IV. Wyruszajmy na misję

1K 108 23
                                    

Spakowana, stałam przed wejściem do sali drzwi. W rękach trzymałam swoją starą torbę podróżną, a przez ramię miałam przewieszoną niewielką sakiewkę, w której trzymałam podręczne rzeczy. Oczekując na przyjście przyjaciółki, upewniałam się w myślach, że na pewno wszystko spakowałam i nie miałam się czym martwić.

Była wtedy noc, godzina druga. Pakowanie zajęło mi cały wieczór, przez co musiałam przełożyć zaplanowane spotkanie z młodą wampirzycą na później. Umówiłyśmy się, że pożegna mnie przed samym moim wyjazdem, dlatego druga w nocy była najodpowiedniejszą na to godziną.

Po paru minutach czekania, zauważyłam w oddali różowo-czarne kitki, a następnie roześmiane zielone oczy, których widok sprawił uśmiech na mojej twarzy. Automatycznie rozłożyłam ręce, pozwalając dziewczynie się w siebie wtulić.

- Już myślałam, że Cię nie zobaczę - powiedziała z wyrzutem, powoli się ode mnie odsuwając.

- Miałabym się niby z Tobą nie pożegnać?

- Napięty grafik i te sprawy...

- Dla Ciebie się zawsze znajdzie miejsce - uśmiechnęłam się. - W końcu czeka nas tydzień rozłąki, nie wybaczyłabym sobie, gdybyśmy się nie zobaczyły przed wyjazdem.

- Dobrze to słyszeć - wampirzyca odetchnęła z ulgą, odwzajemniając mój uśmiech.

Nagle kątem oka zauważyłam niebieskowłosego, który stanął obok nas na chwilę, jakby chcąc odpocząć od dźwigania ciężkiego bagażu. Spojrzałyśmy razem z Karenn na elfa, oczekując choćby przywitania się, jednak jedyne co dostałyśmy z jego strony, to głośne ziewnięcie i znudzony wzrok, którym nas obdarzył.

- Za bardzo słodzicie - odezwał się, ponownie podnosząc swój bagaż, po czym odszedł od nas na kilka metrów.

- Mam nadzieję, że nie pozabijacie się nawzajem w drodze - powiedziała Karenn, zbliżając się do mnie, żeby Ezarel nie mógł tego usłyszeć. - Sprawdź jego sakiewkę, czy nie zabrał żadnych niebezpiecznych dla Ciebie substancji...

- Daj spokój - zaśmiałam się, delikatnie ją odpychając. - To, że się kłócimy, nie znaczy, że musimy się od razu zabijać! Choć przyznam, że ułatwiłoby to sprawę.

- Erica, noga - usłyszałam głos Ezarela. - Musimy ruszać.

- Noga? Zmieniam zdanie, nie wróci żywy - wycedziłam przez zęby, czując napływający gniew.

- O tym mówiłam. Pamiętaj, jeśli coś mu zrobisz, Miiko Cię ukarze, więc postaraj się go nie ukatrupić, a potem razem coś na niego wymyślimy, dobra?

- Dziękuję, Renn - ostatni raz przytuliłam dziewczynę, po czym zaczęłam ruszać w stronę pojazdu, stojącego między bazarami.

- Bezpiecznej podróży! - pomachała nam na pożegnanie, znikając z mojego punktu widzenia.

Otworzyłam drzwi do porcelanowej bańki, przez chwilę zachwycając się jej wyglądem. Dawała złudzenie, jakby w jej środku wirowały płatki śniegu, które jednocześnie oświetlały grunt. Pojazd był zaprzęgany przez Danalasm, więc nic dziwnego, że wyglądał, jak wyjęty ze śnieżnej krainy. Było to rzadkie zjawisko, widzieć owe chowańce w Kwaterze Głównej, jednak nie takie rzeczy mnie już spotykały.

Odbiłam się od ziemi, wchodząc do środka. Czekał tam na mnie Ezarel ze swoją znudzoną miną, którą obdarowywał mnie i Karenn kilka minut temu. Rzuciłam mu wrogie spojrzenie, po czym zajęłam miejsce po tej samej stronie co on, jednak preferowałam przytulać się do przeciwległej ściany, niż siedzieć blisko kogoś, kto niedawno potraktował mnie jak psa.

Lubi, nie lubi || EldaryaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz