...

 MiniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz